Premier League. Steven Gerrard zmienia rolę. Będzie nowym Pirlo?

Chociaż głównym zadaniem Brendana Rodgersa jest przywrócenie Liverpoolu do rywalizacji w Lidze Mistrzów, dla kibiców "The Reds" równie istotna jest ambicja szkoleniowca, by na koniec kariery Stevena Gerrarda zrobić z niego piłkarza w typie... Andrei Pirlo. Czy ta misja jest z góry skazana na niepowodzenie?

Starzeć się dumnie

Nie ma nic złego w tym, by rozmawiać o końcu kariery angielskiego pomocnika. Jeszcze gdy szkoleniowcem Liverpoolu był Kenny Dalglish, a sezon 2011/12 minął Gerrardowi na leczeniu urazów, pojawiły się pierwsze głosy, że klub musi szukać jego następcy. W pierwszym roku pracy Rodgersa jeszcze kapitanowi udało się wrócić na przyzwoity poziom, lecz ten sezon pokazuje, że ambicje Liverpoolu niekoniecznie muszą iść w parze z pozycją legendy w wyjściowej jedenastce.

Na szczycie swojej kariery, gdy to jego gole i dyspozycja decydowały o zwycięstwach w Pucharze Anglii i Lidze Mistrzów, Gerrard był pomocnikiem kompletnym, spełniającym większość ról w środku pola. - Gdy w 2005 roku został uznany jednym z trzech najlepszych piłkarzy w Europie, tylko Gianluca Zambrotta mógł rywalizować z nim pod względem tak wielu technicznych i fizycznych charakterystyk stylu gry - pisał Michael Cox dla ESPN przy okazji towarzyskiego meczu Liverpoolu z Olympiakosem zorganizowanego latem na cześć Gerrarda właśnie.

Jednak w wieku 33 lat Steven Gerrard coraz mniej może zaoferować swojej drużynie jako indywidualność. Jordan Henderson jest tym silniejszym i bardziej dynamicznym z pomocników, Lucas Leiva znacznie lepiej i bezpieczniej podaje, także zabezpieczając defensywę, a Joe Allen, chociaż bez wielkiej formy w tym roku, jest przez Rodgersa uważany za przyszłość środkowej linii Liverpoolu. W systemie Rodgersa ofensywnie grający tercet Coutinho-Sturridge-Suarez nie pozwala też pomocnikom na takie zaangażowanie w ataku, z którego Gerrard niegdyś słynął.

Zagrożenie tylko z karnych

Temat Gerrarda grającego w tej roli Rodgers poruszył na pierwszej rozmowie z kapitanem po przyjściu do klubu, a nie przez wąski skład i kontuzje Allena czy Leivy. - Patrząc na wszystkich piłkarzy, zawsze zastanawiam się, jak mogę nie tylko wykorzystać ich na boisku doraźnie, ale i w dłuższej perspektywie - tłumaczył menedżer Liverpoolu. - W przypadku Stevena chodziło nie tylko o ustawienie go na tej pozycji, ale też dostrzeżenie, że on ma do tego umiejętności do gry na najwyższym poziomie.

Największą uwagę przykuły niedawne komentarze szkoleniowca Liverpoolu, który otwarcie stwierdził, że ma on wielką szansę na bycie dla swojej drużyny tym, kim jest Andrea Pirlo w Juventusie czy już okazjonalnie Javier Zanetti w Interze. O ile porównanie z Argentyńczykiem ma więcej sensu, tak przy domniemanym podobieństwie Anglika do Włocha jest znacznie więcej znaków zapytania - a stawia je sam Gerrard swoimi występami.

W ostatnich spotkaniach Liverpoolu ze Stoke City, Aston Villą i West Bromem, to drużyna Rodgersa była dominującą i silniejszą jednak wywalczyła tylko pięć punktów. O ile jeszcze za grę w defensywie Steven Gerrard był chwalony, tak jego udział w atakach można było ograniczyć jedynie do dwóch wykorzystanych rzutów karnych. Nie ma też przypadku w tym, że to były również jego jedyne próby strzałów z tymi rywalami.

Przepaść nie do nadrobienia

Przy kopiowaniu tego, co robi Pirlo - kontrolowaniu spotkań z głębi pola, przejmowaniu ciężaru rozegrania od obrońców, szukaniu dalekich prostopadłych podań na zawodników ofensywnych - jest zasadniczy problem. Steven Gerrard nie pasuje do tego profilu. W przeciwieństwie do Włocha, jeśli już zagrywa długie podania, to raczej na skrzydła, a nie prostopadle. Także nie ma tego komfortu w prowadzeniu piłki, spokoju w dryblingu pod pressingiem rywala i umiejętności znalezienia szybkiego rozegrania na jeden kontakt, by stworzyć sobie więcej miejsca.

Jest kilka tego przyczyn - po pierwsze, tempo w Premier League jest wyższe, a coraz więcej rywali decyduje się na grę pressingiem. Po drugie, Steven Gerrard nigdy nie był wybitnym ani nawet dobrym dryblerem - bazował raczej na szybkości i umiejętności wbiegania w wolne przestrzenie pod bramką rywala, niż tworzenia ich samemu w pobliżu własnej defensywy.

Poprzednicy Rodgersa starali się pomocnikowi zagwarantować raczej jak najwięcej swobody, a nie sprowadzać jego rolę do taktycznej dyscypliny. Nawet na szczycie jego kariery pojawiały się autorytety wątpiące w zdolności Gerrarda. Jednym z nich był Arrigo Sacchi, który twierdził, że Anglikowi brakuje taktycznego "know-how" do wkroczenia na najwyższy poziom.

Mediolan, nie Turyn

Stąd największym piewcą talentu Gerrarda w nowej roli pozostaje Brendan Rodgers. Irlandczyk stara się, by w środku sezonu ta zmiana kapitana była jak najmniej bolesna - dlatego to Jordan Henderson jest teraz centralną postacią środka pola Liverpoolu. To dynamiczny pomocnik asekuruje Gerrarda, stara się mu pomagać w grze defensywnej, ale też włącza się do ataków. Świetnie to wychodziło w derby Merseyside, lecz wtedy cały Liverpool był cofnięty na własną połowę, oddał inicjatywę Evertonowi i po prostu bardzo skutecznie go kontrował.

- Wiedziałem, że przyjdzie ten moment w mojej karierze, gdy zacznę grać bardziej cofnięty, ale też zdawałem sobie sprawę, że kiedy to się stanie inni będą mówić o tym częściej niż ja sam - twierdzi Gerrard. Po prawdzie, to jego menedżer robi najwięcej szumu w tym temacie. - Jeśli spojrzycie na mecz z Evertonem, dostrzeżecie, że to on dyktował tempo, rządził i organizował drużynę - twierdził Rodgers po derby Liverpoolu. Był on zachwycony do tego stopnia, że w środku tej samej nocy i już po obejrzeniu powtórki wysłał swojemu kapitanowi SMS chwalący go za to, jak ustawiał się na boisku.

Porównania do Pirlo ze względu na oczywiste różnice w stylu gry ofensywnej są niecelne i zmienianie roli Gerrarda w tym kierunku może się nie sprawdzić. Pozytywne sygnały wynikają wyłącznie z jego pracy w defensywie. - Wiem, że teraz muszę się bardziej kontrolować i pomagać drużynie, niż za nią samemu ratować spotkania - tłumaczy Gerrard.

Może więc popisów podobnych do tego z finału Ligi Mistrzów w 2005 roku już nie będzie, ale jego pozycja w wątłej kadrowo linii pomocy Liverpoolu wciąż nie jest do przecenienia. Może Brendan Rodgers wkrótce również zorientuje się, że Gerrardowi bliżej do Zanettiego i w tym kierunku tę rolę kapitana rozwinie. Przecież kto jak kto, ale Argentyńczyk to piłkarsko wciąż starzeje się pięknie.

Czy Gerrard może być jak Pirlo?
Copyright © Agora SA