Liga angielska. Suarez legendą nie zostanie

- Mam wrażenie, że gdyby grał w Arsenalu, liga zostałaby rozstrzygnięta do świąt - tak o Luisie Suarezie mówi Martin Keown, były obrońca "Kanonierów". Pomimo letnich perturbacji z jego transferem Urugwajczyk zachwyca. W 9 spotkaniach ligowych zdobył 13 bramek i zaliczył 2 asysty.

Meczem z Norwich po raz kolejny przypomniał kibicom o swoich nadprzeciętnych umiejętnościach. Cztery gole i asysta w jednym spotkaniu nie zdarzają się często. Każda kolejna bramka nie ustępowała urodą poprzedniej. Strzał z 35 metrów spadający bramkarzowi za kołnierz, ładne wykończenie po rzucie rożnym, minięcie kilku zawodników rywali i techniczny strzał oraz gol z rzutu wolnego. A wszystko to przypieczętowane asystą. Czego więcej można wymagać?

To był dopiero pierwszy hat trick Suareza na Anfield Road, lecz już trzeci w pojedynkach z Norwich. Za co Urugwajczyk mści się na "Kanarkach"? Tego nie wiadomo, lecz to dopiero pierwszy taki przypadek w historii Premier League. - Powinien być wymieniany w jednym rzędzie z Messim i Ronaldo - mówi jego trener Brendan Rodgers. - Przez kilka lat grali we własnej lidze, lecz Luis ma dopiero 26 lat i nadal rozwija swoją grę. -

- Cieszy się tym, co robi. Jest samolubny, lecz tacy są najlepsi napastnicy. Myślę, że plasuje się wyżej niż Ruud van Nistelrooy. Może nie ma takiej szybkości jak Thierry Henry, z którym grałem, lecz Suarez jest niemal kombinacją Henry'ego i Dennisa Bergkampa. Strzela tak fantastycznie różne bramki - ocenia Keown, porównując go do dawnych gwiazd Premier League.

Hat tricki w Anglii Suarez strzela co 20.3 spotkań, czyli najczęściej spośród wszystkich 46 piłkarzy, którzy zdobyli trzy bramki w jednym meczu co najmniej dwa razy. Już w zeszłym sezonie mógł zostać królem strzelców, lecz wszystko zepsuł jednym głupim wyskokiem. Mówiąc o Suarezie nie da się pominąć ugryzienia Branislava Ivanovicia podczas spotkania z Chelsea. Urugwajczyk został zawieszony na 10 spotkań, tracąc tym samym końcówkę sezonu - najlepszym snajperem okazał się Robin van Persie - i początek kolejnego.

W lecie był zdesperowany by opuścić Liverpool na rzecz drużyny występującej w Lidze Mistrzów. Najgłośniej było o zainteresowaniu Arsenalu. Londyńczycy złożyli ofertę w wysokości 40 milionów i 1 funta wierząc, że aktywuje to jego klauzulę odejścia. Tak się jednak nie stało. Liverpool był zmuszony jedynie do "rozważenia decyzji". Suarez używał wielu sztuczek, byle tylko osiągnąć swój cel. W mediach oskarżał Liverpool i Brendana Rodgersa o złamanie obietnicy danej mu przed poprzednim sezonem - brak miejsca w czołowej czwórce miał być równoznaczny z pozwoleniem na jego odejście. Pomimo to klub nie ugiął się pod jego żądaniami. - Myśleliśmy jedynie o zatrzymaniu naszych najlepszych piłkarzy - mówi dziś Rodgers żartując, że cena za Urugwajczyka wzrosła do poziomu "40 milionów i 2 funtów".

Suarezowi mocno dostało się od mediów i kibiców. Klub wspierał go w trudnych, a wręcz beznadziejnych sytuacjach, w jakie Urugwajczyk wpakował się sam. Za obrażanie Patrice'a Evry został zawieszony na 8 spotkań. Za wspomniane ugryzienie Ivanovicia z trybun obserwował kolejnych 10 spotkań. Te sytuacje wspominał Rodgers mówiąc o "długu", jaki wobec klubu i jego fanów posiada Urugwajczyk.

Wydawało się, że dla nich Suarez będzie skończony. Tak się jednak nie stało. Po powrocie do gry został przywitany brawami. Schodząc z boiska we wczorajszym meczu z Norwich dostał owacje na stojąco. W dość podobnej sytuacji znalazł się Wayne Rooney w Manchesterze United. Anglik również chciał odejść, lecz dobre występy sprawiły, że fani "Czerwonych Diabłów" zapomnieli o jego grzeszkach. - Kibice piłkarscy często twierdzą, że są twardzi i nie wybaczają, lecz szybko zapominają o swoich pryncypiach, gdy chodzi o gwiazdy pokroju Suareza czy Rooneya - pisał Mark Ogden w "The Telegraph", tłumacząc te sytuacje.

I choć wbrew temu co mówi Rodgers Suarez nie ma szans na zostanie legendą Liverpoolu - taką jak chociażby Kenny Dalglish - kibice na Anfield Road z chęcią będą oklaskiwać Urugwajczyka. Wystarczy, że ten nie przestanie strzelać bramek. Nie będzie uwielbiany jako człowiek, nie będzie traktowany jako ikona klubu jak Steven Gerrard. Luis Suarez to modelowy przykład profesjonalisty, dającego z siebie wszystko niezależnie od okoliczności, chcącego grać na jak najwyższym poziomie. Pozostanie znakomitym, a może nawet wybitnym piłkarzem. By zasłużyć na to miano, powinien poprowadzić Liverpool do Ligi Mistrzów. To uczciwy układ, choć odarty z uczuć, warunkujący je wyłącznie przez pryzmat wyników.

A w czerwcu czekają nas mistrzostwa świata w Brazylii. W jutrzejszym losowaniu wiele reprezentacji zechce uniknąć Urugwaju - chociażby ze względu na zabójczą formę Suareza, będącego w stanie rozbić rywala w pojedynkę. Na mundialu w RPA był gwiazdą drużyny, która zajęła 4. miejsce.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA