Premier League. Okoński: Nieświęta przyszłość Boruca

Nie kuriozalne zachowanie w meczu z Arsenalem i nie pechowy gol puszczony w meczu ze Stoke zadecydują o przyszłości Boruca w Southamptonie. Polski bramkarz po prostu nie pasuje do taktyki Mauricio Pochettino - pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Każdy wie, że wpadki zdarzają się nawet najlepszym bramkarzom. Maślane ręce, rozminięcie się z dośrodkowaniem, ale też nagły podmuch wiatru czy kępka trawy, zmieniające tor lotu piłki, zostają w naszej pamięci dzięki niezliczonym powtórkom czy kompilacjom w serwisie YouTube. Błąd Artura Boruca z 22. minuty meczu z Arsenalem - seria zwodów, mających zmylić naciskającego go Oliviera Giroud, zakończona stratą piłki i bramką dla Kanonierów - będzie oczywiście ozdobą tych kompilacji, ale polski bramkarz nie musiał tracić humoru z jej powodu na dłużej niż kilkanaście minut. Menedżer Southampton Mauricio Pochettino stanął zresztą jednoznacznie w jego obronie na pomeczowej konferencji (z drugiej strony: cóż mu pozostało?) i mówił, że Polak nie wykopywał po prostu piłki przed siebie, próbował ograć Francuza, a potem podać do któregoś z kolegów, bo tego się właśnie od niego oczekuje. Southampton ma grać krótkimi podaniami, bramkarze mają rozpoczynać akcje w ten sposób, a kiedy trzeba - brać aktywny udział w dalszym rozgrywaniu.

Nogi, nie głowa

To właśnie tutaj leży główny problem Boruca: w taktyce Mauricio Pochettino. Argentyńczyk jest uczniem Marcelo Bielsy, jego drużyny stosują intensywny pressing i grają wysoko ustawioną linią obrony. Menedżer "Świętych" potrzebuje więc bramkarza, który błyskawicznie wybiega przed pole karne, by ubiec szarżującego napastnika - w Anglii nazywają to "keeper sweeper", a przykładem takiego stylu gry jest np. Hugo Lloris z Tottenhamu. Bramkarz taki musi być więc niezwykle szybki i musi znakomicie grać nogami. O tym, że ta ostatnia umiejętność nie należy do mocnych stron Polaka, przekonywaliśmy się podczas meczu z Arsenalem jeszcze przed pierwszym golem Giroud - wiele prób dłuższego utrzymania się Southamptonu przy piłce było skazanych na niepowodzenie z powodu fatalnych wykopów Boruca. Ci, którzy oglądali Serie A, wiedzą, że problem gry nogami ma w jego przypadku długą historię.

Owszem, Southampton w dwunastu meczach sezonu stracił zaledwie siedem bramek, ale jest to tyleż zasługa bramkarza, co grających przed nim obrońców (świetnie wprowadził się w zespół Dejan Lovren) i asekurujących ich dodatkowo pomocników (obok rewelacyjnego Morgana Schneiderlina kupiony z Celticu Victor Wanyama). Statystyki nie kłamią: nie ma drugiej drużyny w Premier League, która w pressingu biegałaby równie dużo; nie ma też wielu takich, których zawodnicy dopuszczaliby rywali do tak niewielu strzałów. Rzućcie okiem na infografikę opublikowaną przez Sport.pl o ile mniej interwencji miał na koncie bramkarz Southampton w porównaniu ze swoim kolegą z reprezentacji. A przecież obrona Arsenalu w tym sezonie także spisuje się bardzo dobrze...

Jest dobry, ale...

Artur Boruc jest oczywiście świetny na linii, nieźle radzi sobie z dośrodkowaniami, mimo dzisiejszego niefartu przy jedenastce Giroud dobrze broni też rzuty karne. Reżim obsesyjnie dbającego o kondycję swoich zawodników Pochettino wyraźnie mu służy: jest, by tak rzec, wyraźnie szczuplejszy niż np. w czasach Celticu. Dogaduje się z obrońcami, kibice go uwielbiają, wiosną przedłużył kontrakt z klubem. Dlaczego, choć nadal widzę jego przyszłość w Premier League, nie jestem przekonany, czy akurat w bramce Southamptonu? Gol strzelony mu przez kolegę-bramkarza w meczu ze Stoke i wpadka Arsenalem przyszły na niewiele tygodni przed otwarciem okienka transferowego - i podczas rozmów menedżera z klubowym zarządem z pewnością posłużą jako materiał dowodowy przy temacie "nowy bramkarz". Mauricio Pochettino, który w ciągu jedenastu miesięcy pracy na południu Anglii radykalnie podwyższył standardy i wymagania, nie zrezygnuje z taktycznych pryncypiów - co znaczy, że musi myśleć o zrezygnowaniu z Artura Boruca. Dotąd myślał o tym po cichu, teraz w gabinecie prezesa będzie mógł mówić głośno. Wystarczy zresztą, że włączy mu YouTube'a.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.