Tak relacjonowaliśmy na żywo mecz Arsenalu z WBA
Piłkarze Arsenalu mogą mówić o wielkim szczęściu. Na trzy minuty przed końcem dogrywki Scott Sinclair uderzył zza pola karnego i piłka trafiła w poprzeczkę. Łukasz Fabiański, który tym razem stanął w bramce "Kanonierów" (Wojciecha Szczęsnego nie było nawet na ławce) byłby bez szans, gdyby piłka poleciała kilka centymetrów niżej.
W rzutach karnych też piłkarze WBA byli bliscy zwycięstwa, bo po obronionym przez Luke'a Danielsa strzale Serge Gnabry'ego wyszli na prowadzenie 3:1. Później jednak podopieczni Arsene'a Wengera strzelali bezbłędnie, a ich dwóch rywali - Craig Dawson i Morgan Amalfitano - fatalnie przestrzeliło i Fabiański nawet nie musiał interweniować, żeby Arsenal awansował.
Sam mecz był dość przeciętnym widowiskiem, w którym Arsenal w eksperymentalnym składzie nie mógł wyprowadzić praktycznie żadnej składnej akcji. Tylko raz w 61. minucie Thomas Eisfeld otrzymał doskonałe podanie od Nicklasa Bendtnera i w sytuacji sam na sam pokonał Danielsa.
Znacznie groźniejsi gospodarze wyrównali 10 minut później. Saido Berahino po dośrodkowaniu z prawej strony umieścił piłkę w siatce strzałem głową. Fabiańskiemu w tej sytuacji zabrakło chyba trochę refleksu, ale trzeba też przyznać, że uderzenie z bliskiej odległości było bardzo mocne.
Oceny za swój występ Polak mimo wszystko powinien dostać dobre. W pierwszej połowie popisał się dwiema niezłymi interwencjami - odbił piłkę po groźnych strzałach rywali końcami palców.
Warto jeszcze dodać, że Arsenal też mógł w dogrywce strzelić zwycięskiego gola, ale Bendtner w 98. minucie zmarnował sytuację sam na sam, bo zamiast strzelać, zbyt długo holował piłkę.