Co redaktorzy robią w pracy, gdy nie piszą? Sprawdź na Facebook/Sportpl ?
Cardiff do Premier League usilnie dobijało się od kilku lat. Od sezonu 2009/2010 co roku grali w barażach o awans do najwyższej klasy rozgrywkowej, ale zawsze ktoś okazywał się lepszy (kolejno Blackpool, Reading i West Ham United). W tym sezonie Walijczycy bardziej przyłożyli się do pracy i przy niemałym wsparciu finansowym malezyjskiego inwestora Vincenta Tana już na kilka kolejek przed końcem sezonu zapewnili sobie bezpośredni awans.
Cardiff jest drugą w ostatnim czasie ekipą, która zdołała awansować do Premier League w dużej mierze dzięki inwestorom z Malezji. Wcześniej innym klubem z Anglii, Queens Park Rangers, również zainteresowali się inwestorzy z tego kraju i w 2011 roku wprowadzili go do Premier League. Tam jednak, poza częstą zmianą trenerów, nie byliśmy świadkami takiej rewolucji, jaka nastąpiła w Cardiff.
Kibice drużyny z południowej Walii od początku mieli na pieńku z nowym właścicielem. Vincent Tan od dawna wiedział, że klub jest w kiepskiej kondycji finansowej i jeśli Cardiff City ma zamiar walczyć o Premier League, będzie musiał poszukać nowych źródeł pieniędzy. Fani "Bluebirds" nie sądzili jednak, że te poszukiwania skończą się tym, że nawet ich dotychczasowy przydomek przestanie być aktualny, a wiele tradycji w klubie zostanie zwyczajnie odsuniętych na bok.
Tan postanowił poszukać pieniędzy na własnym podwórku, w Azji. Uznał, że na rynku brytyjskim ciężko będzie mu konkurować z najmocniejszymi drużynami z Manchesteru i Londynu, więc postanowił wprowadzić takie zmiany, by klub był przyjemniejszy w odbiorze właśnie dla ludzi z Dalekiego Wschodu - w tym z Malezji.
Właściciel Cardiff ostatecznie zaryzykował dobre relacje ze znanymi z fanatycznego podejścia do kibicowania sympatykami klubu i zdecydował się nawet na rewolucję w podstawowych znakach rozpoznawczych klubu. W logo dotychczasowy niebieski ptak, który był najważniejszy, został "przesunięty" na dół i wyraźnie zmniejszony, a na pierwszym planie umieszczono czerwonego smoka kojarzącego się z Walią.
Tym samym zmieniły się główne barwy klubowe, teraz domowe koszulki zespołu z Walii są czerwono-czarne, a niebieskie trykoty piłkarze tej drużyny noszą tylko na meczach wyjazdowych. Prawdziwe efekty mają przyjść w najbliższych miesiącach, kiedy Cardiff rozpocznie boje z Manchesterem United, Chelsea i innymi angielskimi potęgami. Jednak by zyskać prawdziwy rozgłos, w Cardiff nie mogą ograniczyć się tylko do kosmetyki - żeby zarobić, będą musieli sporo zainwestować. - Planujemy wydać 20-25 milionów w letnim okienku transferowym. Nie chcemy wydawać dużo, ale mądrze. Spójrzcie chociażby na QPR, wydali tyle pieniędzy, a za rok to oni będą grać w Championship. Musimy dokładnie przemyśleć każdą inwestycję, to ogromne wyzwanie - podkreśla Vincent Tan.
Przed Cardiff staną teraz jeszcze większe wyzwania niż awans do Premier League czy poszukanie rozsądnych wzmocnień. Podopieczni Malcky Mackaya będą musieli przetrwać pierwszy sezon w Premier League, gdzie już teraz są skazywani na porażkę, choć mają jeszcze do rozegrania kilka meczów w Championship [druga klasa rozgrywkowa w Anglii]. W tym mogą nie pomóc nawet sprowadzeni solidni zawodnicy, co pokazał wspomniany przykład Queens Park Rangers. Co wymyślą w Cardiff?
Tan nie ukrywa, że nie będzie szukał głośnych nazwisk i liczy, że zespół, który w takim stylu wywalczył sobie awans do Premier League, nie będzie musiał od pierwszej do ostatniej kolejki bić się o utrzymanie. Każdy kolejny sezon w angielskiej pierwszej lidze to napływ gigantycznej gotówki do klubu, m.in. z tytułu praw telewizyjnych, więc wszyscy tam zdają sobie sprawę, że najważniejszy będzie właśnie pierwszy rok i szybkie przystosowanie się do dużo wyższych wymagań, jakie stawia Premier League.
O tym, czy Cardiff będzie liczyło się w walce o miejsca wyższe, niż te powodujące spadek do Championship, będziemy przekonywać się od sierpnia, kiedy to ruszy nowy sezon Premier League. Terminarz zostanie opublikowany 19 czerwca, a tytułu będzie bronić Manchester United.