Liga angielska. Derby Manchesteru dla masochistów

To nie jest dobry sezon dla City i United, ale może zakończyć się spektakularnym finałem. Kto wygra derby Manchesteru, będzie o krok od tytułu. Transmisja w Canal+ Sport o 20.35, relacja Z Czuba i na żywo w Sport.pl

Szczury na lodzie i wuwuzela made in Poland? Tylko na Trybunie Kibica!  ?

Teraz jeszcze się udało, minimalnie, ale liga angielska utrzymała pierwsze miejsce w rankingu UEFA. Jeśli jednak za rok hiszpańskie kluby powtórzą wyczyny z tego sezonu, po pięciu latach Premier League - już oficjalnie - przestanie być najlepsza na kontynencie. Wszystkie jej szlagiery już dawno przestały równać się z El Clásico, więc od kilku dni Anglicy robią wszystko, by przekonać widownię o wyjątkowości derbów. Nazywa się je "największym meczem w 20-letniej historii Premier League" (Gary Lineker), "drugim największym po starciu Realu i Barcelony" (obrońca City Micah Richards), "matką wszystkich derbów" i "najważniejszymi derbami w ostatnich 25 latach" (trener MU Alex Ferguson). Najwięcej prawdy jest w ostatnim zdaniu, oba kluby nie kończyły ligi na dwóch pierwszych miejscach od 1968 r. Wtedy City zdobyło swój ostatni tytuł.

I pomyśleć, że na hit wyrósł mecz zespołów, które Ligę Mistrzów skończyły razem z Viktorią Pilzno czy Olympiakosem, czyli na fazie grupowej, nie zdobyły też ani jednego krajowego pucharu.

City to nie Chelsea

Jeśli wygra City, wskoczy na pierwsze miejsce, bo ma lepszy bilans bramkowy, a on decyduje w Anglii przy równej liczbie punktów. United musiałoby wtedy odrobić przynajmniej siedem goli w meczach z Swansea (dom) i Sunderlandem (wyjazd). Gdyby padł remis lub wygrali goście, mistrzostwo odebrałaby im tylko katastrofa. City pozostałoby liczyć na wpadki rywali i wygrać z marzącym o LM Newcastle (wyjazd) oraz z walczącym o utrzymanie QPR (dom). - Nawet jeśli wygramy derby, United będą faworytami. Czekają ich łatwiejsze mecze - uważa trener Roberto Mancini.

Ferguson odpowiada, że zdecydują derby, i dodaje, że "tylko masochista może się cieszyć z takiego meczu". - Ale ja jestem masochistą i nie mogę się już doczekać - mówi 70-letni Szkot.

Jeśli jego drużyna nie zdobędzie mistrzostwa, będzie to najgorszy sezon MU od 23 lat. Właściciel City, które przez całą wieczność nie mogło nawet marzyć o walce o tytuł, powiedział niedawno, że "niezależnie od wyniku derbów jest zadowolony z piłkarzy, drużyny i trenerów". Deklaracja szejka Mansoura bin Zayeda Al-Nahyana dziwi nie dlatego, że wszyscy spodziewali, że zabraknie mu cierpliwości, ale dlatego, że Mancini nie stworzył za jego pieniądze zespołu na miarę oczekiwań. A oczekiwano jeśli nie dominacji, to przynajmniej tytułów zdobywanych z łatwością Chelsea zarządzanej przez José Mourinho.

Drużyna Portugalczyka biła MU w bezpośrednich meczach, punkty zbierała z nieludzką regularnością. Tymczasem City sensacyjnie pobiło United na Old Trafford 6:1 i wypracowało okazałą przewagę, by następnie ją roztrwonić. Jeśli dziś nie wygra, wielkiej niespodzianki nie będzie, choć niemal na każdej pozycji ma piłkarzy wyżej cenionych niż rywal.

MU bez obrony

Gwiazdą United jest Luis Valencia, który w City byłby pewnie trzecim skrzydłowym. Ekwadorczyk zaczynał sezon na ławce, później z konieczności grał na prawej obronie, na skrzydło pobiegł dopiero w grudniu. Od tego czasu po jego podaniach koledzy strzelili 13 goli. Żaden inny piłkarz w Premier League nie miał w tym czasie nawet siedmiu asyst. Forma Valencii sprawiła, że rozgrywający niemal nie korzystają już z lewego skrzydła. Kilka tygodni temu w Blackburn Paul Scholes przez cały mecz podawał piłkę Valencii, ten po kilkudziesięciometrowym rajdzie dośrodkowywał. Raz, drugi, dziesiąty - bez skutku. Aż wreszcie tak wstrzelił piłkę w pole karne, że ta niespodziewanie minęła bramkarza i wpadła do siatki. - Gdybyś był Paulem, kochałbyś go, bo nawet gdy zamkniesz oczy, wiesz, gdzie masz podać piłkę - mówi były obrońca Liverpoolu i ekspert BBC Mark Lawrenson.

Scholesa czeka trudny wieczór, bo właśnie słabość środka pola zdecydowała o klęsce MU w jesiennym meczu. 38-letni Anglik wtedy nie grał, bo latem zakończył karierę. Dziś obok niego stanie Michael Carrick, o którym można powiedzieć wszystko, ale nie to, że jest defensywnym pomocnikiem w sensie ścisłym. Jeśli ta dwójka nie powstrzyma szarżujących piłkarzy w niebieskich koszulkach, na ratunek może być za późno, bo Alex Ferguson znów ma kłopot ze skleceniem obrony. Jonny Evans, którego niedawno trener MU ogłosił "najlepszym obrońcą Premier League", leczy kostkę, więc obok Rio Ferdinanda stanie być może Chris Smalling albo Phil Jones. Albo obaj, bo Szkot zastanawia się też nad odesłaniem na ławkę słabego w meczu z Evertonem (4:4) prawego obrońcy Rafaela. Kłopot w tym, że Smalling i Jones też ostatnio nie zachwycają, a ofensywni piłkarze City odżyli. Nie chodzi tylko o napastników, choć para Sergio Agüero - Carlos Tevez jest zdecydowanie bardziej przewidywalna i regularna od jakiegokolwiek zestawienia z Mario Balotellim. Włoski napastnik może zresztą dziś wystąpić, choć kilka tygodni temu wściekły Mancini przed kamerami wystawił go na sprzedaż i obiecywał, że nigdy już na niego nie postawi.

Najwięcej jednak kibice City będą wymagali od Davida Silvy, który na początku wiosny zgasł, a drużyna wpadła w tarapaty. Ostatnio znów jego gra porywa, niedawno strzelił pierwszego gola od grudnia.

Kandydatów na bohaterów jest jednak więcej, bo mało prawdopodobne, by jakiemuś piłkarzowi nogi odmówiły posłuszeństwa. To także efekt słabego występu zespołów z Manchesteru w pucharach. Rok temu Wayne Rooney przed finałem LM zagrał od stycznia 27 meczów. W tym roku 18.

Rozgrywany pod koniec sezonu mecz dwóch najlepszych drużyn Premier League, których gwiazdy nie podpierają się nosami? Tego naprawdę nie było od dawna.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.