Chelsea między niebem a piekłem

Londyńczycy wygrali pierwszy półfinał Ligi Mistrzów z Barceloną, ale faworytem wciąż są obrońcy trofeum. Równie ważny będzie sobotni szlagier ligowy z Arsenalem

Od dawna wiadomo, że właściciel Chelsea Roman Abramowicz nie ma większego futbolowego marzenia od zwycięstwa w Champions League. Wypadnięcie z tych rozgrywek byłoby dla niego katastrofą. Za kilka dni drużyna ze Stamford Bridge może być o jeden mecz od upragnionego triumfu, ale może też bardzo oddalić się od kolejnego występu w prestiżowych rozgrywkach.

W sobotę Chelsea w szlagierze Premier League zmierzy się z Arsenalem. Jeśli przegra, a Tottenham lub Newcastle wygrają, na cztery kolejki przed końcem do miejsca dającego awans do kolejnej edycji LM będzie traciła pięć punktów. Dużo, nawet biorąc pod uwagę, że Tottenham z ostatnich dziesięciu meczów w lidze wygrał dwa, a Newcastle ma bardzo trudny terminarz (m.in. podejmuje walczący o mistrzostwo Manchester City).

Awans do przyszłorocznej LM da też triumf w obecnych rozgrywkach, ale mimo zwycięstwa w pierwszym meczu 1:0 stawianie wszystkiego na rewanż z Barceloną, wydaje się ryzykowne. Na Stamford Bridge w środę dominowali goście, oddali aż 24 strzały, trafiali w słupki i poprzeczkę. Londyńczycy oddali tylko jeden celny strzał na bramkę Victora Valdesa. Choć trener Barcelony Pep Guardiola ogłosił, że faworytem są Anglicy, bliżej prawdy wydaje się być szkoleniowiec Chelsea Roberto Di Matteo, który szanse ocenił 50 na 50.

Słaby wyjazdowy mecz Barcy Guardioli w decydujących meczach LM już dawno przestał dziwić. Na Camp Nou jego drużyna w fazie pucharowej osiągała jednak wyniki: 3:1, 7:1, 1:1, 5:1, 3:1, 1:0, 4:1, 4:0, 0:0, 4:0, 5:2. Tylko dwa we wtorkowym rewanżu dawałyby Chelsea finał. Rok temu Barcelona zremisowała z Realem Madryt 1:1, ale pierwszy mecz na wyjeździe wygrała 2:0. W 2009 r. bezbramkowy remis wywiozła z Katalonii Chelsea, prowadzona przez Guusa Hiddinka. Holender zmieścił wtedy w jedenastce czterech środkowych pomocników, kończył spotkanie z trzema specjalistami od odbierania piłki.

Dziś nawet piłkarze z Londynu nie wierzą, że na Camp Nou da się zatrzasnąć pole karne przed gospodarzami. Bohater ze środy Didier Drogba uważa, że awans będzie możliwy tylko wtedy, jeśli Chelsea strzeli przynajmniej jednego gola.

Pobicie w sobotę Arsenalu i zatrzymanie we wtorek Barcelony to chyba zbyt ambitny plan, więc Di Matteo musi wybrać. Ogłosił już, że zmieni skład na mecz w lidze, a prasa spekuluje, że szanse dostaną Fernando Torres, Michael Essien, Florent Malouda, Saloman Kalou i Jose Bosingwa, którzy w środę zaczęli na ławce.

Najbliższe tygodnie zdecydują też o przyszłości 42-letniego trenera, który w lutym zastąpił zwolnionego André Villasa-Boasa. Gazety plotkują, że Abramowicz złożył już ofertę selekcjonerowi reprezentacji Francji Laurentowi Blancowi, ale gdyby Di Matteo przywiózł do Londynu Puchar Europy, pracy mógłby być pewny.

Guardiola takich problemów nie ma, w sobotę nie oszczędzi ani jednej gwiazdy. Nie może, bo na El Clásico do Barcelony przyjeżdża Real. Jeśli gospodarze nie wygrają, praktycznie stracą szansę na czwarty tytuł z rzędu. Zwycięstwo zmniejszy stratę do prowadzącego zespołu z Madrytu do punktu.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.