Premier League. Andre Villas Boas: Abramowicz wciąż mnie wspiera

Portugalski szkoleniowiec Chelsea Londyn Andre Villas-Boas utrzymuje, że wciąż ma pełne poparcie rosyjskiego właściciela klubu Romana Abramowicza, mimo kryzysu, w jakim pogrąża się Chelsea. W sobotę londyńczycy zremisowali z Birmingham w Pucharze Anglii, a w ostatniej kolejce ligowej przegrali z Evertonem i praktycznie nie liczą się już w walce o tytuł mistrzowski.

Kot z Anfield gwiazdą Internetu. Śledzisz jego twittera? 

Andre Villas Boas przychodził na Stamford Bridge w aurze "nowego, lepszego Mourinho" - jako najmłodszy triumfator Ligi Europejskiej, który fachu trenerskiego uczył się pod okiem, wciąż wspominanego w Londynie z tkliwością "The Special One" - zapowiadał kadrową rewolucję i powrót Chelsea na szczyt.

Kiedy okazało się, że The Blues mogą mieć problem z awansem do fazy pucharowej Ligi Mistrzów, a w dodatku nagminnie gubią punkty na krajowym podwórku, zaczęto mówić o odejściu Villas Boasa. Spekulowano, że zastąpi go ulubieniec Abramowicza Guus Hiddink. Chelsea udało się jednak wyjść z grupy, a Portugalczykowi obronić posadę. Hiddink znalazł sobie natomiast własną, jako trener Anżi Machaczkały.

Jednak fatalne, jak na oczekiwania właściciela i kibiców, wyniki Chelsea w Premier League wciąż budzą pytania o przyszłość Villas Boasa w roli menedżera londyńskiego klubu.

Tymczasem on sam upiera się, że wciąż ma pełne zaufanie i wsparcie Abramowicza.

Villas Boas przyznał, że jego drużynie brakuje pewności siebie i obawia się wtorkowego meczu w Lidze Mistrzów z Napoli, ale nie boi się zwolnienia. Zapytany, czy od rezultatu w Neapolu zależy jego przyszłość w Londynie odpowiedział zdecydowanie przecząco.

Villas Boas przyznaje jednak, że w pucharowym meczu z Birmingham Chelsea spisywała się zdecydowanie poniżej oczekiwań.

- Zbyt dużo czasu zajęło nam, żeby wspiąć się na nasz właściwy poziom. W drugiej połowie byliśmy zdecydowanie lepsi, ale zabrakło nam już czasu żeby wygrać.

Pewość siebie druzyny Villas Boasa może jednak zostać jeszcze bardziej nadwerężona - kontuzjowani są Ashley Cole i John Terry i nie wiadomo, czy będą w stanie grać przeciwko Napoli.

- Terry bardzo chce zagrać we Włoszech, ale zmaga się z urazem kolana i jego szanse na występ są "pół na pół". Ale na pewno weźmiemy go do Neapolu.

Pewności siebie nie dodaje też Chelsea fatalna forma Fernando Torresa - w meczu z Birmingham całą drugą połowę przesiedział na ławce, wciąż bowiem nie może przełamać swojej strzeleckiej niemocy.

- On jest naprawdę supertalentem - mówił Villas Boas na konferencji pomeczowej - i gdy tylko drużyna zacznie wygrywać, on również nabierze większej pewności siebie i zacznie strzelać.

Chelsea zajmuje obecnie 5. pozycję w tabeli Premiere League. Ma 43 punkty - tyle samo co 4. Arsenal, ale z gorszym bilansem bramkowym. Do prowadzącego Manchesteru City traci 17 punktów.

Kot z Anfield gwiazdą Internetu. Śledzisz jego twittera? 

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.