Barca się zabawiła. Czy gotowa jest cierpieć?

Nawet triumf zjawiskowej Barcelony nie unieważnia rytualnego pytania, które pada pod koniec maja każdego roku. Czy to w ogóle do pomyślenia, by zwycięzca Ligi Mistrzów obronił trofeum? - zastanawia się Rafał Stec, wysłannik Sport.pl i "Gazety Wyborczej" na rzymski finał Ligi Mistrzów.

Finał marzeń: Barcelona - Manchester 2:0

UEFA wymyśliła turniej monstrum, który pożera swoich największych bohaterów. Kto zwycięży, w następnym sezonie często ledwie dyszy. Odkąd o Puchar Europy walczy się w Lidze Mistrzów, nie obronił go nikt.

Piłkarze Manchesteru byli celu bliziutko. Choć w środowym finale polegli 0:2, zasłużyli na hołd. Pędzili po trofea z taką zawziętością, jakby uparli się zrewidować poglądy na ludzką fizjologię i w ogóle cały nowoczesny futbol. Wszyscy wiedzą, że za sukces musisz dziś zapłacić głębinowym kondycyjnym dołkiem i mentalnym otępieniem, bo organizm nie zniesie wariackiego tempa rozgrywek, presji ciążącej na mistrzach, wymuszonego morderczą konkurencją stałego funkcjonowania na najwyższych obrotach. Stosowana przez trenerów rotacja łagodzi dolegliwości częściowo - "odpoczywający" rezerwowi też podróżują na mecze, najważniejszym wyzwaniom muszą sprostać zazwyczaj ci sami ludzie, czyli najlepsi z najlepszych.

Tymczasem "Czerwone Diabły" przez kilkanaście miesięcy zgarnęły mistrzostwo Anglii, Puchar Europy, klubowe mistrzostwo globu, Puchar Ligi Angielskiej i znów mistrzostwo Anglii, dotarły do półfinału Pucharu Anglii (przegrały po rzutach karnych) i finału Pucharu Europy.

Od absolutnego ideału

dzieliły ich udane rzuty karne oraz 180 minut zwycięskiego grania. I wciąż było im mało. Trener Alex Ferguson niespecjalnie zawraca sobie głowę teraźniejszością, on już nie znajduje rywali wśród współczesnych, on ściga się z historią. We wtorek z zazdrością recytował nazwy drużyn monumentalnych - Realu Madryt, Ajaksu Amsterdam czy Bayernu Monachium - które sięgały po PE seryjnie, co najmniej trzykrotnie z rzędu. Manchesterowi, sugerował, nie wypada im ustępować, to poniżej godności klubu. Chciał, jak się wyraził, założyć dynastię. Zapomniał tylko wyliczyć, o ile łatwiej było wygrywać w futbolowych czasach antycznych.

Fergusonowi mogło się udać, bo otacza się swoimi mentalnymi kopiami, równie zachłannymi. Ryan Giggs po zeszłorocznym finale moskiewskim wyznał, że świętował tamtej nocy tylko machinalnie, że po kilku piwach pierwszy poszedł do łóżka, by rozmyślać o obronie trofeum. Przed finałem tegorocznym posunął się dalej - wyznał, że już po półfinale, zanim zapracował na drugi triumf z rzędu, zaczął rozmyślać o... trzecim.

Jeśli mówił szczerze, złamał elementarną zasadę wyczynowego sportu, by skupiać się wyłącznie na najbliższym meczu. Szokujący przebieg środowego wieczoru nakazywałby wręcz przenieść podejrzenie na całą drużynę - obaj rywale postawili na futbol niemal bezkontaktowy (7 fauli Barca, 10 fauli MU, najmniej w całej fazie pucharowej LM!), przegrani nie próbowali wyzionąć ducha za zwycięstwo, w bieżącej dekadzie tylko Monaco, firma ciut mniej renomowana, oddała finał łatwiej (0:3 z Porto). Żadnej dramaturgii, żadnego napięcia.

To jednak podejrzenie nieuprawnione, bardziej prawdopodobne, że piłkarze MU po 25 meczach bez porażki w Lidze Mistrzów wreszcie trafili na dzień, w którym nie zdołali przezwyciężyć samych siebie. Przez Giggsa nie przemawiało zarozumialstwo, lecz chorobliwe nienasycenie, pragnienie zwyciężania silniejsze z każdym zwycięstwem.

Czy młodziutki trener Guardiola, a także fenomenalni Messi, Iniesta i Xavi również zaczęli już minionej nocy - jak Giggs w Moskwie - planować jeszcze okazalszą przyszłość? Napędza ich pazerność wielkich czempionów? Zdołają wygrywać z nogami i głowami jak z waty - a takie dni na pewno przyjdą? Czy Barca zdoła znów wydać mądrze pieniądze na transfery i wynajdzie kolejnych rozbrajająco utalentowanych wychowanków, by jeszcze rozbudować kadrę, pamiętając, że lepsze

bywa śmiertelnym wrogiem

doskonałego? Ferguson rzucił ponad 30 mln funtów (drugi najdroższy zakup sezonu w Europie) na Dymitara Berbatowa, ale ofensywnej mocy mu nie przybyło. Bułgarski napastnik w decydujących momentach w ogóle się nie przydał, ćwierćfinały, półfinały i finał Ligi Mistrzów oglądał w sporej mierze z ławki rezerwowych.

W ogóle cały Manchester notorycznie cierpiał. W zeszłym sezonie sam się futbolem bawił i zabawiał publikę, teraz ciężko harował. Ferguson na wtorkowej konferencji znów przypominał - kilkakrotnie! - że najwyżej ceni sobie z tego sezonu wygraną ze Stoke, wypoconą tuż po eskapadzie do Japonii na klubowe MŚ. Odebrał wówczas sygnał, że piłkarze nie padną trupem po ostatnią akcję ostatniego meczu. Słowem, trenerowi finalisty LM najmocniej zapadło w pamięć szare 1:0 z prowincjonalnym klubem tkwiącym w drugiej połówce ligi angielskiej.

By obronić PE i utrzymać prymat w kraju, bossom z Camp Nou nie zaszkodzi pilnie przestudiować przypadku manchesterskiego (tak bliskiego powodzenia), choć ich firma działa inaczej i ma pewną przewagę nad pokonanymi. Po pierwsze, wydajna szkółka pozwala zaoszczędzić na kupowaniu najdroższych na rynku graczy ofensywnych, by na gigantyczną skalę inwestować w defensywnych (ściągnięty w dwa lata sekstet Alves - Abidal - Milito - Caceres - Keita - Toure kosztował 110 mln euro!). Po drugie, styl gry oparty na atutach czysto piłkarskich, czyli kuglarskiej technice, może rzadziej skazywać Barcelonę na konieczność wyszarpywania zwycięstw resztkami energii potrzebnymi do rozpychania się i biegania. Co oczywiście pozostaje dziś jedynie nieweryfikowalną hipotezą - na wpół omdlały lub rozkojarzony wirtuoz też umie partaczyć.

Zachwycać umieli, teraz nauczyli się zwyciężać. I barcelończycy, i Hiszpanie. Mistrzowie Europy (wśród nich środowi bohaterowie Puyol, Iniesta, Xavi) ubiegłorocznym złotem się nie przejedli, fenomenalną passę bez porażki wydłużyli już do 31 meczów, jeszcze pięciu brakuje im do rekordu wszech czasów. W przyszłym roku wspólnie z Barcą spróbują potwierdzić supremację. Rozochocony José Luis Zapatero, obecny na finale premier Hiszpanii i cule (fan) Barcelony, już obwieścił, że jego rodacy wygrają również mundial.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.