Ekstraklasa, czyli kot w worku za 125 mln zł

Ekstraklasa SA ogłosiła z pompą, że sprzedała Canal+ prawa do pierwszoligowych transmisji przez najbliższe trzy lata. Ale kilka godzin później okazało się, że kluby nie podpiszą umowy, jeśli C+ nie podzieli się meczami z innymi stacjami. Czy zanosi się na kolejną burzę?

Niby wszystko jest jasne. Prawa do emitowania na żywo wszystkich meczów za 125 mln zł za sezon zostają w Canal+ (dotychczas płacił 50 mln, który razem z Telekomunikacją Polska SA stworzy też płatny kanał nazwany na razie umownie Ekstraklasa.

Pakiet czterech wybranych meczów w sezonie dostanie Telewizja Polska - zawsze w Dwójce w piątek o godz. 20.30. Również w TVP obejrzymy godzinny magazyn ze skrótami i bramkami z całej kolejki, który będzie emitowany w niedzielę (początek między 22 a 22.30). TVP zyskała też prawo do pakietu newsowego, czyli umieszczania fragmentów meczów oraz goli w programach informacyjnych (zamiast plansz z wynikami meczów i nazwiskami strzelców, co robiła do tej pory).

Jedynym, którego nadal nie sprzedano, jest prawo do zamieszczania skrótów i bramek z ligi w internecie. Negocjacje trwają, Ekstraklasa nie ujawnia z kim.

Placzyński się cieszy...

- To właściwie wszystko, co mogliśmy wyciągnąć z tego rynku. Podpisaliśmy jeden z największych kontraktów w ligach europejskich w ostatnich dziesięciu latach - cieszył się Andrzej Placzyński z firmy SportFive, która za pośredniczenie w sprzedaży praw bierze 5 proc. wartości kontraktu. - To największy kontrakt w historii polskiego sportu - wtórował mu Andrzej Rusko, szef zrzeszającej 16 klubów spółki Ekstraklasa SA.

Canal+ najpierw dawał 100 mln zł za sezon, później podwyższył o 20 mln, a w ostatecznej propozycji dorzucił jeszcze pięć, przebijając wspólną ofertę Polsatu i ITI (TVN), które chciały zapłacić klubom 115 mln zł za sezon i proponowały podział zysków ze sprzedaży praw innym nadawcom.

Canal+ i TP SA wymyślili stworzenie kanału roboczo nazwanego Ekstraklasa, który - obok realizowanych w dotychczasowej formie transmisji w Canal+ - będą mogli wykupić abonenci TP SA. Kolejka zawsze będzie trwała od piątku do niedzieli - w C+ będzie można obejrzeć trzy mecze na żywo - sześć trafi do nowego produktu, tzw. wideostrady. Można ją będzie odbierać przez gniazdko telefoniczne - czy to na ekranie komputera, czy telewizora.

Na razie nikt nie potrafi ocenić ani na ilu abonentów TP SA można liczyć (ofertę sportową C+ odbiera dziś ok. pół miliona osób), ani - ile będzie kosztowało kibica wykupienie praw do oglądania Orange Ekstraklasy w TP SA. Konsorcjum Polsatu i ITI twierdziło, że miesięcznie oglądanie meczów ligowych kosztowałoby ok. 20 zł.

...a diabeł tkwi w szczegółach

- To wszystko nie znaczy, że umowa jest już w całości akceptowalna. Teraz trzeba dogadać wszystkie szczegóły - zakończył tajemniczo środową konferencję Placzyński, nie wyjaśniając jednak ani dlaczego jeszcze umowy nie podpisano, ani kiedy może się to stać.

Bomba wybuchła po kilku godzinach. - Jeśli C+ nie podzieli się meczami z innymi telewizjami, nie podpiszemy tej umowy - wypalił jeden z prezesów klubu. Członek rady nadzorczej OE Leszek Miklas sprecyzował w NSporcie: - Oferta ma być dostępna na wszystkich platformach.

Nieoficjalnie wiadomo, że zwolennikami podziału praw są bogatsze kluby, które chcą podnieść atrakcyjność ligi, licząc, że cena praw do transmisji znów wzrośnie. Jednym z warunków jest jednak dotarcie do jak największej liczby klientów. Kluby biedne myślą głównie o pieniądzach od posiadacza pakietów medialnych, mniejszą wagę przykładając do liczby telewidzów.

Canal+ twardo jednak obstaje, że kupił ekskluzywny towar. - Nie jesteśmy zobligowani, by się nim dzielić. Wiem, bo sam przygotowałem ofertę dla Ekstraklasy i nie zawarliśmy tam takiego zobowiązania. Czym innym jest ekskluzywność praw dla Canal+ i TP, a czym innym dostępność pakietu Canal+, który zaabonować może każdy kibic - mówi Jacek Okieńczyc, szef sportu w Canal+.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.