Orange Ekstraklasa w drodze po rekord liczby widzów

Niemal 30 tys. kibiców na meczu Lech - Legia - to rekord jesiennej rundy, w której zresztą cała liga też ustanowiła najlepsze osiągnięcie od lat.

Po rozegraniu siedemnastu kolejek i 136 meczów średnia widzów w Orange Ekstraklasie wynosi 7,2 tys. To dokładnie tyle samo, ile w sezonie 1989/90, kiedy padał ostatni do tej pory rekord frekwencji. Na drugim miejscu są w tej klasyfikacji rozgrywki ubiegłoroczne - wtedy średnio na mecz przychodziło 6783 osób. Orange Ekstraklasa była wtedy pod względem frekwencyjnym na 18. miejscu w Europie ( zobacz tabelkę pod tekstem ).

Wynik z tej jesieni sprawia tym większe wrażenie, jeśli pamiętać, że dwa spotkania odbyły się bez udziału publiczności, a trzy kluby rozegrały w sumie 15 meczów nie na swoich boiskach (Polonia Bytom 8, Zagłębie Sosnowiec 5, Ruch Chorzów 2).

Na znakomite osiągnięcie złożyła się przede wszystkim pierwsza część sezonu (do 10. - najlepszej jesienią kolejki - w każdej poza 9. przekraczana była frekwencja sprzed osiemnastu lat, w najlepszym momencie średnia przewyższała nawet 8 tys.). Później było już nieco gorzej - coraz niższa temperatura i brak szlagierowych meczów sprawiały, że przeciętna leciała w dół (jeszcze tylko w 12. rundzie była lepsza od rekordu).

Fantastyczny wynik w 10. kolejce to zasługa przede wszystkim rekordowego pod względem frekwencji w całej rundzie meczu Lech Poznań - Legia Warszawa (różne źródła podają od 25 do 29 tys. widzów), a także tego, że u siebie grali pozostali przodownicy pod względem frekwencji - Wisła Kraków i Górnik Zabrze (oba te kluby plus oczywiście Lech to wielka trójka polskiej ligi, czyli jedyne drużyny, na których meczach zawsze było ponad 10 tys. osób. Poza nimi pięciocyfrową liczbę kibiców na trybunach trzykrotnie zanotowano również na meczach Korony Kielce, dwukrotnie - Legii i Zagłębia Lubin), odbyły się też derby Łodzi.

Jak na dłoni widać więc, że jednym z podstawowych czynników przyciągających widzów na trybuny jest - obok dobrej piłki na boisku - także stan stadionów. Tam, gdzie są przyjazne całe obiekty (Korona) lub choćby tylko w części rozbudowane i unowocześnione sektory (Lech, Wisła) - chętnych do przyjścia nie brakuje. Druga tendencja jest znana od dawna - im większe miasto, tym pełniejsze stadiony. Z reguły tej wyłamuje się właściwie tylko Cracovia i może trochę kluby łódzkie.

Jeśli wziąć procent mieszkańców przychodzących na mecze swojego zespołu, najlepszy w Polsce jest Grodzisk Wlkp. Mieszka tu ok. 14 tys. osób, na trybunach bywa 2-3 tys. (czyli tak, jakby na Lecha w pobliskim Poznaniu przychodziło 150-200 tys...). W tej klasyfikacji górą są zresztą wszystkie kluby z małych miast.

Jeśli jednak wziąć pod uwagę stopień wypełnienia stadionów - kolejność właściwie się odwraca. Na tym samym obiekcie w Grodzisku, na który przychodzi ponad 14 proc. mieszkańców - raptem mniej niż połowa krzesełek jest zajęta.

Wyliczenia jasno pokazują, że pod względem pojemności stadionu odnoszonej do liczby mieszkańców, a także procentu mieszkańców przychodzących na mecze - Grodzisk nie ma sobie równych w Polsce. W wartościach bezwzględnych jest jednak zupełnie inaczej. Charakterystyczna jest również różnica w proporcjach między liczbą mieszkańców, którzy zmieściliby się na stadionie, a liczbą tych, którzy rzeczywiście przychodzą na mecze. W Grodzisku tych drugich jest aż trzy razy mniej. Także w tej wielkości Groclin jest na szarym końcu ligi, gorsi od niego znów byli wyłącznie bezdomni - Zagłębie S. i Polonia. Ale tę samą wartość można odczytaj zupełnie inaczej - w Grodzisku ligowe spotkanie przyciąga co siódmego mieszkańca, a na Cracovii - jednego na ponad 300...

O ile Lech, Wisła i Górnik to kluby, które mogą liczyć na wysoką frekwencję, o tyle Groclin, Polonia i Zagłębie S. zdominowały klasyfikację meczów, które przyciągnęły najmniej kibiców. Na liście dwunastu spotkań, które obejrzało mniej niż 2 tys. widzów, tylko raz występuje inny gospodarz niż ktoś z tej trójki.

Ligi europejskie według frekwencji na stadionach w sezonie 2006/2007:

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.