Zbigniew Boniek: Polska - faworyt numer dwa

Jeśli Boruc, Szymkowiak i Żurawski będą grali bardzo dobrze, to plan minimum, czyli wyjście z grupy, Polska powinna osiągnąć. A potem? W 1/8 finału słabsi przegrywają zazwyczaj, ale nie zawsze... - mówi Zbigniew Boniek, były reprezentant Polski.

Dariusz Wołowski: Jako były piłkarz, wiceprezes PZPN i selekcjoner zna Pan możliwości graczy, których powołał Paweł Janas. Co są w stanie zwojować na mundialu?

Zbigniew Boniek: - Polacy muszą się pogodzić z pozycją drugiego obok Niemiec faworyta do awansu z grupy. I wytrzymać presję. Nie ucieknie się od oczekiwań kibiców i nie ma się co oszukiwać, że drużyna Janasa jedzie na mundial z zadaniem ambitnej gry, która nie wiadomo, co im da. Awans do "16" to plan minimum, bo nikt nie uwierzy, że tacy rywale jak Ekwador, czy Kostaryka nie są do ogrania. Ekwadorczycy potrafią wygrywać głównie u siebie, na wysokości 2800 m. Kostaryka to zespół mało doświadczony. Polacy powinni być lepsi od jednych i drugich.

Jest szansa powalczyć o zwycięstwo nawet z Niemcami?

- Jest realna szansa, by razem z Niemcami wyjść z grupy. Z jednej strony to prawda, że gospodarze nie mają najsilniejszej drużyny w historii, ale z drugiej Polska jeszcze nigdy z Niemcami nie wygrała. Ani za Kazimierza Górskiego, ani za Antoniego Piechniczka. Czasem sam się zastanawiam: Dlaczego potrafiliśmy zwyciężać Brazylię, Argentynę i Włochy, a Niemców nie? I wydaje mi się, że drużyna niemiecka jest dla nas za dobrze zorganizowana. To zawsze była maszyna trudna do rozmontowania. Ale to pierwsze zwycięstwo kiedyś musi się zdarzyć, bo nawet najgorsze serie mają kres. Może akurat w Dortmundzie? Niemniej cieszę się, że do wyjścia z grupy nie trzeba wygrywać z gospodarzami mistrzostw.

Pana skład na mecz z Ekwadorem.

- Nie będę oryginalny. W bramce Boruc. W obronie Baszczyński, Bąk, Jop, Żewłakow. W pomocy: Smolarek, Sobolewski, Szymkowiak i na lewej stronie Krzynówek albo Kosowski w zależności od formy. W ataku Żurawski i Jeleń. Postawiłbym na tego ostatniego, bo uważam, że to napastnik szybki i wie, jak zdobywa się gole. Mógłby występować w naprawdę niezłym klubie. Dobrze, że na mistrzostwa jedzie zdolny Paweł Brożek, ale jego widzę raczej w roli wchodzącego z ławki rezerwowych bez presji i obciążeń. Wiem, że mój skład nie jest rewolucyjny i że niewiele będzie się różnił od tego, który pośle do gry Paweł Janas. No ale Paweł zszokował piłkarską Polskę nominacjami na mundial i już teraz szokować nie musi.

Pominięcie w 23-osobowej kadrze Dudka i Frankowskiego było błędem, który może zemścić się w mistrzostwach?

- Mam nadzieję, że nie. Ale gdyby nie Frankowski, Polski nie byłoby teraz w Niemczech. Nie chodzi mi o to, że należało zabrać Tomka na mistrzostwa za zasługi. To prawda, że był bez formy, że od pół roku gola nie strzelił, tylko czy ci, którymi Paweł Janas go zastąpił, błyszczeli? Ja bym Frankowskiego na mundial zabrał, a Janas zrobił inaczej i dla nas wszystkich będzie lepiej, jeśli to on ma rację.

Plan minimum dla Polski to wyjście z grupy. A plan maksimum?

- Wygrać następny mecz, bo pewnie w 1/8 finału przyjdzie grać z Anglią lub Szwecją, od których dostajemy ostatnio w skórę regularnie. Ale oczywiście, gdyby Polacy znaleźli się w ćwierćfinale, to planem maksimum natychmiast będzie półfinał. I tak dalej...

Tylko jak wygrać z Anglią albo Szwecją?

- Przede wszystkim trzeba uwierzyć, że można. Bez tego nie wygramy. Gdyby piłkarze Górskiego nie wierzyli, że da się pokonać Anglię i Szwecję, to nie byłoby Chorzowa, Wembley i Stuttgartu. Przecież nawet w legendarnym 1974 roku, gdy polska drużyna była taka silna, to mecz ze Szwedami nie był spacerkiem po plaży. Tomaszewski obronił karnego, a zespół rozegrał jedno z najbardziej morderczych spotkań w turnieju [1:0]. Łatwo więc być nie może. Ale to jest mundial, tu każdy walczy na całego. Nasi też muszą. Faworyci wygrywają zazwyczaj, ale nie wygrywają zawsze. A teoretycznie słabsi też mają swoje szanse. Udowodnili to Turcy na poprzednich mistrzostwach, a Grecy na Euro 2004.

Kto wśród Polaków jest kandydatem na gwiazdę?

- Janas zostawił w Polsce Dudka po to, by Boruc bronił bez presji. Bez dobrej gry bramkarza na mundialu nic nie zwojujemy. Tak było w 1974 roku, gdy Tomaszewski bronił jak natchniony: w tym dwie "jedenastki", tak było w 1982, gdy gwiazdą zespołu był Młynarczyk. Na świetną grę Boruca liczę bardzo mocno. To samo dotyczy Szymkowiaka. Gdy trener Górski miał za rozgrywającego Deynę, to był sukces. Piechniczek w 1982 roku miał Kupcewicza i Ciołka. A Engel nie miał klasycznego rozgrywającego. U niego cztery lata temu z musu rozgrywał defensywny pomocnik Świerczewski. Efekt znamy. Szymkowiak umie rozgrywać, ale problem polega na tym, czy będzie zdrowy, silny i odpowiednio pobudzony do gry. Musi też mieć wsparcie Sobolewskiego za plecami. Na koniec najważniejsze - Żurawski. Jeśli będzie grał i strzelał gole, to może być naprawdę dobrze.

Mistrzostwa znów są w Niemczech jak w 1974 roku, gdy Polska zdobyła brązowy medal. Przed porównaniami się nie ucieknie.

- Byle ostrożnie. Tamta drużyna nie jechała do Niemiec jako gwiazdozbiór, ale gwiazdami w niej aż pachniało. Nie mówię tego po fakcie. Miałem wtedy 18 lat, za chwilę dane mi było wejść do tej drużyny i czułem, jaka jest mocna. Kazimierz Górski miał Szarmacha, Latę, Gadochę, Deynę, Kasperczaka, Gorgonia, Tomaszewskiego....No, może dość, bo zaraz wymienię ze 14 piłkarzy. Oni byli naprawdę wielcy, a my w 1974 roku nie uświadamialiśmy sobie tego, bo między nimi i Zachodem kontakty nie były częste. Nasi grali w Polsce i porównywali się z Anglikami czy Włochami tylko od wielkiego dzwonu, w meczach reprezentacji. Teraz nasi piłkarze grają w zagranicznych klubach i tam porównują się z czołówką na co dzień. Dlatego drużyna Janasa raczej nie ma szans zaskoczyć nas tak samo jak zespół Górskiego. Obym się jednak mylił.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.