Sztama z kibolem nie hańbi

Jestem zdziwiony, że poznański klub - z kibolstwem współpracujący wzorowo - zgłosił delegatowi PZPN, że jego bramkarz ostatecznie został uderzony przez przebiegającego warszawskiego kibola w głowę - pisze w felietonie dziennikarz ?Gazety Wyborczej? i Sport.pl Rafał Stec.

Jak zdegenerowany przez kibolską wszechwładzę jest nasz futbol, widać także w reakcjach na nią piłkarzy i trenerów, którzy powinni się hołotą na trybunach szczególnie brzydzić. Jak typy ryczący: "Nasz klub to my!", szanują wysiłek sportowców, pokazali na początku wtorkowego finału Pucharu Polski. Odwrócili się tyłkami do boiska i wyszli, bo uznali, że swoje protesty urządzać najlepiej wtedy, gdy ich drużyny rozgrywają najważniejszy mecz w sezonie.

Prawy obrońca Legii Jakub Rzeźniczak dostał niedawno od kibola po twarzy, ale już nazajutrz musiał się z napastnikiem pogodzić i ogłosić, że wybaczył. Lewy obrońca Legii Jakub Wawrzyniak opowiadał po wtorkowej zadymie do mikrofonów, że do kibolstwa - we wtorek bijącego się z policją i demolującego stadion - nie ma zastrzeżeń. Trener Legii Maciej Skorża o kibolach nie piśnie złego słowa, bo najwyraźniej poszedł z nimi na układ. On co prawda tym nieoficjalnym informacjom zaprzecza, ale prawda aż kłuje w uszy - "żyleta" wulgarnie lżąca piłkarzy i działaczy oszczędza akurat jego, prawdopodobnie głównego odpowiedzialnego za beznadziejną grę drużyny.

Rzeźniczak zapewne działa pchany strachem, Wawrzyniak ma kiełbie we łbie, Skorża to uciekający się do wszelkich środków twór zdegenerowanego systemu.

Środowisko jest tak znieczulone, że po finale nikt nie mówi o jeszcze jednym drobiazgu - otóż przed ostatnim rzutem karnym sędzia powinien przerwać mecz, bo warszawskie kibolstwo już wtargnęło na płytę stadionu i stanęło za linią końcową. I Krzysztofem Kotorowskim, który musiał bronić strzał z hordą zamaskowanych osiłków na plecach.

Nie twierdzę, że niereagujący arbiter wypaczył wynik, ale mógł zdekoncentrować bramkarza. A przecież strzał, który lechita przepuścił, przesądzał o trofeum i prawdopodobnych zyskach - niebagatelnych - z awansu do europejskich pucharów.

Można rzec - Kotorowski sam sobie winny, skoro nie protestował. Ja odpowiadam - przywykł, że kibol rządzi.

I tak jestem zdziwiony, że poznański klub - z kibolstwem współpracujący wzorowo - zgłosił delegatowi PZPN, że jego bramkarz ostatecznie został uderzony przez przebiegającego warszawskiego kibola w głowę. To było już po meczu i pewnie przypadkiem, w szale radości.

Podyskutuj z autorem w jego blogu rafalstec.blox.pl ?

Więcej o:
Copyright © Agora SA