Śląsk - Legia, czyli Puchar Polski pełen rac i petard

Na pierwszym meczu finału Pucharu Polski kibole Śląska obrzucili petardami rozgrzewających się bramkarzy Legii. W drugiej połowie kibole z obu miast urządzili na stadionie racowisko. Prezesowi PZPN Zbigniewowi Bońkowi się podobało.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS i na Androida

"Mecz dobry, kibice wspaniali, wygrała piłka" - napisał na Twitterze Boniek, choć kilka minut przed końcem duża część kibiców opuszczała trybuny (Śląsk przegrał 0:2, rewanż w środę), a boisko było częściowo zasnute dymem. Kilkadziesiąt rac odpalono i w sektorze kiboli Śląska, i w sektorze przyjezdnych z Warszawy.

- Dla mnie kibice byli fantastyczni, i tyle. Co zrobili np. ci z Legii? Race? Najbardziej nie lubię hipokryzji. Nagle na meczu odpalono sto rac i wszyscy się dziwimy, choć pojawiają się bardzo często. Jestem zdecydowanie przeciwny petardom. To jest nieprzyjemne i niebezpieczne - mówił w piątek prezes PZPN.

To nie pierwszy finał PP, w którym na trybunach robi się czerwono od rac, zakazanych na meczach przez UEFA i polską ustawę o bezpieczeństwie imprez masowych. Dwa lata temu odpalono je w Bydgoszczy, po finale kibole Warszawy i Poznania wtargnęli na płytę boiska i zdemolowali stadion. Przed rokiem w Kielcach kibole Legii i Ruchu tak zadymili stadion, że sędzia kilka razy przerywał mecz.

W obu przypadkach PZPN nakładał na grupy kibiców zakazy wyjazdowe (przed rokiem dodatkowo kluby ukarano kilkudziesięciotysięcznymi grzywnami), w obu potem je odwoływał. Zniesienie zakazów było jedną z pierwszych decyzji nowego prezesa PZPN. Minister Sportu Joanna Mucha uznała pomysł za "kontrowersyjny".

Przed czwartkowym meczem pod nogami bramkarzy Legii Wojciecha Skaby i Duszana Kuciaka, którzy za plecami mieli trybunę z kibolami z Wrocławia, wybuchały petardy. W pewnym momencie trener bramkarzy Legii Krzysztof Dowhań zaczął gestykulować w stronę trybuny, ale petardy leciały dalej, a wybuchom towarzyszyły brawa.

- Nie jest to sympatyczne, gdy petarda wybucha obok rozgrzewającego się bramkarza - mówił trener Legii Jan Urban. - Niestety, niewiele możemy na to poradzić. Mam nadzieję, że zostaną wyciągnięte konsekwencje wobec tych, którzy to zrobili.

Prezes Boniek nie odpowiedział na pytanie, czy kluby dostaną kary za zachowanie kibiców. - Na meczu byli obserwatorzy, delegat, będą raporty. Ja nie jestem od tego - powiedział.

- Oczywiście nie pochwalamy tego, co działo się z racami i petardami hukowymi. Będziemy rozmawiać w tej sprawie m.in. z agencją ochrony, bo naprawdę było tego bardzo dużo - mówił rzecznik Śląska Michał Mazur.

Ochroniarzy na trybunie, z której leciały petardy trudno było dostrzec. Nie było też reakcji ani na petardy, ani na race. Nikt nie reagował na apele spikera o nieużywanie środków pirotechnicznych. Po meczu zatrzymano siedem osób, za bójkę, rzucenie butelką w ochroniarza i wnoszenie na stadion środków pirotechnicznych.

"Nie dla petard hukowych. Proszę kibiców o zrozumienie, gramy razem o legalne race. Petardy rzucane pod nogi zawodników nie pomogą sprawie" - pisał na Twitterze szef Dolnośląskiego ZPN i członek zarządu PZPN Andrzej Padewski.

Szefowie PZPN chcieliby złagodzenia ustawy o bezpieczeństwie imprez masowych, uważają ją za zbyt rygorystyczną. - Karać to można było w poprzednim systemie. W Niemczech czy Anglii kłopotu nie ma. Na nich powinniśmy się wzorować. A u nas jakiś czas temu ustawę zaostrzono i jest raban za każdym razem, gdy coś się zdarzy - kończy Boniek.

Legia ? bliżej Pucharu Polski

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.