Marcin Lew: W Mielcu futbol, w Rzeszowie kopanina [KOMENTARZ]

60 kilometrów będą musieli pokonywać kibice piłki nożnej z Rzeszowa, by zobaczyć futbol na przyzwoitym poziomie. Muszą dojechać do Mielca na I ligę, ponieważ w swoim mieście mogą zobaczyć tylko podrzędną kopaninę

Trzy razy mniejszy od Rzeszowa Mielec będzie miał I ligę piłki nożnej, właściwie już ma. Ma dzięki zaangażowaniu wielu ludzi, mądrej pracy, wsparciu samorządu. Ma nie dzięki wielkim pieniądzom, ale dzięki pracy, pomysłowi, dzięki wykorzystaniu potencjału ludzkiego. Ma, bo ktoś w Mielcu chciał wrócić do tradycji wielkiej piłki, bo nie założył, że przecież się nie da.

Stal Mielec jeszcze kilka lat temu była jednym z wielu podrzędnych klubów na Podkarpaciu. Długo balansowała na granicy trzeciej i czwartej ligi, a czasy dawnej świetności młodzi kibice znali tylko z opowiadań. Podobnie jak w Rzeszowie. W Mielcu jednak postanowiono spróbować wyrzucić linę z dołu, zaczepić ją o jakiś pień i wydostać się na powierzchnię, przynajmniej spróbować. W Rzeszowie od lat trwa spór, kto ma tę linę rzucić, o co ją zaczepić i czy w ogóle jest sens. A możliwości stolica województwa ma przecież dużo większe.

W Mielcu zaczęło się od remontu stadionu, całego, nie jednej trybuny. Od remontu za niemal własne pieniądze, bez ograniczeń. Powstał obiekt ładny, może nie bez wad, może mniejszy, ale funkcjonalny w całości. I co najważniejsze, dostępny dla piłkarzy. Może nie jest całkiem darmowy, może i Stal musi coś za niego zapłacić, ale są to sprawy groszowe. W Rzeszowie tych groszy trzeba wrzucić tysiące.

Stal dostała pomoc od miasta, konkretną, około jednej trzeciej budżetu. Budżetu i tak niewielkiego jak na drugoligowe realia, półtoramilionowego. Ale z pomysłem realizowanego, wydawanego odpowiedzialnie.

Bo pomoc miasta to jedno, ale drugie to ludzie, którzy wiedzą, czego chcą, wiedzą, którą ścieżką iść i gdzie ona ma doprowadzić. A tego w stolicy naszego województwa brakuje chyba najbardziej. W Mielcu kilka lat temu zebrała się grupa osób, która dość miała szarzyzny. Małymi krokami budowała to, co dzisiaj na całym Podkarpaciu będzie stawiane za przykład. W Stali nikt nie zarabiał po 6 czy 7 tys., jak przed laty w Resovii czy rzeszowskiej Stali. Postawiono na młodych piłkarzy, którym jeszcze się chce. Dobrano ludzi, którzy podołali organizacyjnie. A Rzeszów może patrzeć z zazdrością.

Bo w Rzeszowie wciąż jedne i te same twarze obiecują co roku złote góry, wyciągają ręce po pieniądze do miasta, które też jakoś nie widzi potrzeby posiadania drużyny piłkarskiej na odpowiednim poziomie. Ciągłe pretensje, przerzucanie się odpowiedzialnością, a na końcu pozostawione długi. I nieśmiertelna fraza, że jak znajdzie się ktoś lepszy, to proszę bardzo.

Lepszego nie ma ani w mieście, ani w klubach. Nie ma też nadziei na lepsze jutro. Na szczęście przykład Mielca pokazał, że nawet po wielu latach kopaniny można wydostać się na wyższy poziom.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.