Musieli grać na 4 tys. metrów

Flamengo ogłosiło, że już nigdy nie zagra w wysokich górach. Słynny brazylijski klub zremisował 2:2 z boliwijskim Realem Potosi na stadionie leżącym 3967 m npm.

Piłkarze Flamengo - nizinni, bo grający na co dzień w nadatlantyckim Rio de Janeiro - w czwartkowym meczu Copa Libertadores (odpowiednik europejskiej Ligi Mistrzów) co chwila korzystali z aparatury tlenowej zainstalowanej obok boiska. Brazylijczycy przegrywali po pierwszej połowie 0:2.

Zdenerwowani szefowie zespołu z Rio de Janeiro w specjalnym oświadczeniu napisali: "Ostatniej nocy Flamengo wywalczyło bohaterski remis z Realem Potosi w niesportowych i nieludzkich warunkach. Pozwalanie zespołom gospodarzy organizować mecze na takiej wysokości niszczy zasadę fair play i naraża życie sportowców. Brak zakazu byłby formą wspierania dopingu".

I stanowczo dodali: "Oficjalnie poinformowaliśmy brazylijski związek, Południowoamerykańską Federację i FIFA, że nie zagramy żadnego meczu w miejscu powyżej poziomu rekomendowanego przez medycynę sportową". Działacze Flamengo nie sprecyzowali jednak, jaka wysokość jest barierą ostateczną.

Nie tylko zabójcza wysokość wykończyła piłkarzy z Rio de Janeiro. W Potosi, mieście uważającym się za najwyżej położone na świecie, nie ma lotniska. Brazylijczycy jechali więc 170 km z lotniska w Sucre górskimi drogami autobusem, w którym każde siedzenie zaopatrzone jest w torebki na wymioty. Torebki te są w częstym użyciu, bo droga składa się z samych serpentyn i pasażerowie cierpią na chorobę lokomocyjną.

Na stadionie Mario Mercado ma też grać Parana z Brazylii i UA Maracaibo z Wenezueli. W La Paz (3600 m npm.) regularnie gra swoje mecze międzypaństwowe Boliwia, w Copa Libertadores zaś często bierze udział Bolivar (w czwartek zremisował u siebie bezbramkowo z Boca Juniors) i The Strongest. W tym sezonie w południowoamerykańskim odpowiedniku Ligi Mistrzów stadion na wysokości ponad 3000 m ma również peruwiański klub Cienciano.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.