Mateusz Klich: O coś w życiu trzeba walczyć

Gdy oglądałem pierwszy mecz reprezentacji na Euro 2016 to przyznam - łezka zakręciła się w oku. Ale takie jest życie, zabrakło mnie tam, patrzę do przodu. Nie mam jeszcze trzydziestki, wierzę, że wrócę do formy jaką prezentowałem w Zwolle i powalczę o powrót do reprezentacji - mówi w rozmowie ze Sport.pl Mateusz Klich, nowy zawodnik Twente Enschede.

Holandia - to twoja "ziemia obiecana"?

To się dopiero okaże. Liga mi odpowiada, znam trenera Twente, trafiłem do dobrego klubu. Wszystko było na tak przy wyborze nowego zespołu, teraz ja muszę pokazać na co mnie stać.

Były inne oferty?

Tak, ale byłem zdecydowany na Twente. Były zapytania od innych drużyn z Holandii, Belgii czy nawet Polski, ale teraz nie ma to żadnego znaczenia. Z Rene Hake pracowałem już w Zwolle, tam grałem w środku pola razem z Kamohelo Mokotjo. Jeżeli będzie to wyglądało jak w Zwolle będę zadowolony, jest szansa pograć fajną piłkę.

W Holandii pamiętają cię z okresu w Zwolle, wyrobiłeś sobie nazwisko na tamtym rynku?

Da się odczuć, że pamiętają ten dobry dla mnie okres, nie zapomnieli tego co potrafię. To miłe, ale trzeba będzie udowodnić, że dalej tak potrafię grać.

Żałujesz, że wtedy wyjechałeś? Trochę nie miałeś wyboru bo Wolfsburg postanowił zatrzymać cię po wypożyczeniu.

Z jednej strony nie miałem wyboru, z drugiej chciałem spróbować, udowodnić, że jestem w stanie poradzić sobie w Wolfsburgu. Musieli za mnie zapłacić, żeby znów mnie sprowadzić, więc miałem nadzieję, że dostanę szansę. Przytrafiło mi się jednak kolejne rozczarowanie, pamiętam mecz z Bayerem Leverkusen. Prowadziliśmy 4:1, do tego graliśmy w przewadze jednego zawodnika, ja siedziałem na ławce. W 80 minucie trener postanowił wpuścić dwóch obrońców. Wiedziałem, że nic z tego nie będzie.

Mówiłem, że Holandia to dla ciebie "ziemia obiecana". Niemcy można nazwać "przeklętym krajem"?

Wątpię, żebym dostał ofertę z Niemiec, nawet gdyby była chyba bym się już nie zdecydował tam iść. Holandia to jednak większy luz na boisku i poza nim. W Niemczech trafiłem na trenerów, którzy dużą wagę przywiązywali do liczb. Napastników nie rozliczali z bramek. Jeżeli zrobiłeś 30 sprintów i przebiegłeś 12 kilometrów zagrałeś dobry mecz, nie ważne, że zepsułeś cztery "setki". Nie czułem też wielkiego zaufania w Kaiserslautern. Oczywiście jak strzelałem i asystowałem to grałem, ale wystarczył jeden słabszy mecz, żeby znów wylądować na ławce. A potem nie dostawałem szans, żeby się poprawić. Nie mogłem tam grać swojej piłki, lubię ryzykować i przez to przytrafiają mi się błędy.

Nie miałeś obaw przed przejściem do Twente? W pewnym momencie zostali zdegradowani za problemy finansowe (po apelacji przywrócono ich do Eredivisie - red.)

Wszystko jest już tam wyjaśnione, ludzie przez których wpadli w problemy już w klubie nie pracują. Można powiedzieć, że Twente startuje od zera. Federacja holenderska sprawuje nad nimi nadzór finansowy, wszystko co robią musi przejść przez związek. Nie mogą sobie już pozwolić na takie błędy.

Oglądałeś Euro 2016 i myślałeś - mogłem tam być?

Pewnie, że tak. Myślę, że każdy piłkarz który otarł się o kadrę tak myślał. Gdy oglądałem pierwszy mecz to przyznam - łezka zakręciła się w oku. Ale takie jest życie, zabrakło mnie tam, patrzę do przodu. Nie mam jeszcze trzydziestki, wierzę, że wrócę do formy jaką prezentowałem w Zwolle i powalczę o powrót do reprezentacji.

To jest twój cel numer jeden na najbliższe miesiące?

Celem jest regularna gra, utrzymywanie się na wysokim poziomie. Wierzę, że mam szansę na powrót do kadry. O coś w życiu trzeba walczyć

Zobacz wideo

Pazdan kontra Ronaldo, ale czy Real jest gotowy na Kucharczyka? [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Agora SA