Transfery. Angielska panika. Królestwo rozrzutności w Manchesterze

Tak szalonego lata w handlu piłkarzami jeszcze nie było. Dziesiątki milionów za przeciętniaków, David de Gea uziemiony w Manchesterze, bo Real Madryt spóźnił się z formalnościami.

Zobojętniał już nawet Watykan. Kiedy u schyłku ubiegłego wieku Inter Mediolan ustanowił transferowy rekord świata, płacąc za Christiana Vieriego 50 mln dol., dziennik "L'Osservatore Romano" uznał transakcję za niemoralną i obrażającą ubogich. Teraz papież Franciszek - bezlitośnie krytyczny wobec agresywnego kapitalizmu - pewnie nawet nie wie, ile pieniędzy pochłaniają przeprowadzki piłkarzy bez jakichkolwiek osiągnięć. Na przykład Anthony Martial, za którego Manchester United właśnie wyłożył 50 mln euro, a w przyszłości dołoży jeszcze 30 mln. Cena horrendalna, więcej kosztowali tylko Gareth Bale, Cristiano Ronaldo, Neymar, Luis Suárez oraz James Rodr~guez.

Do niedawna ceny zazwyczaj odzwierciedlały sportową wartość zawodników. Mediolańczycy we wspomnianym Vierim kupowali napastnika z reputacją zjawiskowego snajpera. Inny nawiedzony kolekcjoner rekordów, madrycki prezes Florentino Pérez, w Luisie Figo, Zinédinie Zidanie czy Kace kupował laureatów Złotej Piłki. Płaciło się za osiągnięcia, wielokrotnie sprawdzoną klasę, ewentualnie potencjał marketingowy.

Dziś rankingi najdroższych nie pokrywają się już z rankingami najlepszych. Trudno byłoby w nich wykryć jakąkolwiek logikę, gdyby nie jedna reguła - inflację napędza liga angielska, która za nowy kontrakt telewizyjny wynegocjowała 7,4 mld euro. Jej najsłabsze kluby zarabiają na transmisjach więcej niż Bayern Monachium czy Juventus Turyn, więc prezesi żyją zupełnie odklejeni od rzeczywistości na kontynencie. I rozwijają tradycję tzw. "panicznych zakupów", groteskowo przepłaconych, inspirowanych wynikami ostatnich meczów, dokonywanych tuż przed końcem okresu transferowego.

Manchester United pozbył się latem niemal wszystkich napastników (Robin van Persie, Radamel Falcao, Javier Hernández), a w czterech kolejkach ligowych wbił ledwie trzy gole, więc w poniedziałek dopadł Martiala - ledwie 19-letniego Francuza, który nie wystąpił jeszcze w reprezentacji kraju, strzelił jednego gola w europejskich pucharach i nie zdobył żadnego trofeum, a przed dwoma laty kosztował Monaco 6 mln. Gazety piszą, że Wayne Rooney wypytywał w klubie, kim jest jego nowy kolega. Kolega za 80 mln! Wniebowzięci są szefowie Monaco, wniebowzięty jest - prowizja! - pośredniczący w transakcji Jorge Mendes, najskuteczniejszy makler w dziejach futbolu.

To już stały punkt programu. Anglicy dysponują osobną walutą, najwyraźniej nieprzeliczalną na inne krążące po rynku, więc ich biznesowi partnerzy żądają za piłkarzy sum absurdalnych. I je dostają. Wolfsburg bierze od Manchesteru City 75 mln za Kevina De Bruyne'a (rok temu zapłacił zań Chelsea... 25 mln), Valencia otrzymuje od tego samego klubu 45 mln za Nicolása Otamendiego, Leverkusen wyciąga od Tottenhamu 30 mln za Son Heung-mina. Nawet prowincjonalne Hoffenheim zarabia 41 mln na wyeksportowanym do Liverpoolu Robercie Firminie. A Augsburg wyłudza od Chelsea 25-30 mln za Babę Rahmana, przebijając dziesięciokrotnie (!) swój rekordowy zysk z transferu. Wszyscy są klasowymi lub obiecującymi graczami, ale nikt poza wyspiarzami nie wyłożyłby za nich więcej niż połowę przywołanych kwot. W Anglii umiaru nie znają nawet najsłabsi. Oni wzajemnie się nakręcają również dlatego, że spadek z Premier League ich przeraża - oznacza odcięcie od wpływów, których nie oferuje nawet Liga Mistrzów.

Królestwo rozrzutności i chaosu powstało w Manchesterze. Rozrzutność to City - miało zostać skrępowane zasadami Finansowego Fair Play, ale UEFA się z niego wycofuje, więc lider ligi angielskiej do wspomnianych De Bruyne'a i Otamendiego dorzucił 63,5 mln za Raheema Sterlinga, kolejnego młodego zdolnego bez znaczących osiągnięć (za Anglików z talentem Anglicy przepłacają jeszcze bardziej, bo popyt jest duży, a podaż maleńka). W sumie wakacyjne wydatki MC przekroczyły 200 mln.

United reprezentują i rozrzutność, i chaos. Martiala mogli wziąć w lipcu, zanim przedłużył kontrakt z Monaco. Panikowali również ubiegłego lata, gdy w ostatnich godzinach transferów wypożyczali Falcao i kupowali Daleya Blinda. Wtedy zapłacili jeszcze 75 mln za Ángela Di Marię, by po sezonie odesłać go do Paryża za 63 mln... Teraz najpierw tygodniami powtarzali, że Davida de Geę wypuszczą do Realu Madryt tylko za niebotyczne pieniądze, by następnie przystać na umiarkowane 35 mln euro (częściowo "w naturze", czyli w Keylorze Navasie) i przeciągać sprawę do samego deadline'u. Skutek: obaj bramkarze nigdzie się nie ruszą, a kluby kłócą się o to, kto zawinił. Jaki los czeka odsuniętego przez trenera od składu de Geę, nie wiadomo. Sezon to w karierze piłkarza wieczność.

Być może wszystko przebiegałoby spokojniej, gdyby MU zdołał pozyskać Thomasa Müllera, Neymara, Garetha Bale'a albo Sergio Ramosa. Zabiegał o nich bez skutku, bo angielskie potęgi najsławniejszych nazwisk nie przyciągają. Bezkonkurencyjni pozostają - dopóki do gry nie wchodzą wysepki luksusu z innych krajów - Barcelona, Real, Bayern i PSG. Manchester idzie więc w ilość, nie w jakość. Za czasów Alexa Fergusona był klubem stabilnym, teraz Louis van Gaal w kilkanaście miesięcy wysprzątał niemal całą szatnię.

To inna zaraza nowoczesnego futbolu. Przybywa klubów z transferowym ADHD, które działają tak, jakby ich jedynym celem było to, żeby interes stale się kręcił. Na każdym poziomie. Jeśli pominąć bramkarza Samira Handanoviccia, całą podstawową 11 wymienił właśnie Inter Mediolan. A nasza Lechia Gdańsk od zimy ubiegłego roku pozyskała 42 (!) piłkarzy. Teraz wymieniła 15, jako przebój reklamuje się Miloša Krasicia, w zamierzchłej przeszłości gracza Juventusu, którego zupełnie zdyskwalifikował trener Partizana Belgrad - uznał, że po dwóch latach bez gry w piłkę jego rodak nie nadaje się do niczego.

Zobacz wideo

De Gea nie przechodzi z MU do Realu, świat się śmieje [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.