Puchar Ligi. Chelsea znów wygrywa dzięki strategii Mourinho

Tak bardzo typowe dla Jose Mourinho było zwycięstwo Chelsea z Tottenhamem w niedzielnym finale Pucharu Ligi (2-0), że trudno nie dostrzec początku kolejnej epoki dominacji.

Owszem, Chelsea miała niemało szczęścia, gdy jeszcze na początku spotkania Christian Eriksen w typowym dla siebie stylu świetnie uderzył z rzutu wolnego, choć trafiając jedynie w poprzeczkę. W drugiej połowie kilka dośrodkowań piłkarzy Mauricio Pochettino było dobrych, lecz bez potrzebnego wykończenia, a John Terry wykonał kluczowy blok w bodaj najlepszej sytuacji dla rywali "The Blues". Jednak wszystko inne - gole, styl oraz strategia gry - były po prostu odzwierciedleniem tego, kim jako szkoleniowiec jest Jose Mourinho.

- Finałów się nie gra, finały się wygrywa - powiedział po meczu Portugalczyk, który na swoje kolejne trofeum czekał ponad tysiąc dni. Zresztą zwycięstwo w Pucharze Ligi było dla niego tyle istotne, co symboliczne. Przecież pracę z Chelsea od sezonu 2004-05 także zaczynał od triumfu w tych rozgrywkach, później zdobywając mistrzostwo kraju. Teraz ta dominacja może się powtórzyć, bo Manchester City, zamiast nadrabiać różnicę punktową, w fatalnym stylu i przy błędach obrony przegrał z Liverpoolem i bardziej musi się skupiać na goniącym go Arsenalu, niż prowadzącej w tabeli Chelsea.

W ten weekend tematem numer jeden w Anglii była nieporadność tamtejszych klubów w europejskich pucharach. Porażki Arsenalu, Manchesteru City, Tottenhamu i Liverpoolu sprowadzono do błędów menedżerskich, głównie w przygotowywaniu strategii na mecz. Chociaż o Chelsea nie pisano w jakichkolwiek superlatywach po pierwszym spotkaniu z PSG, to w grze londyńczyków przynajmniej dostrzegano strategię i cel. Arsene Wenger krytykował swój zespół za "samobójczą" grę w defensywie, Manuel Pellegrini musiał bronić swojej naiwnej taktyki.

Tymczasem wspomniany pomeczowy komentarz Mourinho idealnie oddaje to, czego innym angielskim klubom brakuje w Europie, by mogły rywalizować na miarę swojej finansowej dominacji. Nie ma przypadku w tym, że z siedmiu wygranych przez przedstawicieli Premier League dwumeczów w fazie pucharowej Ligi Mistrzów, aż sześć było sukcesem Chelsea. Po zwycięstwie z Tottenhamem Portugalczyk tłumaczył, że to strategia była kluczowa. Może i Chelsea potrzebne było to, jak ich rywale rozbili ich w niedawnym meczu ligowym (5-3), gdy Kane i Eriksen dominowali i raz po raz rozszarpywali defensywę Mourinho.

Na Wembley szkoleniowiec Chelsea nie mógł postawić na Nemanję Maticia, a John Obi Mikel był kontuzjowany. Mourinho dobrze wiedział, że postawienie wyłącznie na Ramiresa i Cesca Fabregasa w środku pola może skończyć się tak, jak w styczniowym meczu na White Hart Lane, więc na defensywnego pomocnika postawił Kurta Zoumę, który przez większość sezonu był nie tylko rezerwowym, ale i środkowym obrońcą.

W przegranym meczu ligowym problemem było to, że Matić pilnował Eriksena, ale Chelsea nie kontrolowała przestrzeni, która tworzyła się, gdy Serb podążał za Duńczykiem w boczne strefy. Na Wembley takiego problemu nie było - Zouma pilnował rozgrywającego, ale tylko w środku pola, trzymając się jednocześnie Terry'ego oraz Cahilla, co przydało się zwłaszcza przy nielicznych kontrach rywali. Choć Francuz do tej pory wsławił się świetnymi wślizgami, to w niedzielę z takimi interwencjami się wstrzymywał. Wystarczyło, że ustawiona w 4-1-4-1 Chelsea miała dodatkowego zawodnika do "czyszczenia" zagrożenia i asekurowania obrońców. Tottenhamowi nie pomogło nawet wprowadzenie Dembele czy Soldado, co teoretycznie stwarzało im przewagę w tej strefie. Jednak kolejnymi bohaterami Chelsea byli boczni obrońcy, a zwłaszcza Cesar Azpilicueta, który miał najwięcej odbiorów i przechwytów.

- Futbol jest nieprzewidywalny. By ograniczyć nieprzewidywalność, trzeba się skupić na szczegółach i to robimy, to mogą robić rywale. Patrzeć na to, jaki jest profil meczu. Punkt po punkcie przygotowuję swój zespół - tłumaczył przed meczem Mourinho. Także planowanie i skupienie na detalach odróżnia Portugalczyka od innych szkoleniowców angielskich klubów. Pellegrini na mecz z Barceloną wystawił czterech bardzo ofensywnych zawodników, których nikła aktywność w grze defensywnej przesądziła o zwycięstwie rywali. Podobnie postąpił Arsene Wenger przeciwko Monaco, a łatwo wyobrazić sobie, że Mourinho w pierwszej kolejności takie rozwiązania by wykluczył właśnie przez wzgląd na konsekwencje dla własnego bramkarza, a nie bramkarza rywali. - Przegraliśmy, ale jesteśmy dumni z tego, że trzymaliśmy się własnej filozofii - tłumaczył po spotkaniu Mauricio Pochettino. Mourinho nigdy przy takim dylemacie nie wybrałbt takiego stylu, a już na pewno nie na jakikolwiek finał i to po prawie trzech latach posuchy.

I warto dodać, że styl, w którym Chelsea wygrała Puchar Ligi, był daleki od tego, który Mourinho obiecywał kibicom, wracając do Londynu. Strzał przewrotką Fabregasa z drugiej połowy był wyjątkiem od reguły - reguły, czyli przede wszystkim defensywy (także priorytetu w grze hiszpańskiego rozgrywającego), zagrożeniu wynikającego z nielicznych stałych fragmentów gry i kontr opartych na talentach Costy oraz Hazarda. Nieprzewidywalność najłatwiej ograniczyć, gdy nie trzeba dokładać do tego elementu rozgrywania piłki, gdy wszyscy zawodnicy przemieszczają się, jakby powiązani linami. Dla większości to dopiero czwarty w rankingu znaczenia puchar, ale pamiętając, co dało "pierwszej" Chelsea zwycięstwo w nim dziesięć lat temu, trudno nie doszukiwać się nawiązań do kolejnych lat dominacji "The Blues". W końcu od tamtego czasu Chelsea wygrała 14 pucharów, tyle co Manchester City, Arsenal i Liverpool razem wzięci.

Batman i Robin na meczu Borussii Dortmund! Poznajcie najsłynniejszych piłkarskich przebierańców [ZDJĘCIA]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Agora SA