Premier League. Walka o tytuł a kwestia snajperów

Diego Costa i Sergio Aguero od początku sezonu przewodzą w klasyfikacji strzelców. W sobotnim pojedynku na Stamford Bridge między Chelsea a Manchesterem City (1:1) tego pierwszego jednak na boisku zabrakło, a Argentyńczyk przez większość spotkania pozostawał niezauważony. Jak dwaj główni kandydaci do tytułu radzą sobie w sytuacji, gdy ich główni snajperzy nie grają już pierwszoplanowych ról?

Chelsea od pierwszych meczów sezonu napędzana była przez dwa główne silniki, Cesca Fabregasa i Diego Coste. Ten pierwszy przeważnie asystował, ten drugi strzelał. Z kolejki na kolejkę Chelsea wydawała się mocniejsza, a niektórzy już przed świętami zaczęli przekonywać, że walka o tytuł na dobrą sprawę jest rozstrzygnięta. Z czasem Costa zaczął strzelać (nieco) mniej, a do głosu zaczął dochodzić jego wybuchowy temperament, przez który zresztą zabrakło go w sobotnim meczu. Po nadepnięciu na Emre Cana reprezentant Hiszpanii został zawieszony na trzy spotkania. Jose Mourinho z pewnością jest jednak daleki od stwierdzenia, że nie było warto wykupić Costy z Atletico.

O ile Costa zaczął sprawiać problemy wychowawcze, o tyle Aguero sprawia te problemy co zwykle. W końcówce minionego sezonu jego kapitalna forma pozwoliła podopiecznym Manuela Pellegriniego zgarnąć mistrzowski tytuł. Po drodze notorycznie łapał jednak urazy, przez które nie miał szans nawiązać walki o tytuł króla strzelców z Luisem Suarezem. Kontuzja nie pozwoliła mu też błysnąć na mundialu, gdzie jego reprezentacyjni koledzy dotarli przecież aż do finału. Gdy na początku tego sezonu znów złapał wiatr w żagle, wydawało się, że wszystko na dobre wróciło do normy, ale na początku grudnia znów nabawił się urazu, a pierwsze diagnozy mówiły o nawet półrocznej przerwie.

Manuel Pellegrini nie ma jednak w zwyczaju przesadnej ostrożności przy wprowadzaniu Argentyńczyka z powrotem do gry. Ostatecznie Aguero nie grał niewiele ponad miesiąc, ale od powrotu na boisko nie trafił do siatki (ostatnie ligowe trafienie 3.12 w meczu z Sunderlandem) ani razu. W meczu z Chelsea dodatkowo było widać, że od najwyższej formy, w której był niemal w pojedynkę, dając zwycięstwo nad Bayernem Monachium w fazie grupowej Lidze Mistrzów, wciąż wiele mu brakuje. Argentyńczyk słynie z niesamowitego ciągu na bramkę, mijania rywali (w sobotę wygrał tylko jeden pojedynek indywidualny) i umiejętności znalezienia się w polu karnym (dziś nie dostał w "szesnastce" żadnego podania), ale ostatnio nie przypomina samego siebie, a obrońcy mistrzowskiego tytułu widocznie na tym cierpieli. Argentyńczyk co prawda zaliczył asystę, ale ta też była nieco szczęśliwa. Z kolei gdy znalazł się w sytuacji sam na sam z Courtois, nie zdołał nawet oddać celnego strzału.

Oczywiście należy też docenić postawę defensywy Chelsea. Kurt Zouma znakomicie wywiązywał się ze swoich zadań we własnym polu karnym i był jednym z głównych problemów Aguero w dzisiejszym spotkaniu. Jeśli jednak ekipa z niebieskiej części Manchesteru chce myśleć o tytule, to Aguero musi wrócić do gry z końcówki ubiegłego roku. Yaya Toure poza pojedynczymi przebłyskami gra najgorszy sezon od lat, a Vincent Kompany jest cieniem samego siebie. Defensywa Manchesteru City pozwoliła rywalom na strzelenie jednej bramki więcej niż regularnie przetrzebiona w tym sezonie kontuzjami obrona Manchesteru United. W takiej sytuacji Aguero jest atutem, na którego utratę Pellegrini nie może sobie teraz pozwolić. Zwłaszcza w sytuacji, gdy strata do "The Blues" wynosi pięć punktów.

Taka przewaga sprawia, że nawet na własnym stadionie Jose Mourinho nawet, gdy jego podopieczni grali na własnym stadionie, był zadowolony z remisu, a końcówkę pozwolił swoim zawodnikom właściwie w stu procentach skupić się na defensywie. Gdy w końcówce Loic Remy zszedł z boiska, a zastąpił go Gary Cahill, Portugalczyk wywiesił białą flagę. Musi być wyjątkowo pewny swego i wierzyć, że uda się nie roztrwonić przewagi w kolejnych spotkaniach. Wspomniany Remy zresztą, choć strzelił bramkę, również nie sprawiał dobrego wrażenia. Oczywiście znakomicie znalazł się w sytuacji bramkowej, ale w wielu akcjach sprawiał wrażenie jakby nie nadążał za kolegami, dodatkowo nie potrafił sam wykreować sobie pozycji - nie wygrał ani jednego pojedynku indywidualnego - i ostatecznie potwierdził, że na tle Diego Costy wypada bardzo blado.

Największą zaletą Remy'ego w tym meczu było jego szukanie piłki, schodzenie do skrzydeł, problem w tym, że gdy już ją otrzymał, nie przekładało się to na realny zysk w ofensywie. Ciężko oprzeć się wrażeniu, że gdyby Diego Costa grał w tym meczu, Chelsea pewnie cieszyłaby się z ośmiu punktów przewagi w tabeli. Napastnik reprezentacji Hiszpanii dawał drużynie atuty, których ciężko się spodziewać ze strony Remy'ego. Costa w jesiennym meczu z Manchesterem City (również 1-1) pracował, dosłownie, na całym boisku, a we własnym polu karnym pięciokrotnie ratował skórę obrońcom, przechwytując lub wybijając piłkę. Remy na własnej połowie wygrał tylko jeden pojedynek główkowy, tuż przed linią środkową, na skrzydle, więc z tyłu był praktycznie zbędny. Znając mentalność Jose Mourinho Remy, nawet mimo strzelenia gola, mógł być jednym z piłkarzy, do których trener, bo choć oczywiście miał swoje zadania w ofensywie, to ciężko oprzeć się wrażeniu, że mógł dać z siebie więcej.

Powrót Costy - tego bramkostrzelnego, niedepczącego po kostkach rywali - jest więc dla Mourinho podobnie istotny, jak dla Pellegriniego skuteczny Aguero. Choć tytułów nigdy nie wygrywa się jednym zawodnikiem, to dyspozycja Costy i Aguero może być w kontekście finalnych rozstrzygnięć absolutnie kluczowa. Choć z remisu bardziej zadowoleni są piłkarze Chelsea, to Manuel Pellegrini wie, że gdyby pozwolił w sobotę Chelsea na wygraną, to odrobienie ośmiu punktów straty do tak grającej Chelsea byłoby bardzo, bardzo trudne. Jednak jeśli Aguero zacznie grać jak w końcówce poprzedniego sezonu, to "The Blues" do końca mogą być zmuszeni do gry na najwyższych obrotach w każdym meczu ligowym. Dzisiejsza ławka rezerwowych zespołu Mourinho pokazała, że jedno zawieszenie i nawet niewielka liczba urazów sprawiają, że głębia składu w Chelsea pozostawia wiele do życzenia, a to może mieć poważne konsekwencje w momencie, gdy dochodzić będzie do ostatecznych rozstrzygnięć nie tylko w Premier League, ale też w Lidze Mistrzów.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.