Liga Europejska. Fioletowi lepsi od niebieskich. Ruch żegna się z LE

Piękny gol Michał Pulkowskiego dał nadzieję, że Ruch i Austria grają w tej samej lidze. Nic z tych rzeczy. Kolejne bramki strzelali już tylko piłkarze z Wiednia, którzy dzięki zwycięstwu na Cichej 3:1 awans do czwartej rundy eliminacji Ligi Europejskiej mają na wyciagnięcie ręki.

Zobacz relację Z Czuba ?

To było super otwarcie! Pulkowski kropnął z woleja z kilkunastu metrów i piłka ugrzęzła pod poprzeczką. - Taki ładny gol to duża frajda dla piłkarza, ale zapewniam, że gdybyśmy wygrali po brzydkim trafieniu czułbym się zdecydowanie lepiej - mówił Pulkowski. - Mimo, że szybko wyszliśmy na prowadzenie to tak naprawdę nie zaczęliśmy tego meczu w dobrym stylu - dodał pomocnik niebieskich.

Organizacyjnie oba kluby dzieli przepaść. Gospodarze z zaskoczeniem przyjęli wiadomość, że wokół samej drużyny Austrii pracuje więcej osób niż na Cichej w całym klubie. Czy Ruch zatrudni kiedyś osobą odpowiedzialną za rozkładanie ręczników w szatni? Działacze wiedeńskiego klubu wiedzą jak wpędzić w kompleksy. Przed meczem zdradzili gospodarzom, że dopadł ich kryzys, więc klubowy budżet to dziś " marne" 15 milionów euro. W przybliżeniu to przynajmniej sześć razy więcej niż kwota, którą dysponuje Ruch.

- Było widać gołym okiem, że zespół Austrii jest silniejszą drużyną od Ruchu. Zabrakło koncentracji, mnożyły się też błędy, które tak klasowy zespół musiał wykorzystać. Trafiliśmy zbyt łatwe gole - mówił trener Waldemar Fornalik, który martwił się po meczu kontuzją Łukasza Janoszki (skręcenie stawu skokowego).

W ostatnich sezonach polskie drużyny grają z Austrią co dwa lata. W 2004 i 2006 roku z wiedeńczykami bez sukcesów rywalizowała Legia. Dwa lata później Austrię wyeliminował Lech, a na ławce stołecznej drużyny siedział już wtedy trener Karl Daxbacher. Szkoleniowiec aż wzdryga się na wspomnienie tamtego meczu i strzału Rafała Murawskiego, który zdobył gola na wagę awansu w doliczonym czasie dogrywki!

W środowy wieczór miała miejsce kolacja podczas, której wiedeńczycy wspominali tamto wydarzenie. Goście stwierdzili, że poczuli się wtedy tak jakby ktoś sprzątnął im ze stołu worek z kilkuset tysiącami euro, bo tyle wynosiła premia od UEFA. Niebiescy woleli jednak wspominać wyjazdowy wyczyn Odry Wodzisław, która trzynaście lat temu strzeliła Austrii w rozgrywkach Pucharu Intertoto aż pięć goli (5:1)! W składzie drużyny z Wodzisławia był wówczas 22-letni Marcin Malinowski, dziś defensywny pomocnik niebieskich. Malinowski zastąpił w podstawowym składzie Słowaka Gabora Strakę, którego wyeliminowały z gry żółte kartki. To m.in. Malinowski miał zamknąć drzwi przez które chcieli wbiec w pole karne Ruchu napastnicy Austrii.

To nie było łatwe zadanie. Ruchliwi wiedeńczycy długo i pewnie utrzymywali się przy piłce. Po stracie gola otrzepali się jak mokry pies i zaraz doprowadzili do wyrównania. Austriacy chcieli " Linz-festiwalu" i Roland Linz nie zawiódł. Napastnik wykorzystał dobre podanie, wbiegł między dwóch obrońców i uderzył piłkę obok wychodzącego z bramki Krzysztofa Pilarza.

- To był ważny moment. Szybko wróciliśmy do gry, a potem spokojnie kontrolowaliśmy przebieg meczu - ocenił Zlatko Junuzović, który świetnie kierował grą drużyny Austrii.

Ruch starał się zmusić rywala do błędu, ale wiedeńczycy bronili się mądrze i skutecznie. Czasami brakowało szczęścia, innym razem centymetrów tak jak Arturowi Sobiechowi i Sebastianowi Olszarowi, którzy wyciągali nogi w szpagat, ale i tak nie zdołali sięgnąć piłki i skierować jej do pustej bramki!

By rozerwać defensywę Austrii potrzeba było odwagi i odrobiny szaleństwa. Tak potrafił zagrać Rafał Grodzicki, który w jednej akcji oszukał czterech piłkarzy z Wiednia! - Szkoda tych okazji. Szkoda dobrego okresu gry bez bramki w drugiej połowie. Kilka razy szczęście było tak blisko - kręcił głową Pulkowski.

Defensywą fioletowych kierował ledwie19-letni reprezentant Austrii Aleksandar Dragović. Syn serbskich emigrantów krążył blisko Sobiecha gotowy w każdej chwili wyprzedzić lub sfaulować napastnika chorzowskiej drużyny. Dragović radził sobie zdecydowanie lepiej od Macieja Sadloka, który jednak musiał powstrzymywać dużo bardziej dynamicznych Austriaków. Gdy do siatki trafiali Peter Hlinka (głową) i Tomas Jun zawiodła cała obrona Ruchu. Jak można było zostawić Słowaka i Czecha samych kilka metrów przed bramką?

- Trudno sobie wyobrazić lepszy wynik niż 3:1 na wyjeździe. Dobrze kombinowaliśmy, dobrze graliśmy w piłkę. Trudno nie być optymistą przed rewanżem. Naszym celem jest awans do fazy grupowej - podsumował Daxbacher. - W piłce wszystko jest możliwe, ale chyba powoli żegnamy się z europejskimi pucharami - smucił się Malinowski. Rewanż za tydzień w Wiedniu.

Zobacz centrum meczowe ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.