Lech Poznań - FC Basel 0:1. Czwarta porażka ze Szwajcarami w czwarty meczu i koniec z pucharami

Czwarty raz Lech Poznań zagrał z FC Basel w tym sezonie. I czwarty raz przegrał. Porażka 0:1 wyeliminowała do z pucharów bez oglądania się na inne okoliczności

Lech Poznań potrzebował do awansu z grupy Ligi Europejskiej dwóch cudów, a pierwsze minuty meczu z FC Basel pokazały, że nawet o ten pierwszy będzie trudno. Po trzech dotychczasowych meczach z mistrzami Szwajcarii (Kolejorz jako pierwszy polski klub grał z jednym rywalem europejskim drugi raz w trakcie jednego sezonu) optymizmu można było szukać jedynie w rezerwowym składzie, jaki wystawi trener Urs Fischer. Nie wystawił. Szwajcarzy rzucili na boisko w Poznaniu dobre 80 procent mocy, jedynie ich brylant Breel Embolo siadł na ławce.

No tak, ale pewne awansu FC Basel nie grało w Lidze Europejskiej już o nic. To Lech potrzebował wygranej i cudu kolejnego - zwycięstwa Belenenses Lizbona we Florencji. Może zatem Szwajcarzy potraktowaliby mecz w Polsce jak sparing?

Nic z tego. Całkiem mocny skład FC Basel ruszył do natarcia od razu. Nie chaotycznego przy tym, nie do szarży przy uwerturze z "Wilhelma Tella", ale metodycznego i spokojnego ataku. Takiego, jakim wykańczało Lecha w poprzednich trzech spotkaniach. Poznaniacy przygarbili się, ustawili szeroko na nogach, rozłożyli ręce, jakby chcieli mieć kontakt dotykowy każdy z każdym i bronili się. Pochowani jak alpejskie świstaki o tej porze roku nie byli w stanie niczego Szwajcarom zrobić. Ci natomiast zaczęli pogrywać sobie z Lechem coraz swobodniej. Faktem jest, że Lech bronił się dobrze. Nie takie jednak było jednak jego podstawowe zadanie w tym meczu.

A we Florencji nadał goli nie było.

Po kwadransie Lech zdołał jedynie oddać jeden strzał Tomasza Kędziory, ale gdzieś wysoko w "Pozdrowienia do więzienia". Ładna akcja Karola Linettego z Szymonem Pawłowskim skończyła się stratą piłki zamiast strzałem chociażby w "Walczyć, Kolejorz, walczyć!". W 32. minucie natomiast sędzia Bobby Madden ze Szkocji nie podyktował - a powinien - rzutu karnego za faul Iworyjczyka Adamy Traore na Darko Jevticiu. Publika się burzyła, wygrażała sędziemu. Na nic.

FC Basel tuż przed przerwą straciła swego bramkarza Germano Vailattiego (i tak zastępującego kontuzjowanego Tomasa Vaclika, czyli podstawowego bramkarza FC Basel), który opuścił boisko z kontuzją. Wszedł za niego 21-letni debiutant Mirko Salvi, trzeci bramkarz FC Basel. Na wejściu od razu się potknął. On, ale nie jego drużyna.

Goli nie było ani w Poznaniu, ani we Florencji. Sprawa domniemanych cudów nadal pozostawała otwarta. A przez głowy kibiców zgromadzonych na stadionie zaczęła powoli przemykać odważna myśl - a co jeśli Belenenses jednak zdołał strzelić Fiorentinie gola we Włoszech, natomiast poznański Lech i tak nie będzie w stanie wygrać ze Szwajcarami?...

Trener Jan Urban zaraz po przerwie sięgnął po jednego z dwóch asów, jakich miał na ławce - Abdula Aziza Tetteha (drugim był Kasper Hämäläinen ). I Lech dość szybko stanął przed wielką szansą na objęcie prowadzenia. Z pozycji spalonej spudłował jednak w 49. minucie Dawid Kownacki. Gola nadal nie było.

We Florencji również.

Pierwszą połowę Szwajcarzy rozpoczęli z dużą przewagą i gola nie zdobyli. W drugiej przez chwilę ruszył Lech i wtedy FC Basel zdobyło bramkę. Taulant Xhaka pograł sobie z lechitami w bocznej części boiska, dośrodkował i Holender Jean-Paul Boetius zdobył z bliska gola.

Teraz wynik z Florencji przestawał mieć znaczenie.

A przecież jeszcze Albian Ajeti był blisko gola, gdy posłał piłkę wzdłuż linii bramkowej, z ostrego kąta. A i Egipcjanin Mohamed El-Neny wpakowałby piłkę do siatki, gdyby nie bramkarz Lecha Jasmin Burić.

Robił się mecz na przykra porażkę. Przykrą, bo FC Basel nabierało w grze luzu i nie podlegało żadnej presji ani stawce. A jednak trzymało dyscyplinę i odpowiedni poziom, by punktować Lecha niemiłosiernie.

Gdy po godzinie gry speszony bramkarz Mirko Salvi odbił piłkę pod nogi piłkarzy Lecha, znów przyszła ochota na to, by zerkać czy aby 0:0 we Florencji się nie zmienia. FC Basel miało słabego bramkarza, za to Lech miał słabych strzelców. Darko Jevtić trafił z rzutu wolnego jedynie w poprzeczkę. Kasper Hämäläinen zmarnował sam na sam.

Za to Khouma Babacar z Fiorentiny - już do siatki Belenenses. Marzenia o cudzie poznańsko-florenckim się skończyły.

Lech Poznań - FC Basel 0:1 (0:0)

Bramka: 0:1 Boetius (50.)

LECH: Burić - Kędziora, Kamiński, Arajuuri, Kadar - Trałka (46. Tetteh), Linetty (61. Formella) - Jevtić, Gajos, Pawłowski - Kownacki

BASEL: Vailati (45. Salvi) - Xhaka, Lang (46. Adonis Ajeti), Samuel, Traore - Calla, Elneny, Zuffi, Boetius - Bjarnason - Albian Ajeti

Sędzia: Bobby Madden (Szkocja)

Widzów 10 457

Więcej o:
Copyright © Agora SA