Fiorentina - Lech Poznań. Łukasz Trałka: Nie chcemy wymyślać kolorowych jaj

Poznaniacy w czwartek o godz. 19 (relacja na żywo w Sport.pl i w aplikacji Sport.pl LIVE) zagrają mecz z najtrudniejszym rywalem w całym sezonie - liderem Serie A - Fiorentiną. Lech Poznań ma jednak większe problemy na głowie - ostatnie miejsce w ekstraklasie. W rozmowie ze Sport.pl kapitan poznańskiego zespołu opowiada o tym, jak drużyna zamierza wyjść z kryzysu. - Nie ma takich kłopotów, z których nie można wyjść. Nie możemy i nie będziemy tak grać do końca - mówi.

Jacek Staszak: Czy problemy Lecha wynikają też z taktyki?

Łukasz Trałka, kapitan Lecha Poznań: - Ciężko się do tego odnieść, a nie chcę oceniać trenera Macieja Skorży, do czego to pytanie pewnie ma doprowadzić. Nigdy nie oceniałem i nie będę oceniał publicznie szkoleniowców, bo to nie moja rola. Fakty są takie: wcześniej graliśmy w ustawieniu 4-2-3-1, teraz jest to 4-1-4-1, ale to też się może zmienić. Samo ustawienie nie ma jednak większego znaczenia, bo przede wszystkim chodzi o wykonywanie założeń i to jest chyba największy problem w tym momencie. Nie, że coś źle nam rozrysowano, ale że źle to robimy.

Gdzie jest ten największy rozjazd?

- Nie jest tak, że z meczu na mecz jest jakaś kolosalna różnica w przygotowaniu taktycznym i że gramy zupełnie inaczej w zależności od przeciwnika. Zmieniają się detale. Może w niektórych meczach próbujemy czegoś innego, na przykład z Fiorentiną nasz plan pewnie będzie inaczej wyglądał. Trener Urban też nie miał na to czasu, by wprowadzać wielkie zmiany w taktyce. One wymagają odpowiedniego przepracowania.

Duża jest zmiana w waszych założeniach między tym, co było w zeszłym sezonie, a tym, co jest teraz?

- Założenia są podobne, bo wciąż są ci sami wykonawcy. Każdy z piłkarzy, który do nas przyszedł, nie różni się znacząco od tych, którzy byli już w zespole. Aziz Tetteh gra na tej samej pozycji co ja, podobnie Darek Dudka, ale jest na tyle uniwersalny, że może grać też na wielu pozycjach w defensywie. Jedynie Marcin Robak różni się od Zaura Sadajewa. Czeczen trzymał piłkę, biegał dużo w boczne sektory boiska. A Marcin więcej czeka w polu karnym, jest raczej klasyczną dziewiątką.

Brak Sadajewa to duża strata?

- Jak ten sezon pokazuje - duża. Nie strzelał dużo bramek, ale to był zawodnik, przy którym dużo bramek się strzelało. Brał grę na siebie, dryblował, skupiał dwóch, nieraz trzech obrońców, robił miejsce w polu karnym. Pod tym względem rzeczywiście straciliśmy.

Trenerzy mówią, że w piłce nożnej są cztery fazy: obrona, atak i przejścia pomiędzy nimi. Gdzie macie największe braki?

- Nie ma sensu się rozgadywać i rozdrabniać na czynniki pierwsze. Ogólnie słabo to wygląda, znacznie gorzej niż wcześniej. Wiadomo, jaki mamy sezon i ile mamy punktów. Nie układa się to tak, jak byśmy chcieli i do poprawy trochę jest. Choćby odbiór piłki na połowie przeciwnika po jej stracie. Albo jesteśmy za daleko od siebie, albo za łatwo dajemy się ograć.

Są to rzeczy, które da się poprawić przy mikrocyklu, gdy gracie co trzy dni?

- Tak, nie wierzę, że się nie da. Nie ma kryzysu, z którego nie można wyjść. Nie możemy i nie będziemy tak grać do końca. Są momenty, kiedy można bardziej popracować, coś szlifować.

Nie ma pan wrażenia, że gra Lecha jest teraz przewidywalna, nużąca? Że podajecie na skrzydło, liczycie na wrzutki, w ostateczności podajecie do Szymona Pawłowskiego, może on coś zdziała?

- Nie, nie mam takiego wrażenia.

Gra Lecha nie jest teraz uzależniona od Pawłowskiego?

- A w zeszłym sezonie była?

W zeszłym sezonie wszyscy byli w świetnej formie.

- No to sam pan sobie odpowiedział. W ostatnich meczach - z Cracovią i Ruchem - rzeczywiście Szymon się wyróżnia, ale sam nic nie zrobi. Lech dziś jest bardziej zależny od niego, ale jednym zawodnikiem nie da się wygrać meczu, potrzeba co najmniej siedmiu-ośmiu piłkarzy w dobrej formie.

Ilu brakuje do tych siedmiu-ośmiu?

- Różne rzeczy mogę gadać, ale jedno jest najważniejsze - każdy nad formą musi pracować.

Gdy wychodzicie na mecz, to macie teraz bardziej w głowie, że trzeba po prostu wygrać mecz, a założenia są tylko z tyłu głowy?

- Bez założeń nie da się wygrać meczu. One mają pomóc nam w zwycięstwie. Nie da się tego zrobić jedenastoma napastnikami. Trzeba realizować plan.

Jan Urban mówił o tym, że musi dobrze poznać szatnię. Już to zrobił?

- Żeby dobrze się zaznajomić ze wszystkim trzeba dużo czasu, a przede wszystkim zobaczyć, jak każdy reaguje na różne bodźce - wygraną, przegraną, remis, trudne mecze.

Pan dobrze zna tę szatnię?

- Tak uważam.

Zawsze reagowała tak, jak pan oczekuje?

- Nie mam żadnych ram, progów czy sprecyzowanych oczekiwań do ogółu zawodników. Każdy jest inny, inaczej reaguje. Nie mogę oczekiwać od wszystkich o tego samego. W każdej szatni są różne charaktery - jedni są wybuchowi, inni potrzebują spokoju. Sztuką jest to, żeby poznać każdego, wiedzieć, kiedy na kogo krzyknąć, do kogo spokojnie przemówić, czy uszanować to, że ktoś woli posiedzieć w szatni sam i analizować wszystko we własnych myślach.

Jakich słów trzeba używać? Wchodzi pan kolegom na ambicję, udowadnia pan im coś?

- Wiem, że każdy piłkarz w naszej szatni chce jak najlepiej. Tu nie ma mowy o jakimkolwiek udowadnianiu czegoś. W słabszych momentach każdy chce mobilizować resztę, wpłynąć pozytywnie na kolegów i wierzy w to, że można odwrócić wynik. Ale też nie ma jednej recepty.

Ma pan kogoś do pomocy?

- Razem wzajemnie sobie pomagamy. Utarło się, że o mobilizację zespołów dbają starsi piłkarze, "bo im ktoś starszy, tym powinien mieć więcej do powiedzenia". Doświadczenie odgrywa ważną rolę, pozwala być przygotowanym na pewne sytuacje i umożliwia łatwiejsze radzenie sobie z nimi. Warto jednak pamiętać, że młodzi między sobą dużo rozmawiają, często znają się lepiej, wiedzą, jak ze sobą rozmawiać, jak na siebie wpływać. Dlaczego im wtedy przeszkadzać? Nie da się wszystkich włożyć w proste ramy i liczyć, że zawsze rozwiązanie będzie gotowe.

W jednym z klubów ekstraklasy sztab szkoleniowy poprosił kilku zawodników o przeprowadzenie rozmowy motywacyjnej przed meczem. Zrobili to i wygrali, dość okazale. U was też był taki pomysł?

- To wymyślanie głupot. Raz na jakiś czas może to wypali, ale to nie jest dobry pomysł. Mimo tego, że jesteśmy w kryzysie, nie chcemy wymyślać kolorowych jaj. To nie jest dobre dla drużyny, nie przepadam za takimi rozwiązaniami. Wolę, gdy zachowuje się hierarchię - jest sztab szkoleniowy i jest drużyna.

Zawiódł się pan na trenerze Skorży?

- Nie, absolutnie.

W mediach pojawiły się informacje, że były spotkania zarządu z piłkarzami, na których obecny był trener i w ogóle się nie odezwał. To z jego inicjatywy były te spotkania.

- Z zarządem spotkaliśmy się sami. To normalne w tej sytuacji.

Oglądał pan mecz Legii z Cracovią?

- Nie.

Legia zmieniła swój styl gry. Gra bardziej agresywnie. Tego oczekiwali jej kibice i tego oczekują też od drużyny kibice Lecha. Chcecie podostrzyć grę?

- W poprzednim sezonie mistrzostwo zdobyliśmy bez kopania rywali. Strzelaliśmy bramki. Gdy teraz to się odwróciło, nie zaczniemy skakać przeciwnikom po głowach. Została większość zespołu, pod tym względem nic się nie zmieniło. Oprócz tego, że słabiej gramy w piłkę.

Cieszycie się w ogóle z pucharów?

- Ja tak. Mimo tego, że różne głosy są dookoła, to ja po to gram w piłkę, żeby się nauczyć czegoś od zagranicznych drużyn.

Lech zdobył punkt. Przełamanie? Internauci mają inne zdanie [MEMY]

Czy Lech dobrze wybrał nowego trenera?
Więcej o:
Copyright © Agora SA