Akcja nazywa się "90 minut dla nadziei", wymyśliło ją kilka dni temu Europejskie Stowarzyszenie Klubów, ruszyła razem z Ligą Mistrzów i Ligą Europy. Kluby biorące udział w fazie grupowej umówiły się, że przekażą na pomoc uchodźcom po jednym euro od każdego biletu sprzedanego na pierwszy mecz u siebie. Lech Poznań dołączył do akcji już w czwartek, meczem z Belenenses. Legia zrobi to dopiero 1 października, bo wtedy ma pierwszy mecz u siebie, z Napoli. I może do tego czasu będzie już jasne, czy akcja będzie sukcesem, czy nieporozumieniem. Bo wspólny front pomocy uchodźcom z Syrii przestał istnieć niedługo po głosowaniu.
To, co dla większości klubów z Europy Zachodniej wydawało się oczywistością, w naszej części Europy i w Izraelu stało się punktem zapalnym. Akcję zaproponowało FC Porto, podchwycił ją natychmiast Bayern Monachium, którego szef Karl-Heinz Rummenigge jest też szefem ECA. To miał być po prostu dalszy ciąg tych akcji, w które wiele klubów Ligi Mistrzów i Ligi Europy zaangażowało się podczas kryzysu uchodźczego. Pieniądze i inną pomoc przekazały na rzecz uchodźców m.in. Bayern, Arsenal, Roma, Paris Saint-Germain (mimo że francuska opinia publiczna jest w sprawie uchodźców bardzo podzielona), Celtic Glasgow, Barcelona, Real, Atletico Madryt.
Wiele klubów, zwłaszcza w Niemczech, poszło w tej sprawie za głosem z trybun, pierwsi wsparli uchodźców ich kibice. Ale w Europie Wschodniej nastroje na trybunach są zupełnie inne. I kluby z naszej części kontynentu są w pułapce: jak dotrzymać obietnicy danej na spotkaniu ECA - akcja nie jest obowiązkowa, ale wycofanie się byłoby mało poważne, skoro nikt się nie sprzeciwiał przy uchwalaniu - a nie rozjuszyć własnych kibiców. Kibiców, którzy podczas ostatniej kolejki ligowej licytowali się na stadionach, kto mocniej zaprotestuje przeciw przyjmowaniu uchodźców z Syrii. Tak było w Polsce, ale też np. na trybunach grającego w Lidze Mistrzów Maccabi Tel Awiw. A przywódcy kibiców Sparty Praga zapowiedzieli, że zbojkotują mecz z FC Thun w LE, jeśli klub przekaże euro od biletu na pomoc muzułmańskim uchodźcom.
W Lechu i Legii aż tak ostro nie było, ale też oba kluby szybko dały do zrozumienia, że chcą większej dowolności w akcji ECA. I w przypadku Legii nie będzie to pomoc uchodźcom z Syrii. A w przypadku Lecha - nie tylko im.
- Udział w akcji jest dobrowolny, ale jesteśmy zdania, że skoro powiedzieliśmy już "A", to musi paść i "B". Dlatego podjęliśmy decyzję o udziale w akcji organizowanej przez ECA, a ponadto wraz ze Stowarzyszeniem Kibiców Lecha Poznań równocześnie szukamy drugiej organizacji, którą również wesprzemy po jednym z kolejnych spotkań. Nie ukrywamy, że akcja "90 minut dla nadziei" nas do tego zainspirowała - mówi Sport.pl rzecznik Lecha Łukasz Borowicz.
Legia natomiast ogłosiła, że w ramach akcji ECA sama wybierze organizację, której przekaże pieniądze i wspomoże Polaków z Donbasu. - Ta akcja była dość nieskonkretyzowana, ale sednem było, żeby pomóc. Więc wyszliśmy z założenia, że skoro będzie zebrane 2-3 mln euro na pomoc uchodźcom z Syrii, bo o takiej kwocie mówi Rummenigge, to my pomożemy tym, którzy na taką medialność nie mogą liczyć. Jesteśmy w kontakcie z ludźmi, którzy się zajmują bezpośrednio pomocą Polakom w Donbasie. To są wstrząsające historie, ludzie zostawieni sami sobie. Działania wojenne pojawiają się tam i gasną - mówi Sport.pl Seweryn Dmowski, doradca zarządu Legii Warszawa.
Uchwała ECA jest rzeczywiście dość ogólna. Mówi jednak o tym, że pieniądze zostaną przekazane na wspólne konto, a potem przekazane jednej lub kilku organizacjom, wiarygodnym i sprawdzonym w działaniu. Czy i do jakiego stopnia każdy klub z osobna będzie mogły wpływać na ten wybór, tego komunikat nie podaje. - My wierzymy, że to nie jest do końca istotne, czy prześlemy pieniądze właśnie na to wspólne konto czy inne. Jeśli damy potwierdzenie przelewu na konto wybranej przez nas organizacji, to nie postrzegam tego jako szczególnego zagrożenia dla wspólnoty pomagania potrzebującym. Jeśli ryzykiem byłoby, że ci ludzie nie przyjdą na mecz z Napoli, to wolę już zebrać większą kwotę i komuś pomóc - mówi Seweryn Dmowski.
Kolejny problem do rozwiązania to definicja uchodźcy. Z formalnego punktu widzenia ci, których chce wesprzeć Legia, uchodźcami nie są. - Tak, z powodów formalnych nie są. Ale kilka osób, które uciekły z Donbasu, dostało status uchodźcy. To są ludzie pochodzenia polskiego, ale polskich paszportów nie mają. Ale problem, kto jest uchodźcą, a kto nie, dotyczy też tych, którzy idą z Syrii - mówi Seweryn Dmowski.
Nie jest tajemnicą, że właściciele i szefowie obu klubów są tym zamieszaniem i upolitycznianiem akcji pomocy zmęczeni, zwłaszcza że dobrego wyjścia nie ma: nawet jeśli sami są zwolennikami pomagania uchodźcom z Syrii, to jednak przekazywać mają pieniądze od kibiców. - Każdy we własnym sumieniu musi sobie odpowiedzieć, czy w ogóle chce pomagać - powiedział szef Lecha Karol Klimczak w wywiadzie dla Radia Merkury, zanim jeszcze Lech ogłosił, na jaki wariant się decyduje. Zresztą i bez tego zamieszania klub martwił się o frekwencję na meczu z Belenenses. I trudno będzie rozstrzygnąć, czy pustki na trybunach były protestem przeciw temu, jak drużyna gra w lidze, czy komu pomaga.