Liga Europy. Byki wyklęte przez futbol?

Można być osobą popierającą szeroko pojęty ruch "Against Modern Football", ale też być na niego obojętnym. Jednak nikt nie przejdzie obojętnie obok tego, co dzieje się w Salzburgu. Nawet jeśli później będzie zataczał się gromkim śmiechem - pisze Michał Zachodny na swoim blogu ?Zachodny do tablicy?.

Blog Michała Zachodnego

Przypomnę - ponad dziesięć lat temu koncern produkujący bodaj najpopularniejszy na świecie napój energetyczny kupił sobie klub piłkarski. Co więcej, zrobił mu kompletny rebranding, co nie spodobało się znakomitej większości kibiców. Ci, którzy odeszli od dawnej Austrii Salzburg założyli od podstaw własną, a teraz już grają na zapleczu tamtejszej ekstraklasy. Niewykluczone, że za rok derby z tworem, który "odziedziczył" (ew. "wykupił") ich tradycje.

Hegemon

Akurat dzisiaj bardziej interesuje nas Red Bull Salzburg. Dlaczego? Otóż w Austrii od tamtego kwietnia 2005 roku są hegemonem. Wygrali ligę sześć razy, puchar trzykrotnie i (zaufajcie osobie, która trzeci sezon zajmuje się analizowaniem tamtejszych zespołów dla InStat Football) mają najlepszych piłkarzy, najbardziej atrakcyjny styl, najwięcej kasy i najlepsze szkolenie. Popatrzcie na Rogera Schmidta, który obecnie buduje coraz fajniejszy zespół w Leverkusen - nie tak dawno temu kreował razem z Ralfem Rangnickiem filozofię futbolu dla większości "byczych" klubów. Im nie szkodziło nawet wyjątkowo zaskakujące zatrudnienie Adolfa Huttera z Grodig jako następcy Schmidta, bo i tak tytuł w cuglach wywalczyli. Nic dziwnego, skoro w ataku w ostatnich latach błyszczał duet Alan-Soriano. Piłkarzy też promowali - Marca Janko, Somena Tchoyiego, Sadio Mane, Kevin Kampl, Alan, Peter Ankersen... a ostatnio najlepszych wybiera sobie filia z Lipska, która ma się wypromować do niemieckiej Bundesligi. Nic dziwnego, tam jest więcej pieniędzy, lepsza promocja, większa rywalizacja. Chociaż, gdyby Salzburg wykorzystał swoją szansę, to klub ze wschodnich Niemiec jeszcze mógłby parę lat odgrywać rolę tego drugiego w europejskim rankingu Red Bulla. O jakich szansach mowa?

Wpadka za wpadką

Historia "wpadek" jest długa. Po pierwszym mistrzostwie z LM odpadli z mocnym Szachtarem, ale już klęska w LE z AEK Ateny była nie do wytłumaczenia. Po roku w ostatniej fazie eliminacji do pucharów drugiej kategorii wyeliminowała ich Sevilla (0-4). Ponowną walkę o wejście do elity przegrali w kompromitujących okolicznościach z Maccabi Haifa (1-5). Wreszcie w pierwszej edycji Ligi Europy rozwalili w grupie Villareal, Lazio i Levski Sofia (komplet zwycięstw!), by odpaść ze... Standardem Liege. Słabo? W kolejnym sezonie z Ligi Mistrzów wyeliminowani zostali przez Hapeol Tel Aviv, a w LE zamknęli grupę z City, Juve i... naszym Lechem Poznań. W tym samym sezonie nie wygrali mistrzostwa kraju, czyli klęska, ale w Lidze Europy wyprzedzili w grupie PSG - co z tego, skoro w dwumeczu z Metalistem Charków przyjęli osiem goli? Najbardziej kompromitująca klęska przyszła w starciu z luksemburskim Dudelange latem 2012 roku. Żeby mistrz Austrii tak odpadał z pucharów? Bo nawet nie dostali na pocieszenie miejsca w Lidze Europy. Co więcej, po rewolucji w składzie nie obronili nawet mistrzostwa, choć ranking zapewnił im miejsce w eliminacjach do LM. Tam oberwali od Fenerbace (2-4), ale w LE komplet punktów w grupie, w świetnym stylu (warto to zobaczyć!) rozgromiony Ajax na wstępie fazy pucharowej i... rozczarowanie z Bazyleą. Wreszcie poprzedni sezon i znów dzieją się rzeczy dziwne - z Karabachem uratowany został awans w drugim meczu, ale już klęska z Malmoe była nie do wytłumaczenia. Podobnie jak odpadnięcie w fazie pucharowej z Villarrealem.

Trzy strzały, trzy gole

Tego lata może nie miało być inaczej, bo po kolejnej klęsce w Europie i zmianie trenera postawiono na zmiany - skład mocno odmłodzono, a część najlepszych odesłano do Lipska. Mimo to w Lidze Mistrzów humory dopisywały - przynajmniej do rewanżowego meczu trzeciej rundy eliminacji z... Malmoe, gdy piłkarze Red Bulla roztrwonili dwie bramki zaliczki w czterdzieści minut. Chociaż ostatnie pół godziny grali w przewadze, to gola na wagę awansu nie strzelili. A w Lidze Europy? Będziecie się śmiali - na wyjeździe z Dinamo Mińsk przegrali, ale dziś, u siebie odrobili straty. Ba!, mieli olbrzymią przewagę w dogrywce, grali lepiej, rzucili wszystkie siły, rywal jako pierwszy spudłował w karnych i... przegrali. Trzy kolejne "jedenastki" nie strzelone, pożegnanie przyszło szybciej, niż ktokolwiek się spodziewał. Wyobraźcie sobie, że bilans zespołu z Salzburga - pomimo (zwłaszcza w ostatnich latach) bardzo przemyślanej strategii budowania klubu, sporych inwestycji i nakładów możnego sponsora jest mniej więcej na poziomie polskich drużyn. To może nie obelga, ale na pewno dla Red Bulla wynik poniżej oczekiwań.

Klątwa?

Zresztą po moich obserwacjach, tych dziwnych rzeczy z Salzburgiem dzieje się coraz więcej. Jakby klątwa na nich nałożona tylko się nasilała, czego wczesne odpadnięcie z Europy najlepszym przykładem. Ale weźcie też początek sezonu - wyjazd do beniaminka z Mattersburga i... porażka. Gol stracony w piętnastej sekundzie, a decydujący o sensacyjnym zwycięstwie gospodarzy w ostatniej! Z Malmoe przegrali 0-3, choć rywal miał... trzy celne strzały. Tak samo było w Mińsku. Piłka do ich siatki wpada po asystach własnych zawodników - tak było ze Szwedami, a z Admirą w lidze bramkarz jakimś cudem wypuścił złapaną po dośrodkowaniu piłkę. Wreszcie podsumowaniem niech będzie to, że gole tracą głównie po stałych fragmentach gry, choć do tej pory uchodzili za drużynę pod tym względem świetnie zorganizowaną. Przekleństwo? Frajerstwo? Nie wiem. Jednak im więcej przyglądam się temu klubowi, im więcej oglądam ich spotkań, tym większą dysproporcję dostrzegam między logiką działań pozaboiskowych i niewiarygodną, nieszczęśliwą dla nich przypadkowością wydarzeń na murawie. A przecież tym innym najważniejszym filiom Red Bulla z Nowego Jorku (może mniej, biorąc pod uwagę ile gwiazd u nich grało) czy (tej dopiero odbudowywanej) z Lipska idzie całkiem nieźle - są awanse, wysokie miejsca w lidze... A może po prostu ich ta "bycza" klątwa jeszcze nie dotknęła?

Bayern w tradycyjnych strojach. Vidal dołącza do Lewandowskiego [ZDJĘCIA]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.