Dlaczego UEFA nie karze za komunizm

Europejskie władze piłkarskie zabraniają eksponowania na trybunach wszelkich treści niezwiązanych z meczem. Ale tylko teoretycznie.

Sierpień 2015 r. III runda eliminacji Ligi Europy: Omonia Nikozja - Brondby. Na trybunach powiewa flaga z wizerunkiem Ernesto Che Guevary, na płotach wiszą czerwone gwiazdy.

Lipiec 2015 r. II runda eliminacji Ligi Europy: Omonia - Jagiellonia. W sektorze gospodarzy widać flagę ZSRR z symbolem sierpa i młota.

Lipiec 2014 r. III runda eliminacji Ligi Mistrzów: Standard Liege - Panathinaikos. Belgowie machają flagami z wizerunkiem Guevary.

Za każdym razem złamane zostały przepisy UEFA, ale kluby nie ponosiły żadnych konsekwencji. Nie ponosiły, choć w regulaminie dyscyplinarnym czytamy, że sankcjami zagrożone są "gesty, słowa, rzeczy przekazujące wszystkie komunikaty, które nie mają związku z wydarzeniem sportowym, zwłaszcza te o politycznej, ideologicznej, religijnej, obraźliwej albo prowokacyjnej naturze". Dlatego np. Barcelona zapłaciła 30 tys. euro grzywny za flagi popierające niepodległość Katalonii powiewające podczas finału Ligi Mistrzów z Juventusem. Zazwyczaj jednak UEFA karze za treści rasistowskie - ujęte w innym paragrafie i traktowane surowiej, najniższy wyrok to częściowe zamknięcie trybun.

Przyczyny tej nierównowagi poznać niełatwo, bo w ogóle niełatwo dowiedzieć się czegokolwiek o dyscyplinarnych postępowaniach UEFA. Wysyłani na stadiony delegaci mają zakaz publicznego wypowiadania się o zaobserwowanych incydentach, a także o jakichkolwiek działaniach federacji. Ich pomeczowe raporty są tajne. UEFA publikuje w internecie komunikaty o nałożonych karach wraz z przywołaniem zastosowanego paragrafu, ale nie podaje szczegółów. W poniedziałek zapytaliśmy rzecznika i biuro prasowe UEFA, dlaczego Omonia nie została ukarana, ale odpowiedzi na razie nie dostaliśmy. Usłyszeliśmy, że z powodu wylotu działaczy na Superpuchar Europy w Tbilisi.

To od delegatów w dużej mierze zależy, czy kluby poniosą karę. Komisja Dyscyplinarna wydaje bowiem wyroki na podstawie ich raportów. Czasami na meczu jest jeszcze obserwator Football Against Racism in Europe - antyrasistowskiej organizacji współpracującej z władzami europejskiej piłki. Wtedy to on zajmuje się ksenofobicznymi transparentami. Jeśli go nie ma, delegat korzysta z listy zakazanych haseł i symboli sporządzonej przez FARE. A tam nie ma ani sierpa i młota, ani wizerunku Che Guevary. - FARE przygotowało dla UEFA katalog symboli i haseł rasistowskich oraz ksenofobicznych, bo zajmuje się walką z tymi zjawiskami - mówi Jacek Purski ze stowarzyszenia Nigdy Więcej współpracującego z FARE. - Straż pożarna nie łapie złodziei, a policja nie gasi pożarów. Na meczach zadaniem obserwatorów FARE jest wychwytywanie incydentów rasistowskich, a nie wpisywanie do raportu innych symboli, gdyż dotyczy tego inny przepis w regulaminie, jest to wyłącznie w gestii delegata UEFA. A to, co robi z tą wiedzą Komisja Dyscyplinarna, to już zupełnie inna sprawa. Ani Nigdy Więcej, ani FARE nie biorą udziału w procedurze dyscyplinarnej UEFA.

- Kiedyś zapytałem delegata z Niemiec, dlaczego UEFA nie stworzyła także czarnej listy symboli odwołujących się do ideologii komunistycznej. Nie potrafił odpowiedzieć. Znam też delegatów, którzy umieszczali w raporcie flagi z wizerunkiem Che Guevary, ale Komisja Dyscyplinarna sprawą się nie zajęła - mówi nam osoba ze środowiska piłkarskiego, która również chce pozostać anonimowa.

Dlatego skazani jesteśmy na domysły. I analizę historyczną. Walka z rasizmem - w całej piłce nożnej, nie tylko na trybunach - rozpoczęła się bowiem w połowie lat 90. od kampanii "Wykopmy rasizm z futbolu". Była bardzo szeroko zakrojona, kibice znają ten slogan choćby z kultowej gry komputerowej "Championship Manager". Potem powstała organizacja Kick It Out (oskarżana przez znanych czarnoskórych zawodników o opieszałość, bojkotował ją m.in. Rio Ferdinand), a UEFA nawiązała współpracę z FARE, ale łagodne kary za rasizm wciąż wywoływały oburzenie. Kiedy np. kibice Realu Saragossa imitowali małpie odgłosy, gdy do piłki zbliżał się gwiazdor Barcelony Samuel Eto'o, klub zapłacił... 600 euro.

Aż rugowanie rasizmu za swój priorytet uznała FIFA. I nakazała wszystkim podległym sobie federacjom korektę regulaminów.

UEFA wykonała polecenie, ale zarazy nie wytępiła. Zwłaszcza tam, gdzie jej wzrok nie sięga, czyli w rozgrywkach krajowych. W dwóch ostatnich sezonach ligi rosyjskiej FARE naliczyło ponad 200 przykładów rasizmu i dyskryminacji. - Incydenty zdarzają się niemal na każdym meczu, ale świat o nich nie wie, bo Rosjanie wszystko wyciszają - mówi Hulk, brazylijski gracz Zenitu St. Petersburg. W Anglii we wszystkich rozgrywkach policjanci zanotowali w minionych trzech latach 350 przypadków rasizmu. We Włoszech zdarza się nawet rasistowskie wyzywanie kopiących piłkę dziesięcioletnich chłopców - na wiosennym turnieju z udziałem m.in. Milanu, Interu i PSG obrażali ich rodzice przeciwników.

Oto powód, dla którego UEFA z determinacją ściga przede wszystkim ksenofobię - skala problemu. Rasistowskich i nazistowskich haseł oraz symboli jest na trybunach mnóstwo, co wymusza rozwiązania systemowe, natomiast odwoływanie się do symboliki komunistycznej to problem marginalny. A w Polsce wręcz nie istnieje wcale. W Polsce, której stadiony wraz z chorwackimi każdego roku trafiają - jako negatywne przykłady pełne aktów ksenofobii - do klipów UEFA pokazywanych delegatom na zakończenie sezonu.

Owszem, zdarzają się kluby otwarcie zideologizowane - w Livorno, gdzie na trybunach widać wizerunek Stalina, czy w St. Pauli, gdzie króluje sierp i młot. Ale ani Włosi, ani Niemcy w europejskich pucharach nigdy nie występowali, więc znajdują się poza jurysdykcją UEFA.

Co oczywiście wciąż nie tłumaczy, dlaczego europejskie władze nie respektują własnego regulaminu. O to, czy mają skatalogowane także symbole komunistyczne, również spytaliśmy UEFA. Na odpowiedź wciąż czekamy.

39 niezwykłych sportowych ciekawostek! [KLIKNIJ]

Więcej o:
Copyright © Agora SA