Finał Ligi Europejskiej. Athletic Bilbao - Atletico Madryt. Ogień i woda z Hiszpanii

W drodze do Bukaresztu Athletic Bilbao i Atletico Madryt strzeliły w Lidze Europejskiej aż 58 bramek. Zapowiada się pasjonujący finał rozgrywek. Transmisja w środę od 20.35 w TV 4. Relacja na żywo na Sport.pl

Ole, ole, ole, ola! Trybuna Kibica zawsze pełna

- Ani jedni, ani drudzy nie będą czekali, co zrobi rywal. Mają zbyt dobrych piłkarzy z przodu, by się czaić - mówi "Gazecie" Mirosław Trzeciak, były reprezentant Polski, dziś trener 15-letnich kadetów Osasuny Pampeluna i ekspert TVP podczas Euro 2012.

Oba kluby są jak ogień i woda. W Bilbao są sami swoi. Po boisku biegają dzieciaki własne, brata, siostry, kuzyna, sąsiada czy choćby kumpla z ulicy. Każdy zna każdego. - Piłkarze wiedzą, że na trybunach nie ma ani jednej osoby, dla której byliby obojętni, dlatego robią wszystko, żeby nie zawieść - opowiada Trzeciak. - Athletic przeznacza gigantyczne nakłady na szkolenie młodzieży. Choć nie tylko wychowują, bo również zabierają utalentowaną młodzież sąsiadom. W tej chwili wielu zawodników w Bilbao pochodzi z Nawarry.

Atletico to bardziej klub najemników niż wychowanków, wielonarodowościowy tygiel postaw i osobowości. - W tym kotle nieustannie wrzenie, nie ma atmosfery do gry w piłkę, chwili spokoju. Dlatego Atletico przeżywa wzloty i upadki. W Madrycie ciągle ktoś jest w opozycji. Jest ponad sto stacji radiowych i telewizyjnych. Jeden dziennikarz nie lubi tego piłkarza, inny kolejnego. Ktoś kogoś popiera, kogoś nie. Długo się tam nie da wytrzymać - opowiada Trzeciak.

Oba kluby łączą argentyńscy szkoleniowcy. 42-letni Diego Simeone z Atletico grał w reprezentacji na mundialu w 2002 roku. Jego trenerem był o 15 lat starszy Marcelo Bielsa dziś pracujący w Bilbao.

- Bielsa jest wyjątkowy, nie pasuje do obecnych czasów - opowiada Trzeciak. - Nie wywołuje skandali, nie dba specjalnie o wizerunek, nie prezentuje rewii mody. Wypowiada się wyłącznie na konferencjach prasowych. Jest lakoniczny i oschły. Nie gra jak inni szkoleniowcy, nie ma w nim drugiego dna. Na początku pracy w Athletic, jeszcze przed sezonem, wściekł się, że przed sparingiem z IV-ligowym zespołem nie dostarczono mu płyt z meczami rywali. W hotelu nie chciał apartamentu za tysiąc euro dziennie, tylko normalny pokój. Jego treningi są monotonne, trwają po cztery-pięć godzin. Na początku miał problem, bo na co drugich zajęciach tracił głos, ale wreszcie połączył piękno Barcelony z szybkością Realu. To trener, który zawsze gra tak samo i tą samą jedenastką. To musiało odbić się na wynikach w lidze, w której są na dziesiątym miejscu, ale odkąd Bielsa został trenerem, każdy piłkarz Bilbao gra lepiej, a kilku wręcz eksplodowało - dodaje.

Simeone jest symbolem waleczności tak argentyńskiej kadry, jak i Atletico, gdzie grał pięć lat. - To trener z włoskiej szkoły. Grają twardo i agresywnie, a po stracie piłki nikt się nie cofa, tylko od razu atakuje rywala. Wcześniej Atletico grało miękko, traciło wiele goli, teraz jeszcze więcej strzela - mówi Trzeciak. Gwiazdą ekipy jest Kolumbijczyk Radamel Falcao, za którego klub zapłacił FC Porto 40 mln euro. W tej edycji LE 26-letni napastnik strzelił dziesięć bramek, a jeden z trenerów powiedział: "Jakby ktoś na boisko wpuścił mu świnię, to i tak wpakuje ją do siatki". Bilbao ma Fernando Llorenete, który w LE ma o trzy trafienia mniej od Falcao.

- Minimalnie więcej szans daję Athletic, ale finał powinien być pasjonujący - kończy Trzeciak.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.