Liga Mistrzów. Czerwona kartka, geniusz Messiego, Barcelona lepsza od Realu

W pierwszym meczu półfinału Ligi Mistrzów na Santiago Bernabeu oglądaliśmy więcej agresywnych wejść niż pięknych, godnych El Clasico akcji. Real Madryt długo dotrzymywał Barcelonie kroku, ale czerwona kartka dla Pepe i geniusz Leo Messiego zapewniły Katalończykom zwycięstwo 2:0. Za sześć dni rewanż na Camp Nou, Mourinho i spółką są w sytuacji ekstremalnie trudnej.

Tak relacjonowaliśmy mecz Zczuba i na żywo

Przed trzecią odsłoną El Clasico po raz pierwszym od wielu miesięcy większość ekspertów stawiała na Real Madryt. Real prowadzony przez Jose Mourinho, który jako ostatni z plejady trenerskich gwiazd znalazł patent na Katalończyków. Potrafił zastopować ich w meczu ligowym, gdzie ugrał remis 1:1, wyrwał im wreszcie Puchar Króla, czyli trofeum, na które "Królewscy" czekali 18 lat.

Emocje dodatkowo podsycały absencje podstawowych graczy obu drużyn, które wymusiły na trenerach rzadko spotykane ustawienia. Większe problemy miała Barcelona, która musiała radzić sobie bez Iniesty, Adriano, Abidala i Maxwella, w związku z czym na lewej flance ustawił się wracający do formy kapitan Carles Puyol, Javier Mascherano zagrał w środku obrony, a Iniestę zastąpił Keita.

Ze składu Realu wypadł z kolei świetnie spisujący się w poprzednich El Clasico Ricardo Carvalho (zawieszony za kartki), w miejsce którego Jose Mourinho desygnował Raula Albiola. Lassana Diarra zastąpił kontuzjowanego Samiego Khedirę.

Walka, walka, walka

Początek meczu na pewno nie zaspokoił oczekiwań kibiców. Owszem, nie brakowało walki, ostrych spięć, nawet agresji, ale nie tego typu emocji oczekujemy po starciu drużyn, w składzie których roi się od wirtuozów futbolu. Barcelona tradycyjnie wymieniała setki krótkich podań, by za chwilę spróbować prostopadłego podania do Villi czy Pedro, ale robiła to niedokładnie, gubiła się pod kryciem świetnie ustawionych podopiecznych Mourinho.

Real natomiast ograniczał się do rozbijania ataków przyjezdnych, stosował taktykę podobną do tej, która przyniosła skutek w Pucharze Króla. Zabezpieczał tyły, od czasu do czasu zagrywał długą piłkę do Ronaldo i liczył na jakiś błąd Barcelony czy stały fragment gry.

Bliżej zdobycia gola była Barcelona. W 10. minucie krytykowany ostatnio Villa przeprowadził kapitalną indywidualną akcję zakończoną mocnym, płaskim uderzeniem lewą noga, tuż jednak obok słupka bramki Casillasa. Drugą sytuację zmarnował kwadrans później Xavi, który nie potrafił pokonać bramkarza Realu w sytuacji sam na sam.

Real najgroźniejszy był w końcówce pierwszych 45 minut, kiedy ruszył do przodu i zdołał wywalczyć kilka rzutów wolnych. Z groźnymi dośrodkowaniami Ronaldo i Oezila radzili sobie jednak Pique, Puyol czy Busquets.

Do przerwy zatem 0:0.

Dwie czerwone kartki, dwie bramki

Ogromne emocje udzieliły się piłkarzom zaraz po gwizdku kończącym pierwszą połowę. W drodze do szatni puściły im nerwy, zaczęły się przepychanki, w wyniku których czerwoną kartkę ujrzał rezerwowy bramkarz Barcelony Jose Pinto. Po chwili sytuację udało się opanować i wszyscy o własnych siłach dotarli do budynku.

Początek drugiej połowy pokazał, że zgody między piłkarzami jednak nie będzie. Agresywnych wejść było mnóstwo, co chwila któryś z zawodników zwijał się z bólu, nie miało to wiele wspólnego z widowiskiem na miarę półfinału Ligi Mistrzów. Miarkę przebrał wreszcie w 61. minucie Pepe, który zaatakował Daniego Alvesa w powietrzu wyprostowaną nogą. Brazylijczyk padł na murawę jak ścięty, sędzia chwilę się wahał, aż wreszcie podjął decyzję - czerwona kartka dla Portugalczyka! Real po raz kolejny w starciu z Barceloną musiał radzić sobie w dziesiątkę. Pogodzić się z taką decyzją nie mógł Jose Mourinho, aż wreszcie za kłótnie z arbitrem został odesłany na trybuny.

Grająca w liczebnej przewadze Barcelona powoli przejmowała kontrolę nad meczem, konstruowała coraz groźniejsze akcje. W 68. minucie jeszcze górą ze starcia z Villą wyszedł Casillas, ale osiem minut później musiał skapitulować. Wprowadzony chwile wcześniej za Perdo Afellay ograł Marcelo na skrzydle, wpadł w pole karne i dośrodkował na piąty metr. Messi wbiegł między obrońców i z bliska wepchnął piłkę do siatki.

Po raz drugi fenomenalny Argentyńczyk ukąsił w 87. minucie. To była niesamowita akcja. Messi przejął piłkę niemal pod linią środkową, rozpędził się, minął dwóch rywali, wbiegł w szesnastkę, ograł Marcelo, po czym wyszedł sam na sam z Casillasem i uderzył obok bezradnego bramkarza. Tym golem najprawdopodobniej rozstrzygnął losy rywalizacji w półfinale Ligi Mistrzów.

Rewanż za sześć dni - we wtorek 3 maja - na Camp Nou.

Zobacz zdjęcia z półfinału Ligi Mistrzów:

Drugi półfinał dla Manchesteru United ?

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.