Liga Mistrzów. Spokój Realu, lęk Milanu

W Madrycie, jeśli wolno mi trochę poszarżować, bez niespodzianki. Real nie zdołał dotoczyć się do swojego pierwszego od 2004 roku ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Znów okazało się, że w futbolu nie wystarczy zaciągnąć kredyt w poniedziałek i zamówić upragnione trofeum we wtorek, by odebrać je w środę.

Wygraj bilety na finał LM i koszulkę Barcelony! Konkurs ?

Ale niech się martwi również zwycięski Lyon - poza Arsenalem żaden zespół, który w minionych latach rozprawiał się z "Królewskimi", nie przetrwał następnej rundy. Kto sądzi, że pokonać Real to wbiec sprintem na Mount Blanc albo jednym kopem utopić Pireneje w Atlantyku, ten żyje urojeniami.

Klęskę Realu Madryt spowodowały pycha i pewność siebie Nie było niespodzianki także w Manchesterze, gospodarze rozstrzelali Milan czterema golami. Bardziej zaskakująco wyglądały przedmeczowe notowania bukmacherów, którzy zwycięstwo Realu (przegrał na wyjeździe) uważali za zdecydowanie bardziej prawdopodobne niż zwycięstwo Manchesteru (wygrał na wyjeździe). Nie ma co, mamona potrafi zdrowo zamącić w głowach.

Padły firmy legendy. Liga Mistrzów stanowi dla nich niemal sens istnienia, najcenniejsze klubowe trofeum zdobywały Real z Milanem najczęściej. W ogóle są najbardziej utytułowanymi międzynarodowo drużynami w Europie. Skalę ich globalnych zamiarów oddają pamiętne słowa Silvia Berlusconiego, który rzucił onegdaj, że Milan jest jak papież - znają go wszyscy, należy do całego świata.

Ostatnio potentaci mkną w przeciwnych kierunkach. Real wschodzi, Milan zachodzi. Real otwiera nową erę - zebrał wybitnych piłkarzy, którzy mimo wspaniałej przeszłości mają prawo wierzyć, że na szczyt dopiero wejdą lub się na nim utrzymają, są młodzi lub nadal młodzi, nieliczni leciwi (Guti, Raul) pełnią funkcje pomocnicze. Milan zamyka starą erę - wyciska ostatnie soki z wybitnych piłkarzy, którzy z murawy powoli schodzą, jego kręgosłup tworzą trzydziestolatkowie (Nesta, Pirlo, Ambrosini, Ronaldinho), ostał mu się ledwie jeden kandydat na bohatera jutra (Pato).

W finansach to samo. Real kwitnie, Milan więdnie. Real wynagradza piłkarzy po królewsku, Milan płace tnie. O kondycji obu klubów świadczą interesy, które ubiły przed sezonem. Real wziął Kakę, bo miał ochotę na jednego z najlepszych futbolistów i nieskończony budżet na transfery, a Milan go oddał, bo łata budżetową dziurę. Milan wziął Huntelaara, bo po fiasku negocjacji w sprawie innych graczy szukał jakiegokolwiek napastnika po okazyjnej cenie, a Real go oddał, bo chciał się go pozbyć.

Real dopadł szczytu tabeli ligi hiszpańskiej, przeskoczył fenomenalną Barcelonę, ale wciąż mu mało. Milan jest ligi włoskiej "tylko" wiceliderem, ale Włosi go sławią, trwają w zdumieniu, że pogrywa aż tak dobrze, wyczekują, kiedy się potknie.

Real już kilka dni temu, w meczu z Sevillą, nabrał takiego rozpędu, że jego środowi rywale mogli się poczuć oblężeni, jeszcze zanim weszli na pokład samolotu do Madrytu. Mogło się wydawać, że rozszalali gwiazdorzy trenera Pellegriniego pożrą Francuzów bez rozgryzania. Nawet jeśli nie wygrali z nimi żadnego z poprzednich pięciu meczów.

Milan przed rewanżem na Old Trafford zaklinał rzeczywistość, wywoływał duchy (z pucharów wyrzucał MU za każdym spotkaniem, w 1958, 1969, 2005 i 2007 roku), jak zwykle szukał nadziei w uzdrowieniu pojedynczych graczy (Pato), ale do Manchesteru leciał po nieuchronną porażkę. Wraca z traumą.

Real rozwija projekt fascynujący, jeśli zachowa cierpliwość, musi pewnego dnia zwyciężyć. Milan próbuje godnie przetrwać kryzys, jego fani prawdopodobnie odetchnęli z ulgą, że pęd do wygrywania odnalazł w sobie Ronaldinho, który wygrywa niekiedy w pojedynkę.

Realem dzisiejsza porażka w sensie ekonomicznym nie wstrząśnie, w Madrycie przywykli już, że od lat ich przychody rosną pomimo klęsk w Champions League, a Ronaldo z Kaką przyniosą zyski dzięki statusowi megagwiazd, na który zapracowali - zwyciężając - w poprzednich klubach.

Milanowi porażka wyrządza realne finansowe szkody, jego szefowie ciułają miliony za każdą przebytą w europejskich pucharach rundę, wobec niepowodzenia znów będą musieli działać na rynku transferowym skromnie.

Real stworzył korporację nowoczesną, innowacyjną, wspartą na modelu biznesowym bezpiecznym, w sporej mierze uniezależnioną od wpadek sportowych (przynajmniej na razie ). Milan, który operuje na mniej sprzyjającym rynku lokalnym, stał się (chwilowo?) korporacją na madryckim tle wprost anachroniczną, bo jego byt w sporej mierze od wyników sportowych zależy.

Słowem, to w Madrycie powinno być łatwiej zachować spokój, to w Mediolanie mają mnóstwo powodów, by z lękiem wyczekiwać jutra.

Ale oczywiście nie będę się zakładał, że w Realu wytrzymają nerwowo i będą podejmować decyzje po uprzednim schłodzeniu głów. Już szybciej się sprężę i spróbuję przepchnąć te Pireneje.

Katastrofa Realu Madryt. ? Po raz szósty odpadają

Więcej o:
Copyright © Agora SA