Liga Mistrzów. Real - Atletico 3:0. Wykorzystana niedoskonałość

Pressująca maszyna Atletico zawiodła w najistotniejszym momencie. Szybkie prowadzenie Realu zmusiło podopiecznych Diego Simeone do bardziej otwartej gry. Spowodowało to problemy z utrzymywaniem odpowiednich odległości pomiędzy piłkarzami, a w konsekwencji przekładało się na kolejne szanse, zamienione na bramki przez Cristiano Ronaldo.

Klasyczne Atletico

W początkowych fragmentach meczu oglądaliśmy typową dla gości grę, polegającą na atakowaniu rywali ostrym pressingiem w momencie osiągania przez nich środkowych sektorów boiska. Zawodnicy Atletico ustawiali się w centrum, starając się wymusić grę skrzydłami, gdzie kilku graczy natychmiast starało się zamykać zawodnika z piłką. Momentami przynosiło to oczekiwany efekt i już w pierwszym kwadransie goście pięć razy odzyskali piłkę na połowie rywali.

Real jednak bardzo dobrze odnajdował się w grze w bocznych sektorach. Marcelo i Carvajal nieustannie zapewniali szerokość, zaś Kroos i Modrić nasycali półprzestrzenie. Zapraszając do gry skrzydłami, Atletico często zostawiało wystarczająco dużo miejsca na przyspieszenie akcji na flance i błyskawiczne wymiany podań z pierwszej piłki. Nic dziwnego, że Real skwapliwie z tego korzystał. Z 88 ataków gospodarzy w tym meczu tylko 19 zostało wykreowanych środkiem boiska.

Defensywny Real

Obrońcy trofeum pod przywództwem Zinedine'a Zidane'a kładą bardzo duży nacisk na balans między defensywą i ofensywą. Ataki większą liczbą graczy zdarzają się rzadko, zwykle dopiero w momencie kiedy piłka znajdzie się blisko pola karnego rywala. Kroos i Modrić w tym meczu schodzili dość głęboko, zabezpieczając wyjścia wyżej ze strony bocznych obrońców, a następnie precyzyjnymi podaniami inicjowali akcje, będąc zawodnikami z największą liczbą zagrań atakujących w drużynie.

Doskonale wspierał ich w tym Isco, niemal bezbłędnie rozrzucając piłki pomiędzy obiema stronami boiska. Nawet kiedy następowała strata w środku pola, to trio było w stanie skutecznie zablokować poczynania rywali na całej szerokości boiska, albo chociaż opóźnić je na tyle, by boczni obrońcy byli w stanie wrócić ze wsparciem.

Taktyczne samobójstwo

Mimo nie najgorszego wyniku Simeone bardzo szybko zaczął reagować. Zmiany personalne przyniosły jednak niezbyt dobry skutek, obniżając jeszcze bardziej efektywność pressingu. Dość powiedzieć, że wprowadzona trójka zanotowała raptem jeden odbiór i wygrała trzy pojedynki w defensywie. Dla doskonale operujących piłką pomocników Realu, z których żaden nie zszedł z celnością podań poniżej 85 proc., była to tylko woda na młyn. Przy mniejszej sile pressingu wyprowadzanie ataków stało się dla gospodarzy jeszcze łatwiejsze, co przekładało się na kolejne sytuacje.

Real potrafił przy tym błyskawicznie odbudowywać swoje szeregi na własnej połowie, skutecznie uniemożliwiając Atletico konstruowanie ataków. Goście często podczas wyprowadzania ataków trzymali się bardzo blisko siebie, co utrudniało im rozciąganie pola gry i pozwalało rywalom na łatwe zamykanie ich na małej przestrzeni. Nie dziwiło wobec tego, że Atletico przez cały mecz oddało tylko jeden celny strzał.

To są te detale

Na poziomie fazy pucharowej Ligi Mistrzów wszystkie zespoły są w stanie skrzętnie wykorzystać błędy indywidualne i niedociągnięcia w organizacji gry przeciwnika. Stąd nieco słabszy dzień Atletico natychmiast przełożył się na wynik, który praktycznie przekreśla ich szanse w rewanżu.

O tym jak niezwykle ciężko jest non stop utrzymywać własną grę na najwyższym poziomie świadczy fakt, że jeszcze nikt nie zdołał obronić tytułu zwycięzcy Ligi Mistrzów. Do tej pory dwa lata z rzędu gry zbliżonej do perfekcji wydawały się czymś niemożliwym. Real jednak jest tak blisko osiągnięcia tego niemożliwego, jak nikt przedtem.

Więcej o:
Copyright © Agora SA