Liga Mistrzów. Lewandowski strzela, "kryzys" Bayernu zażegnany

W Monachium do ogłoszenia kryzysu i tworzenia teorii jego tłumaczących wystarczą cztery mecze bez zwycięstwa. Dlatego środowe spotkanie z PSV było dla Bayernu tak ważne, a Carlo Ancelotti wprowadził dla piłkarzy nowe zasady. Grali na przełamanie: zespół i Robert Lewandowski, który bez gola w klubie trwał przez ponad osiem godzin. Misja mistrzów Niemiec powiodła się w obu przypadkach.

- To nie był Bayern Monachium - powiedział wściekły prezes klubu, Karl-Heinz Rummenigge i wtedy się zaczęło. Mistrz Niemiec właśnie zremisował trzecie z rzędu spotkanie w Bundeslidze, tym razem z Eintrachtem we Frankfurcie (2:2). Punkty stracił tak, że od Carlo Ancelottiego media oraz kibice zaczęli domagać się ostrzejszej reakcji. Jego piłkarze byli rozkojarzeni, grali nieskutecznie i w tempie spacerowym. Zaczęli dobrze - gol Arjena Robbena w 10. minucie - ale potem było tylko gorzej. Gdy znów wyszli na prowadzenie po godzinie gry, to rywalom oddali pole całkowicie. I w końcu stracili bramkę w stylu, który zwykle naznaczał ich zwycięstwa: po akcji z kilkunastu podań, zmianie strony i wykończeniu Marco Fabiana... klatką piersiową.

- Od Bayernu zawsze oczekuje się super spotkań, w których zepchnie rywali pod własną bramkę, strzeli cztery lub pięć goli. Tak zaczęli ten sezon i wysoko podnieśli sobie poprzeczkę - mówił w studiu Sky naczelny krytyk wszystkiego, Lothar Matthaus. Tym razem z sensem tłumaczył, że Ancelotti tylko wydaje się spokojnym trenerem, ale jak jest zmuszony, to zachowa się tak, jakby wciąż grał na boisku: ostro, bezwzględnie.

Szturm na start

- Wujek Carlo powoli się denerwuje - ostrzegał "Frankfurter Allgemeine Zeitung", co w przypadku Włocha oznaczało powrót przedmeczowych zgrupowań. Takich, które ukrócił Pep Guardiola, by nawet tą dodatkową noc piłkarze spędzili z rodzinami, a nie zamknięci w hotelu. - Mówiłem, że na ważne mecze skorzystam z takiej możliwości - powiedział Ancelotti, choć niewielu kupiło takie tłumaczenia. Zwłaszcza, że była to dopiero trzecia kolejka fazy grupowej Ligi Mistrzów, a rywalem było holenderskie PSV, któremu udało się jedynie zremisować z Rostowem. Powiedzmy sobie szczerze: na Bayern czekają w tym sezonie większe wyzwania niż zespół Phillipa Cocu.

- Nauczyliśmy się już, że nie będziemy wygrywać bez intensywności i organizacji - powiedział Carlo Ancelotti, a jego piłkarze posłuchali. W środę od pierwszej minuty siedli na rywalach tak, że powinni zamknąć temat rozdziału punktów zanim PSV się rozgrzało. Robert Lewandowski, który we Frankfurcie wszedł w 63. minucie i w niecałe pół godziny zaliczył ledwie dwa podania, jeden strzał i trzy pojedynki, już do pierwszego gola Bayernu miał lepsze statystyki.

Dwie twarze Bayernu

Ale w pierwszej połowie nawałnica gospodarzy skończyła się wraz z trafieniem Kimmicha, który strzelił siódmego gola w tym sezonie i drugiego dla Bayernu w tym spotkaniu. Do 21. minuty Bawarczycy 21 razy odbierali piłkę przeciwnikom prezentując taką intensywność pressingu, której domagał się Ancelotti. Ale potem znowu wszystko siadło. I organizacja, i intensywność, a do gry wróciło PSV. Wyrównało, niesłusznie nie uznano Holendrom gola, Manuel Neuer wściekle machał na kolegów po kolejnych sytuacjach rywali. Po drugiej stronie boiska równie zirytowany chodził Lewandowski, bo pracował na całej połowie gości, świetnie utrzymywał piłkę, rozgrywał krótko z kolegami, ale swoich sytuacji nie miał. Gdy znów nie podał mu Robben decydując się na kolejny zwód i strzał, głośno przeklinającego Polaka pokazały telewizyjne kamery. Akurat do takich obrazków z ostatnich lat można było się przyzwyczaić: zwykle oznaczały one dla Bayernu problemy.

Kryzys odsunięty

Kłopoty były, ale Monachijczycy dotrwali do przerwy z prowadzeniem, a na drugą połowę z szatni znów wyszli jak zespół, którego myśli są nakierowane na wydarzenia na boisku. - To kwestia piłkarzy, że nie pokazywaliśmy pełni możliwości i skupienia - mówił przed spotkaniem Mats Hummels, odrzucając teorie krytykujące Ancelottiego. Już dwie minuty po przerwie Lewandowski mógł i powinien strzelić gola, ale po świetnym podaniu Thiago Alcantary uderzył obok bramki. Już wyliczano mu dziewiątą godzinę bez gola dla Bayernu, gdy po godzinie gry Robben znów zdecydował się uderzyć zamiast podać, ale po interwencji bramkarza piłka spadła na głowę Polaka. Z dwóch metrów się nie pomylił, miał też swoje przełamanie.

Wreszcie Bayern nie spoczął na laurach, ale prezentował się jak zespół, który chce przeskoczyć wysoko ustawioną przez siebie poprzeczkę. Udało się, gdy po kilkudziesięciu podaniach Robben strzelił czwartego gola. Była cierpliwość, intensywność, pressing i dominacja. Dlatego po ostatnim gwizdku wcześniej skupiony Ancelotti chodził uśmiechnięty. Kryzys - serio, tak w Niemczech nazwano serię czterech meczów bez zwycięstwa - został zażegnany.

Zobacz wideo

Cristiano Ronaldo zareagował na gole Messiego i Lewandowskiego, a Guardiola wykonał ważny telefon [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Agora SA