Finał Ligi Mistrzów. Atletico - Real. Dla kogo magiczna noc?

Real po raz 11. czy Atletico po raz pierwszy? Fani z Madrytu znów mają swoje święto i znów tylko połowa z nich będzie spełniona. Finał Ligi Mistrzów w sobotę o 20.45. Sport.pl - to jest twój live!

- Uwielbiam, uwielbiam, po prostu uwielbiam dźwigać na plecach 113 lat historii tego klubu - powtarzał Diego Simeone na ostatniej konferencji prasowej przed dzisiejszym starciem na San Siro (20.45). Mówił, że kocha presję, ona go motywuje i nakręca. 24 miesiące temu zdawał się pobity, gdy Real wygrał z jego Atletico finał Ligi Mistrzów w Lizbonie. - Można przegrać mecz, ale nie można pozwolić się złamać - opowiadał pytany, co pozwoliło mu przetrwać. Dziś spełnienie jego wielkiego marzenia rozstrzygnie się raz jeszcze.

Argentyńczyk odpowiadał z taką pasją, jakby szykował się do walki na śmierć i życie. Fernando Torres wygrał mistrzostwo świata, dwa razy Euro, Ligę Mistrzów z Chelsea, ale nie ma wątpliwości, że to właśnie na San Siro gra swój najważniejszy mecz. On Atletico nosi w sercu od piątego roku życia, czyli tak długo jak futbol. Dziś może go wynieść ponad wszystkie inne. Czy najbardziej utytułowany rywal w historii rozgrywek na to pozwoli?

"Pozdrawiam kibiców i życzę szczęścia w sobotę" - powiedział przed startem pilot samolotu FR6991 z Madrytu do Mediolanu. - Forza Atleti - odpowiedział kibic w koszulce Torresa i wszyscy wokoło wybuchnęli śmiechem. Fani zespołu Simeone ruszali w krótką, choć wielką podróż. Kiedy Real ogrywał ich drużynę w Lizbonie, wydawało się, że wszystko przepadło. Atletico docierało do finału Ligi Mistrzów raz na 40 lat. Simeone to zmienił.

Jorge Valdano nazywa swojego rodaka Che Guevarą, bo ten obsesyjnie buntuje się przeciw utartej hierarchii futbolu. Jego Atletico stało się utrapieniem możnych. W tej edycji wyeliminowało już Barcelonę i Bayern. Dziś czeka rywal, który przed przyjściem Simeone przez kilkanaście lat nie pozwalał wygrać Atletico choćby pojedynczego meczu derbowego. "Colchoneros" mogą się odegrać hurtem za wszystko.

Syn Luisa Aragonésa wyznał, że jeśli Atletico wygra na San Siro, w niedzielę wybierze się na grób ojca i powie mu: "Wreszcie jest nasz". Aragonés, legenda Vicente Calderón jako piłkarz i trener, zdobył gola w przegranym finale Pucharu Europy z 1974 r., kiedy po remisie z Bayernem mecz trzeba było powtórzyć. A powtórkę gładko wygrali Niemcy.

Futbol przestał być sprawą doczesną. Od kilku lat na stadionie Atletico jest miejsce, gdzie można złożyć w urnach prochy kibiców. Siłę oddziaływania piłki zna ojciec Angel z kościoła Świętego Antoniego w Madrycie. Do swojej parafii nazywanej "kościołem dla biednych" zaprosił na sobotę bezdomnych, by finał obejrzeli w godnych warunkach. Już po zwycięskich półfinałach na drzwiach kościoła pojawiły się dwa ogromne herby Atletico i Realu. Ksiądz mówi, że jest mu wszystko jedno, kto wygra, bo pochodzi z Oviedo. Prezesi Florentino Perez i Enrique Cerezo przyrzekli mu jednak, iż zaraz po uroczystościach pod fontanną Neptuna (gdy wygra Atletico) lub Kybele (gdy wygra Real) oraz tradycyjnej wizycie w madryckim ratuszu zjadą do jego kościoła, by bezdomni też mogli ucałować trofeum dla najlepszego klubu Europy.

- Musimy wygrać ten mecz jak bogobojni obywatele lub jak kryminaliści - powiedział Cerezo. To zwiastuje grę na krawędzi reguł, czego drużyna Simeone próbuje zawsze. To jest ryzyko, które trzeba podjąć, by zawojować Europę.

Pytanie jak ten dzisiejszy finał może przebiegać? Mówiąc o Realu Simeone ani razu nie wymienił nazwisk: Ronaldo, Bale'a, Benzemy, za to wciąż opowiadał o Casemiro. Brazylijski defensywny pomocnik to klucz do strategii Zinedine'a Zidane'a - daje równowagę drużynie. Simeone przewiduje, że Real nie zaatakuje frontalnie, że też będzie czekał na okazję do kontry, bo jego gwiazdy uwielbiają przestrzeń. Atletico również będzie chciało kontrować Real, ale nie będzie to takie łatwe jak w meczach zapamiętałą w ataku Barceloną czy z Bayernem.

Simeone blednie na wspomnienie finału sprzed 24 miesięcy. Atletico przegrało po dogrywce, do 93. minuty wygrywało 1:0. Argentyński trener jest człowiekiem przesądnym, dlatego przed finałem na San Siro robi wszystko inaczej niż wtedy. Drużyna przyjechała do Mediolanu w czwartek, dwa dni przed meczem, a nie jeden. W Madrycie miała zgrupowanie w innym miejscu. Szatnia Milanu, w której będą się przebierali piłkarze Atletico, została pozmieniana na wzór szatni z Vicente Calderón. Simeone zmienił ponoć nawet rutynę ostatniego dnia przed meczem, czego trenerzy zwykle się wystrzegają. Wszystko, byle koszmar porażki się nie powtórzył.

Real za to robi wszystko tak samo jak przed wyprawą do Lizbony, choć wtedy Zidane był tylko asystentem Carlo Ancelottiego. Włoch przestrzega w mediach, że Atletico jest dla "Królewskich" najgorszym z możliwych rywali, i wspomina finał z Lizbony jako udrękę. Ale Puchar Europy to rozgrywki, w których Atletico jeszcze nie pokonało "Królewskich". Wygrywało ostatnio często, ale w innych rozgrywkach.

"Otra noche magica" - Ronaldo obiecuje fanom Realu kolejną magiczną noc. "Królewscy" grali w finale Pucharu Europy 13 razy, aż 10 wygrali. Ostatnie cztery finały od 1998 r. zakończyły się ich sukcesem. Nastoletni kibice zespołu nie wiedzą, co to porażka na tym poziomie. Najbogatszy i najbardziej utytułowany klub jest specjalistą od wygrywania finałów.

Gareth Bale powiedział, że to będzie jeszcze bardziej mordercza przeprawa niż dwa lata temu. Ale przyciśnięty do muru kolejnym pytaniem: "Kto z Atletico mógłby znaleźć miejsce w składzie Realu?", powiedział: "Nikt, absolutnie nikt". W Lizbonie Walijczyk zdobył gola w dogrywce na 2:1. Ta bramka rzuciła Atletico na kolana. W tej edycji Ligi Mistrzów jeszcze gola nie zdobył. - Wciąż jest na to czas - uśmiecha się, bo choć San Siro to stadion pechowy dla Realu, to szczęśliwy dla niego. Sześć lat temu wbił na nim trzy gole Interowi jako gracz Tottenhamu. To był jego pierwszy wielki europejski wieczór.

Dla kogo wielkim będzie ten dzisiejszy?

Zobacz wideo

Łyk statystyki, czyli najlepsi piłkarze na swoich pozycjach w sezonie 2015/16 [ZDJĘCIA]

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.