Liga Mistrzów. Gareth Bale, czyli życie jak w Madrycie

Gareth Bale, największa dziś piłkarska duma Wysp Brytyjskich, wraca do kraju na mecz z Manchesterem City. Kiedy wróci na dobre? Mimo nadziei angielskiej prasy, nieprędko - pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i komentator Sport.pl. Relacja Z Czuba i na żywo z półfinału LM Manchester City - Real Madryt od 20.45 w Sport.pl.

Jak ten czas leci, chciałoby się westchnąć. Wydaje się tak niedawno, kiedy Gareth Bale przeprowadzał się do Madrytu, stając się przy okazji najdroższym piłkarzem świata. Wydaje się tak niedawno, gdy kilka miesięcy wcześniej angielscy piłkarze i dziennikarze wybierali go piłkarzem roku po sezonie, w którym strzelił dla Tottenhamu 26 goli, z czego 21 w Premier League. Wydaje się tak niedawno, gdy pokazywał się na europejskich boiskach po raz pierwszy, strzelając Interowi hat-tricka na San Siro, a potem ośmieszając prawego obrońcę włoskiej drużyny, Maicona, w rewanżu na White Hart Lane. Było to jesienią 2010 - a przecież jeszcze w styczniu tamtego roku ówczesny menedżer Tottenhamu Harry Redknapp serio rozważał pozbycie się Walijczyka z powodu rzekomej klątwy: wcześniej, kiedy tylko Bale wychodził w pierwszym składzie, jego drużyna przegrywała

Tak, od chwili debiutu w Southampton 16-letniego wówczas chłopaka z Cardiff minęło już dziesięć lat. Od chwili transferu do Tottenhamu - dziewięć lat. Od przenosin do Madrytu - trzy lata. Tamten Bale, grzeczny chłopiec z wyśmiewanymi przez Redknappa wsuwkami we włosach i odstającymi uszami, nie tylko zapuścił całkiem dorosłą brodę. Zapuścił korzenie.

Na huśtawce

W ciągu trzech lat w Madrycie nie stracił żadnego ze swoich atutów: wciąż jest jednym z najszybszych piłkarzy świata, wciąż ma nieprawdopodobne przyspieszenie, wciąż wydaje się wyjątkowo silny fizycznie i obdarzony nadnaturalną wręcz kondycją. Nie jest już jednak chłopcem: 26 lat to najlepszy piłkarski wiek, w którym i zdrowie powinno dopisywać (choć akurat Bale'a nigdy nie omijały kontuzje, zawsze wracał nienaruszony), i dynamika, szybkość czy siła nie powinny się zmniejszać, i doświadczenie oraz lata treningów pod okiem wybitnych szkoleniowców powinny procentować.

Czy Bale piłkarsko spełnił się w Madrycie? W kwestii trofeów sprawa wydaje się oczywista: zdobył ten najważniejszy dla klubu, Decimę, czyli dziesiąty Puchar Europy - skądinąd w dogrywce finału Ligi Mistrzów z Atletico strzelając najważniejszą może bramkę na 2:1 . W tamtym pierwszym sezonie był również współautorem zwycięstwa Królewskich w Pucharze Króla - na pięć minut przed końcem meczu finałowego z Barceloną przeprowadził jeden ze swoich firmowych kilkudziesięciometrowych rajdów po skrzydle, zostawiając za plecami bezradnego Bartrę, a w poszukiwaniu wolnego miejsca, by się rozpędzić, wypadając aż za linię boczną. W ślad za tymi sukcesami przyszedł jeszcze triumf w Klubowym Pucharze Świata oraz Superpucharze Europy - i tyle. W lidze Real zajmował trzecie i drugie miejsce, w dwóch kolejnych sezonach pod wodzą Carlo Ancelottiego - w tym roku znów jest w półfinale Ligi Mistrzów i nadal ma szanse na tytuł, na trzy kolejki przed końcem tracąc punkt do Barcelony i Atletico. Jeśli zważyć, iż w Tottenhamie największymi sukcesami Bale'a były czwarte miejsce w lidze, gra w ćwierćfinale Ligi Mistrzów i występ w finale Pucharu Ligi - nie ma o czym gadać.

Owszem, zdarzały się podczas tych kilku lat w Madrycie trudne chwile. Owszem, zdarzały się wywiady, w których jego agent mówił, iż koledzy z drużyny za rzadko do niego podają. Owszem, zdarzały się mecze, podczas których kibice Realu tracili cierpliwość - ale przecież nie do niego jednego; gwizdy na madryckim stadionie adresowano wszak w kierunku zarówno Alfredo di Stefano, jak Zinedine'a Zidane'a. Nie on jeden też padł ofiarą kompulsywnych zachowań prezesa klubu - Florentino Perez zwolnił Carlo Ancelottiego, który rok po Decimie ośmielił się przegrać w półfinale Ligi Mistrzów z Juventusem, a w lidze finiszował dwa punkty za Barceloną, zaś Rafie Benitezowi - za którego czasów Bale, ustawiony wówczas bardziej centralnie niż u Ancelottiego, był może najlepszym piłkarzem Królewskich - dał popracować zaledwie kilka miesięcy. Podczas kadencji Zinedine'a Zidane'a klubowym pokładem huśta nadal: mimo wyjazdowego zwycięstwa nad Barceloną w El Clasico, mimo niezłej pozycji w lidze, trudno zapomnieć choćby o ćwierćfinałowej porażce w LM z Wolfsburgiem.

Cristiano? Jaki Cristiano?

Część z tej huśtawki ominęła jednak Walijczyka - kłopoty ze zdrowiem spowodowały, że w tym sezonie rozegrał dotąd 25 spotkań (dla porównania w poprzednich: 48 i 44). Kiedy grał jednak, nie zawodził: 18 bramek i 10 asyst w lidze to wynik więcej niż przyzwoity (w poprzednich sezonach trafiał 22 i 17 razy(; średnia jeden gol co 87 minut to wynik porównywalny z Suarezem, trafiającym co 85 minut, i Benzemą (gol co 80 minut), a lepszy od Messiego i Ronaldo (gole co 98 i 99 minut). O ile przed sezonem mówiło się, że Bale będzie rezerwowym, ustępującym miejsca Jamesowi czy Isco, później jego pozycja znów stała się niepodważalna - za Beniteza błyszczał jako "dziesiątka", trochę podobnie zresztą, jak podczas ostatniego sezonu w Tottenhamie, a grę u Zidane'a rozpoczął od hat tricka w meczu z Deportivo, jednym z najlepszych w dotychczasowej karierze w Realu. Tuż przed wyjazdem do Manchesteru również błysnął, pod nieobecność Benzemy i Ronaldo podrywając przegrywającą drużynę do walki i strzelając Rayo Vallecano dwa gole, w swoim pierwszym meczu po kontuzji.

Krótko mówiąc: choć nie produkuje tylu nagłówków co Ronaldo (no chyba że jest pytany o rzekome napięcia z Portugalczykiem ), choć nie przebija się, jak kolega-rywal, w plebiscytach na najlepszych piłkarzy świata, z życia w Madrycie może być zadowolony. Nie jest zresztą bynajmniej "klonem Ronaldo": jak mówił jeden z pracujących do niedawna w Realu szkoleniowców, Paul Clement, "Gareth ma naturalną tendencję do gry między liniami, szukania kombinacji z kolegami i dogrywania im piłek". Jako piłkarz jest lepszy niż w chwili wyjazdu z Londynu, presję wielkich meczów znosząc równie dobrze jak presję wewnątrzklubowej polityki.

Przed meczem z MC angielskie media rozpisują się, rzecz jasna, o jego możliwym powrocie na Wyspy, np. do Manchesteru United. Ale to bardziej opowieść o angielskich mediach niż o rzeczywistych pokusach Walijczyka. Jego córeczka urodziła się już w Kastylii. On sam coraz lepiej mówi po hiszpańsku, a w rozmowie z dziennikarzem "Timesa", odbywanej kilka dni temu w madryckim słońcu, śmieje się z angielskiej pogody. Z odejściem Beniteza pogodził się tak samo jak z odejściem Ancelottiego (może zresztą jeszcze w czasach Tottenhamu nauczył się, że ze współpracy z każdym kolejnym trenerem można wynieść pożytek?). U Zidane'a wprawdzie znów zaczyna mecze na skrzydle, ale wciąż ma wiele swobody, umożliwiającej schodzenie do środka i wejścia w pole karne - świadczy zresztą o tym również liczba aż ośmiu goli zdobytych przezeń głową. Przeprowadzka do Manchesteru - mówił o tym zresztą niedawno Glenn Hoddle - byłaby dla niego krokiem wstecz.

Zobacz wideo

Cristiano Ronaldo i piękna pani pilot. Czy to jego nowa dziewczyna? [ZDJĘCIA]

Czy Real wygra Ligę Mistrzów?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.