Liga Mistrzów. Juventus-Bayern. Mario Mandżukić kontra Robert Lewandowski. Mandżu-Monster, czyli człowiek który stał się łokciem

- Mario Mandżukicia zawsze chcesz mieć przy sobie, gdy idziesz na wojnę. Ale już niekoniecznie, gdy idziesz grać w piłkę - miał kiedyś powiedzieć o Chorwacie Pep Guardiola. I Mandżukić poszedł na wojnę sam. Najpierw przeciw Guardioli, a teraz i przeciw Robertowi Lewandowskiemu. Po starciach w Turynie rewanż Bayern-Juventus zapowiada się jeszcze goręcej

Zostały po tych bitwach dobre zdjęcia, powtórki, zbliżenia. Tylko kartki dla Chorwata zabrakło, choćby żółtej gdy Mandżukić zderzał się z Lewandowskim głową, a Polak ledwo powstrzymał się przed rewanżem. Mandżukić przez cały mecz nie zmarnował żadnej okazji, by wejść w drogę Lewandowskiemu. A zdążył mieć jeszcze udział przy obu golach dla Juventusu i wielkiej pogoni za Bayernem w drugiej połowie. Mógł kończyć mecz z poczuciem, że pokazał im obu, ile jest wart: Guardioli i Lewandowskiemu. To go napędzało. Reporter niemieckiego Eurosportu, opisując walkę chorwacko-polską nazwał Mandżukicia "człowiekiem, który zamienił się w cios łokciem". "Mandżu-Monsterem". "Jako dwaj napastnicy powinni być na przeciwległych biegunach. Ale Mandżukić cały czas chciał być blisko Lewandowskiego".

Dwóch Mandżukiciów

- Takiego go właśnie znamy, chce się zderzać ze wszystkim - mówił po meczu w Turynie Philipp Lahm. Mówił to z sympatią. Kapitan Bayernu przez dwa lata wspólnej gry poznał dobrze obu Mandżukiciów. Tego szczęśliwego, który wygrywał z Bayernem Juppa Heynkcesa potrójną koronę w 2013. I tego sfrustrowanego, który w Bayernie Pepa Guardioli przestał czuć się potrzebny i wszyscy to czuli. Trener, bo Mandżukić obrażał się, śmiał z niego za plecami, unikał podawania ręki. I koledzy, gdy Chorwat na treningach czasem wyładowywał frustrację, szukając okazji do kolejnych zderzeń. Mandżukić mówi o Guardioli podobnie jak Zlatan Ibrahimović: że jest tchórzem, unika trudnych rozmów, że nie dba o tych piłkarzy, którzy do jego wizji nie pasują. A Guardiola mógłby o nim z kolei powiedzieć, to, co o Samuelu Eto'o, gdy się go pozbywał z Barcelony: - Nie było między nami "feelingu".

I tyle. Nie było feelingu. Guardiola pozbył się Eto'o tuż po finale Ligi Mistrzów, w którym Kameruńczyk strzelił pierwszego gola. Chorwata, też strzelca gola w finale LM, doceniał za waleczność, ale jako piłkarz nie przypadł mu do gustu.

Nie będzie zgody z Guardiolą

Mandżukić odszedł do Atletico Madryt, ale swoją krzywdę dalej pielęgnował. W jednym z wywiadów powiedział, że nie będzie żadnej zgody z Guardiolą. Był wtedy oczarowany Diego Simeone, jego sposobem prowadzenia drużyny, swoją rolą w niej. Ale z czasem i jego drogi z Simeone się rozeszły. Trener Atletico też poznał dwóch Mandżukiciów. Gdy forma Chorwata spadła, próbowali razem znaleźć rozwiązanie. A gdy się nie udawało, Chorwat się poddał. Gdy trzeba było wchodzić na boisko z ławki, dawał mocno odczuć, jak jest mu źle. W tym akurat nie ma nic złego, ale Chorwat nie pokazywał tej złości na treningach. Był przygaszony, coraz bardziej humorzasty. Lubi, gdy się o niego zabiega. Guardiola nie zabiegał. Simeone piłkarzom którzy lubią być specjalnie traktowani odpowiada: Ja nie umiem trenować indywidualnie, umiem tylko trenować zespoły.

Po jednym sezonie Atletico sprzedało Mandżukicia za ponad 20 mln euro do Juventusu. I to w Juventusie wreszcie się doczekał okazji, by podrażnić tego, przez którego te wszystkie frustracje w Bayernie się zaczęły: Lewandowskiego. Chorwat cały sezon u Guardioli rozegrał wiedząc, że Robert przychodzi zająć jego miejsce w składzie. Przez ostatnie pół roku to już była oficjalna wiadomość. W tym czasie napastnik Bayernu ścigał się z Lewandowskim o tytuł króla strzelców Bundesligi. Przegrał ten wyścig. Mandżukić uważa, że przez Guardiolę, który wolał, żeby wygrał szykujący się do przejścia z Borussii do Bayernu Lewandowski i im bliżej końca sezonu, tym mniej dawał Chorwatowi grać. Trener tłumaczył, że wszystko wynika z tego, co piłkarz pokazuje podczas treningów. Nie potrzebował napastnika do wojny, tylko kopania piłki. Takiego znalazł w Lewandowskim. Też go, jak Mandżukicia, poddawał w pierwszym sezonie różnym próbom. Ale dostał taką odpowiedź na treningach, na którą czekał.

Po pierwszej bitwie z Mandżukiciem w Turynie obaj są, mimo wszystkich zasług Chorwata, bliżej ćwierćfinału niż on. Rewanż w Monachium 16 marca.

Czego nigdy nie robi Robben? Zobacz MEMY

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.