Finał Ligi Mistrzów. Leo Messi kontra Carlos Tevez. A nad nimi cień Maradony i długa historia nieporozumień

Są z dwóch różnych planet, od zawsze na kolizyjnym kursie. Jeszcze niedawno reprezentacja była dla nich dwóch za mała, ale teraz mają pakt o nieagresji. I po finale w Berlinie razem odlecą na Copa America, wygrać coś wreszcie z reprezentacją Argentyny. W finale LM między Juventusem a Barceloną spotkają się Carlos Tevez i Lionel Messi. Relacja na żywo w Sport.pl w sobotę o godz. 20.45.

Pokaż mi swojego Argentyńczyka, a powiem ci, jaką masz drużynę. Carlos Tevez to gole, wypracowywanie szans, wchodzenie w rolę rozgrywającego i furia, która czasem sprawia, że zapominamy, jak pięknie potrafi grać. Leo Messi to gole, asysty, wypracowywanie szans, wchodzenie w rolę rozgrywającego i piękno gry, które czasem sprawia, że zapominamy, że też potrafi się zdenerwować. Tevez swoje bitwy toczy głośno, Messi po cichu. Tevez ma ciało w bliznach i o piłkę walczy tak, jakby chciał zagryźć. - On jest naszym gniewem - mówi o nim Gianluigi Buffon. Messi nawet wytatuowany dalej wygląda jak dziecko. Ale i on wie, jak użyć mięśni w walce. Obydwaj są piłkarzami, których nie wolno przypisywać ani do jednej roli, ani do jednego miejsca na boisku. Jak napisała "Marca", obaj potrafią robić wszystko i być wszędzie, nie będąc nigdzie na stałe.

Drużyna za mała dla nich dwóch

Zwykle mawiało się w Lidze Mistrzów: pokaż mi swojego Brazylijczyka. Ale w Barcelonie Brazylijczycy pracują na chwałę Messiego, a w składzie Juventusu na finał Brazylijczyków nie będzie wcale (ostatnim zwycięzcą LM bez choćby jednego brazylijskiego piłkarza na boisku był Liverpool 10 lat temu). Argentyńczycy z Barcelony i Juventusu są najlepszymi strzelcami swoich drużyn i obaj stwarzają najwięcej szans bramkowych w tym sezonie Ligi Mistrzów. Messi jest górą we wszystkich najważniejszych statystykach: ma 10 goli, Tevez siedem. Pięć asyst, a Tevez jedną. Stworzył 35 szans, a Tevez 28. Ale za to te siedem goli Teveza to blisko połowa zdobytych przez Juventus. A 10 Messiego - niewiele ponad jedna trzecia goli Barcelony. Każdy z nich ma w swojej drużynie pierwszeństwo do piłki. Problemy zaczynały się wtedy, gdy musieli się pomieścić w jednej drużynie.

Zegar tyka

W reprezentacji Argentyny czasami sprawiali wrażenie, że każdy z nich powinien przychodzić na mecz nie tylko z własną piłką, ale i z własnym boiskiem. Instynkt im podpowiadał szukanie wolnych przestrzeni w tych samych miejscach. To była niewypowiedziana wojna o przywództwo, która zaczęła tak ciążyć kadrze, że poprzedni trener Argentyny Alejandro Sabella przestał w ogóle Teveza powoływać. Sabella czuł, że Messi nie zdobędzie się na rolę lidera, póki obok będzie Tevez. I nie powoływał do przez całą kadencję. Obecny trener, Gerardo Martino, dał Tevezowi szansę, przerwał jego 3,5-letnią nieobecność w reprezentacji, zabiera go do Chile na zaczynające się w najbliższy czwartek Copa America.

Martino wierzy, że Messi i Tevez dojrzeli i okrzepli na tyle, by znaleźć porozumienie, że jeśli się im jasno wytłumaczy zadania, nie będą sobie wchodzić w drogę. I że na obu dobrze podziała świadomość, że zegar tyka coraz mocniej. Reprezentacja Argentyny nie zdobyła żadnego ważnego tytułu w seniorskiej piłce od 22 lat (Copa America 1993 było ostatnim). A pokolenie Messiego, Teveza, Sergio Aguero, Javiera Mascherano może być kolejnym, które w reprezentacji swojego talentu nie wykorzystało. Trzech następców Maradony (Messi, Tevez, Aguero), a żadnego tytułu. Messi i Tevez dotychczas w reprezentacji dzielili tylko najbardziej pamiętne klęski. 0:3 z Brazylią w finale Copa America 2007. 0:4 z Niemcami w mundialu RPA. Odpadnięcie z Copa America 2011 u siebie, gdy Tevez zmarnował decydującego karnego. Jeśli wygrywali, to oddzielnie. Tevez złoto olimpijskie 2004 ze swoim druhem Mascherano, Messi złoto olimpijskie 2008 z Aguero i Angelem di Marią.

Jak Błaszczykowski z Lewandowskim

Przyjaciółmi nigdy nie byli i pewnie nigdy już nie będą. W pewnym sensie są trochę jak u nas Kuba Błaszczykowski i Robert Lewandowski. Zaczynali od miłej znajomości, byli nawet kolegami z jednego pokoju na zgrupowaniach, a potem stali się problemem do rozwiązania. Tevez miał niewiele ponad 20 lat a już był idolem w Boca Juniors, wygrał z nimi Copa Libertadores, z Argentyną złoto igrzysk, słyszał, że będzie nowym Maradoną. I wtedy nadszedł ktoś jeszcze młodszy, jeszcze lepszy i bardzo inny. Tevez jest gorący, Messi jest chłodny. Tevez najgłośniej żartował na konferencjach prasowych Argentyny, dawał najlepsze wywiady, a Messiego można było wziąć za niemowę. Jeden miał uwielbienie Argentyńczyków, a nawet Brazylijczyków (gdy był gwiazdą Corinhtians), a drugiego Argentyńczycy długo nie mogli oswoić, identyfikować się z nim. Jeden dawał drużynie całe serce i uważał, że jest naturalnym przywódcą. Drugi nigdy wprost nie powiedział, że chce rządzić, ale i w Barcelonie, i w Argentynie potrafił każdego trenera skłonić do gry na swoich warunkach.

Dwa światy

A do tego oni dwaj naprawdę pochodzą z innych światów. Tevez jest ze slumsów Buenos Aires, z Fuerte Apache. A Messi z klasy średniej z Rosario. Tevez dłużej wytrzymał w Argentynie, wyszarpał sobie drogę do sławy i pieniędzy, zdobywał tytuły z Boca Juniors. A Messi odjechał do Europy jako dziecko i potem Argentyńczycy musieli czytać przez lata w jego biografiach, że jest z kraju, w którym klasy średniej nie było stać nawet na kurację hormonalną dla dziecka (choć to bzdura, co biografom Messiego nieraz wytykano). Wokół Messiego biznesowe imperium zbudował ojciec. Wokół Teveza - grupa tajemniczych biznesmenów, która go przerzucała z klubu do klubu. Messi wybrał jedną drużynę i z nią ciągle wygrywa. Tevez co chwila zmienia drużyny i też ciągle coś z nimi wygrywa. Mistrzostwo, Copa Libertadores, Puchar Interkontynentalny z Boca, mistrzostwo Brazylii z Corinthtians, Ligę Mistrzów i Premier League z Manchesterem United, Premier League z Manchesterem City, Serie A z Juventusem. Nawet w West Ham był zwycięzcą, gdy jego gol uratował klub przed spadkiem.

Znak pokoju w Mediolanie

Z Messim do czasu decyzji Sabelli wpadali na siebie w reprezentacji przez sześć lat. Dogadując się ze sobą coraz gorzej, Tevez coraz rzadziej słuchał kogokolwiek i coraz więcej żądał. A to miejsca w pierwszym składzie, a to wybierania sobie, na które zgrupowania przyjedzie. Zaczął na dobre zawadzać w kadrze po kadencji Diego Maradony, którego w przeciwieństwie do kolegów bronił do samego końca. Nie bał się nawet zadrzeć z wieloletnim szefem argentyńskiej federacji Julio Grondoną. Następca Maradony Sergio Batista powoływał Teveza, choć reszcie drużyny było z nim coraz mniej po drodze. Potem była banicja u Sabelli. I pojednanie po przyjściu Martino. On zapowiedział Tevezowi, że odkreśla przeszłość, ale przyjmuje go do kadry jako jednego z wielu. Tevez to zaakceptował. Podobnie jak rolę Messiego, sam mówi o nim, że to piłkarz z innej planety.

Może nigdy sobie nie wypowiedzieli otwarcie wojny, ale znak pokoju w tym sezonie zrobili: gdy Messi był w odwiedzinach u swojego włoskiego dietetyka, umówili się z Tevezem na kolację w Mediolanie, wyjaśnili nieporozumienia. Obaj są w życiowej formie. Po powrocie Teveza do kadry zagrali ze sobą tylko pół godziny w meczu z Chorwacją, w 2014. Ale patrząc na to, jak Messi ułożył sobie w Barcelonie relacje na boisku i poza nim z Luisem Suarezem, jak naturalnego konkurenta zamienił w sojusznika, aż kusi, żeby to sprawdzić również w kadrze: właśnie z Tevezem.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA