Finał Ligi Mistrzów. Juventus - FC Barcelona. Był obrzucany jajkami, teraz jest bohaterem

- On niczego nie rozumie! - mówił w jednej z prywatnych rozmów Silvio Berlusconi, właściciel Milanu. Zwolnił go półtora roku temu, gdy Milan był na 11. miejscu. Kto lepiej wyszedł na rozstaniu? Milan znowu nie zagra w europejskich pucharach, natomiast Massimiliano Allegri właśnie szykuje się do sobotniego finału Ligi Mistrzów, choć w Juventusie z początku obrzucano go jajkami. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 20.45.

Związek Allegriego z Milanem nigdy nie należał do najszczęśliwszych. Owszem, wygrał mistrzostwo w pierwszym sezonie, ale potem było coraz gorzej. Berlusconi chciał go zwalniać wielokrotnie, ale za każdym razem powstrzymywał go Adriano Galliani, wiceprezydent, jego prawa ręka.

Berlusconi kiedyś narzekał, że Milan miał za mało posiadania piłki w ostatnim meczu. - Daj mu pracować, Allegri nie jest nawet komunistą - powiedział Matteo Renzi, obecny premier Włoch. - Komunista? To nic, on jest z Livorno. Li-vo-rno, rozumiesz? - odpowiedział Berlusconi. Podobno zanim zatrudnił Allegriego zapytał go, czy jest komunistą. Ten zaprzeczył. Skąd pytanie? Livorno jest włoskim "bastionem komunizmu", natomiast Berlusconi jest liderem centroprawicowej partii politycznej "Forza Italia".

W pewnym momencie Allegri musiał bardziej skupiać się na wewnętrznych wojenkach w klubie aniżeli na kolejnym przeciwniku. W dodatku to na jego okres przypadła wielka rozbiórka Milanu i sprzedaż m.in. Thiago Silvy oraz Zlatana Ibrahimovicia, przez co musiał przebudowywać zespół.

Ibrahimović chciał się bić

Ale to jeszcze z nimi w składzie przegrał mistrzostwo Włoch w sezonie 2011/12, za co wini go Gianluca Zambrotta w swojej autobiografii. - Straciliśmy Scudetto ze względu na jego błędy. Przed decydującym meczem wyraźnie powiedział, że nawet gdyby miał do dyspozycji zaledwie 14 piłkarzy, nie zrobiłoby to żadnej różnicy. Więc co z resztą? To wtedy przegraliśmy mistrzostwo. Spojrzałem na Ibrę, chcąc zapytać, o czym ten człowiek mówi. Innym razem po porażce 0:3 z Arsenalem (Milan w pierwszym meczu wygrał 4:0) powiedział "dobra robota chłopaki, to nie ma znaczenia". To nie było rozsądne. Ibra był wściekły i niemal się pobili w szatni.

Piłkarzem był przeciętnym, nigdy nie zagrał w reprezentacji Włoch. W 2000 roku wraz z kolegami ustawił mecz Pucharu Włoch wraz z kolegami z Pistoiese, za co został zawieszony na rok. Kilka lat później został zawieszony na trzy miesiące, gdyż miał zostać asystentem trenera Udinese pomimo ważnego kontraktu z Grosseto (został zwolniony przez trzecioligowca).

Wszystko odmieniło się, gdy przejął małe Sassuolo. Z nim na ławce awansowało po raz pierwszy w historii do Serie B. Ten sukces zauważyły władze Cagliari. Allegri przegrał pierwszych pięć spotkań, ale jego podopieczni ostatecznie zajęli bardzo wysokie dziewiąte miejsce, imponując przy tym ofensywnym stylem gry. Kilku piłkarzy - m.in. Andrea Cossu czy Federico Marchetti - wypromowało się na tyle, by zagrać w reprezentacji Włoch. Sam Allegri dostał nagrodę dla trenera roku w Serie A.

Sensacyjne zwolnienie

Jednak w kwietniu 2010 roku - Cagliari zajmowało 12. miejsce - niespodziewanie został zwolniony. Nikt z początku nie miał pojęcia, dlaczego tak się stało. Sytuacja wyjaśniła się później. Prezes Massimo Cellino zaproponował mu nową umowę, gdy dowiedział się, że interesuje się nim Milan czy Juventus. Allegri odmówił, więc został zwolniony. Milan objął trzy miesiące później.

Kłopoty z prawem

Przy linii bocznej jest spokojny, nie jest wulkanem energii jak Antonio Conte (były trener Juventusu). W Milanie najczęściej krzyczał do swoich piłkarzy "dai, dai, dai", czyli "dawajcie", przez co często narażał się na kpiny fanów. Ale poza boiskiem już tak spokojny nie jest. Stanął przed sądem za obrazę policjantów. "Czerwone Brygady [włoskie ugrupowanie terrorystyczne chcące obalić kapitalizm] nie były takie złe", "zamknij się południowcu, stracisz swoją pracę", "powiedz mi, jak się nazywasz i gdzie mieszkasz, to przyślę tam kogoś". Miał nawet udawać, że został uderzony przez policjanta. Zatrzymano za wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, potem tłumaczył, że spieszył się do chorego członka rodziny. Dostał 36 euro mandatu i trafił do sądu. Po rozprawie musiał zapłacić dodatkowe 4500 euro. W 2005 roku za obrazę innych funkcjonariuszy został skazany na trzy miesiące pozbawienia wolności i grzywnę w wysokości 3400 euro, ale po apelacji zapłacił jedynie 900 euro grzywny.

Bohater mediów

Włoskie media bardzo chętnie zajmują się jego życiem miłosnym. Kilka lat temu głośno dyskutowano, czy zdradził swoją partnerkę, ale sam wtedy wytłumaczył, że "może jestem dupkiem, ale nigdy bym nikogo nie zdradził". Za swój "najlepszy drybling" uznał sytuację z 1992 roku. Z Eriką był razem od 17. do 24. roku życia. Miał się z nią pobrać, wszystko było już przygotowane. Ale zaufał wtedy swojej intuicji i rzucił ją tuż ślubem. Nigdy mu tego nie wybaczyła. Oprócz tego ma za sobą jeden rozwód i zostawił dziewczynę w ciąży.

Gdy przyszła oferta z Juventusu, właśnie planował sobie wolne. Zamierzał podróżować po świecie, poznać inne kultury, co mogłoby przydać mu się w karierze trenerskiej i nauczyć się języka angielskiego, gdzie chciałby kiedyś pracować. W Anglii spędził dwa miesiące po zwolnieniu z Milanu. Ale takiej okazji przegapić nie mógł. Nikt się nie spodziewał, że po pracy w Milanie tak szybko znajdzie pracę w jeszcze lepszym klubie.

Witany jajkami i pluciem

W Turynie samochód, w którym jechał, opluwano, obrzucano jajkami i kopano. Kibice nie poważali jego umiejętności trenerskich, byli wściekli po nagłym odejściu Conte i nie mieli najgorszej pamięci. - Juve to wstyd dla Włoch. Zawodnik meczu: Mazzoleni. Tylko w ten sposób potrafią wygrać. A, i dajcie cygaro oraz kapelusz Conte, będzie jak Al Pacino. Śmieszne! - pisała Gloria Patrizi, była modelka Playboya i ówczesna dziewczyna po meczu Milanu z Juventusem. Sędzia Mazzoleni nie uznał wtedy prawidłowego gola dla Milanu, co miało ogromny wpływ na losy tytułu mistrzowskiego (Juve zostało mistrzem).

"Starej Damie" niektórzy wieszczyli upadek po przejęciu przez Allegriego. Ale tak się nie stało. Allegri zrobił to, czego Conte nie umiał lub nie chciał dostrzec. On zawsze dokręcał swoim piłkarzom śrubę, wymagał od nich 100-procentowego poświęcenia w każdym meczu niezależnie od wyniku. Allegri luzował tę śrubę, ufał piłkarzom, że sami będą wiedzieli, kiedy należy dawać z siebie wszystko, a kiedy można odpocząć w trakcie spotkania. Dzięki temu Juventus nie pękł w półfinale Ligi Mistrzów z Realem Madryt i zachwycał swoją świeżością, gdy rywale byli już zmęczeni sezonem.

"Stara Dama" znowu zdominowała Serie A i po mistrzostwo sięgnęła czwarty raz z rzędu. Puchar Włoch został odzyskany po 20 latach. Dla niego nie ma lepszego i gorszego futbolu. Futbol ofensywny jest milszy dla oka, ale koniec końców liczy się wyłącznie wygrana.

Z Barceloną zna się doskonale

Do potrójnej korony brakuje zwycięstwa w finale Ligi Mistrzów z Barceloną. Allegri mierzył się z nią w Milanie aż osiem razy. Wygrał raz, trzykrotnie zremisował i aż połowę pojedynków przegrał. Czy to oznacza, że nie potrafi z nią grać? Wręcz przeciwnie. Wyniki są tu złudne, gdyż obie drużyny dzieliła ogromna różnica - chodzi oczywiście o umiejętności piłkarzy. W praktyce wyglądało to tak, że Milan w starciach z Barceloną zawsze wspinał się na wyżyny swoich umiejętności i znacznie utrudniał życie Katalończykom. Zresztą, wygrać z Barceloną 2:0 w składzie z takimi zawodnikami jak Kevin Constant czy Sulley Muntari (strzelił wtedy gola!) jest olbrzymim osiągnięciem.

Leo Messi strzelił w tych spotkaniach siedem goli, ale aż trzy z rzutów karnych. Jego wpływ na grę był ograniczany w miarę możliwości obrońców Milanu. Plan Allegriego zawsze zakładał odcięcie Argentyńczyka od podań, gdyż powstrzymanie Messiego z piłką należy do zadań niemal niemożliwych. W meczu wygranym przez Milan 2:0 "Rossoneri" mieli tylko 28 procent posiadania piłki, ale Messi był przy niej zaledwie 18 razy. Nie oddał ani jednego celnego strzału. W rewanżu ekipa Allegriego przegrała aż 0:4, ale kto wie, jakby potoczyły się losy tego spotkania, gdyby tuż przed przerwą przy stanie 0:1 M'Baye Niang nie trafił w słupek...

- Chciałbym skończyć karierę w ciągu 10 lat, gdy będę miał 55 lat. Piętnaście lat w tym zawodzie wystarczy - powiedział w 2012 roku. Jeśli to zdanie jest nadal aktualne, zostało mu zaledwie siedem lat. Takiej okazji na wygranie Ligi Mistrzów może już nie mieć. Jest 90 minut od perfekcyjnego sezonu.

Na ekscytujący mecz zaprasza: dd d

Więcej o:
Copyright © Agora SA