Real Madryt. Carlo Ancelotti zwolniony, czyli szaleństwo Florentino Pereza

Jest wiele powodów, by sądzić, że na zwolnieniu Carlo Ancelottiego z Realu Madryt najlepiej wyjdzie Włoch, a nie Florentino Perez czy "Królewscy".

Szybko odkochał się Perez w Ancelottim - o ile jego słowa o uwielbieniu dla włoskiego szkoleniowca nie były zręcznym trikiem, mającym na celu sprowadzenie go dwa lata temu do Madrytu. Jednak wystarczy wypomnieć, że zaledwie kilku miesięcy temu równał przyszłość Ancelottiego do stażu Fergusona w Manchesterze United czy zapowiadał pozostanie Włocha na kolejny rok. Uczucia prezydenta Realu gwarantują jedynie zdobytymi na finiszu sezonu pucharami.

Bezsporna wydaje się kwestia, że Ancelotti nie zasłużył na takie traktowanie. Starał się jak najlepiej układać skład, któremu bardzo brakowało równowagi. Zjednał sobie gwiazdy, którym przecież często nie było po drodze - co widzieliśmy choćby po "radości" z niektórych goli Realu. Nie ustrzegł się błędów, ale lista zasług była znacznie dłuższa - choć na pewno nie w notesie jego dotychczasowego przełożonego.

Pozbycie się go po raz kolejny udowadnia, że Perez nie pojmuje zarządzanego przez siebie klubu, drużyny jako projektu piłkarskiego i organizmu, który może mieć swoje problemy, kryzysy. Dla niego sprawienie, że Ronaldo, Bale, Rodriguez i inni wygrywają mecz za meczem musi być najłatwiejszą pracą na świecie. - Nie wiem, czego zabrakło Ancelottiemu - wypalił w trakcie konferencji. Nie wie czego, ale przecież na pewno czegoś musiało zabraknąć, skoro "Królewscy" nie wygrywali. To takie oczywiste i logiczne.

Przecież na tej konferencji prasowej, ogłaszając swoją decyzję, wyglądał może nie na zadowolonego z siebie, ale na pewno mocno zdziwionego krytycznymi pytaniami, wątpliwościami. I kompletnie niezdającego sobie sprawy z kryzysu, w jaki zaraz może wrzucić zespół. Do szatni, którą Ancelotti dopiero co zespolił i sprawił, by przynajmniej jego piłkarze słuchali, wrzuca kolejny granat.

O Perezie nie dowiedzieliśmy się nic nowego, zresztą jest jest on łatwym celem, bo to jemu - po zwolnieniu dwóch z trzech najbardziej utytułowanych szkoleniowców w europejskim futbolu - niemal skończyły się opcje. Na dodatek niewielu trenerów równie dobrych czy układnych, co 55-letni Włoch, jest w ogóle dostępnych albo chętnych porwać się na szaleńczą pracę, za którą i tak prędzej niż później zostanie się skarconym. Rafa Benitez? Trudno sądzić, by jego zdolności interpersonalne pozwoliłyby mu zapanować nad szatnią Realu. Juergen Klopp? Perez sam mówił, że szuka kogoś płynnie porozumiewającego się w języku hiszpańskim.

Oczywiście reputacja w futbolu to rzecz względna, przecież wystarczy jeden sukces w następnym sezonie i prezydent Realu wszystkim wmówi, jak cudownego ruchu dokonał, jak uratował przyszłość zespołu. I choć o nauczkę aż się prosi, to przy takim składzie, jaki na Santiago Bernabeu skompletowano, nie jest to wykluczone. Podobnie jak to, że w ciągu następnych dwóch lat obejrzymy kolejną taką konferencję czy - jak mówił Ancelotti - spektakl prezydenta wielkiego klubu. Ale przecież Perez widzi więcej.

A Ancelotti? Ma na głowie teraz zabieg w Kanadzie, by wyeliminować męczące i niepokojące mrowienie w rękach. Potem odpoczynek, powrót do pełnego zdrowia, narodziny wnuka, znalezienie nowej pracy (co będzie łatwe) i udowodnienie Perezowi, że niczego mu nie brak. Jeśli już to prezydentowi Realu, sądząc po dzisiejszej decyzji, może chodzić o piątą klepkę.

Internauci wspierają zwolnionego Ancelottiego. I drwią z Pereza [MEMY]

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA