Liga Mistrzów. Boski dotyk Messiego

Kontakty Leo Messiego z niemiecką piłką były bolesne. W półfinale Ligi Mistrzów nastał czas zemsty. Dwa gole i asysta Argentyńczyka dały Barcelonie spektakularny triumf nad Bayernem 3:0

To była piłkarska wersja walki stulecia. Porywające starcie na Camp Nou okazało się w jakimś stopniu szokiem dla Europy. Po raz pierwszy od 101 spotkań w LM Barcelona nie wygrała walki o posiadanie piłki (ostatnio lepszy od niej pod tym względem był Milan w 2006 r.). Osłabiony plagą kontuzji Bayern utrzymywał się przy niej przez 53 proc. czasu, wymienił więcej podań (556:448), a jednak padł jak rażony piorunem po serii finezyjnych ciosów najmniejszego gracza na boisku. Klęski gości 0:3 nie zapowiadało nic aż do 77. minuty. "Gdy mecz przechylał się na stronę Bayernu, piłkarz z numerem 10 pojawił się jak bóstwo" - napisał "El Pais".

13 minut przed końcem Messi strzałem w krótki róg pokonał Neuera pierwszy raz w karierze. Mierzyli się w półfinale M dwa lata temu na Allianz Arena, ale obolały, zmagający się z urazem Argentyńczyk nie oddał nawet celnego strzału, a rewanż oglądał z ławki. Barça padła w dwumeczu 0:7. 10 miesięcy temu w finale mundialu Messi strzelał cztery razy, ale niemiecki fenomen zawsze stał tam, gdzie trzeba.

Przed środowym starciem pytano o to Neuera: - Na MŚ pokazałem Messiemu, kto tu rządzi, i teraz zrobię to samo. Ta wypowiedź kontrastowała ze słowami innych graczy Bayernu i ich trenera. - Zatrzymać Messiego? Łatwo się mówi i bardzo trudno robi - mówił Xabi Alonso. - Nie ma takiego obrońcy, nie ma takiego systemu - dodał Pep Guardiola.

I to oni mieli rację na nieszczęście Bayernu. To, co zrobił Messi przy drugim golu, być może na zawsze naznaczy karierę Jérome Boatenga. Niemiec został wkręcony w murawę i na leżąco patrzył, jak Argentyńczyk przerzuca piłkę nad Neuerem. W doliczonym czasie, gdy Bayern ruszył na Barçę, Messi podał do Neymara, który biegł przez pół boiska sam, i potem wygrał pojedynek z Neuerem. W pierwszej połowie nie umieli tego Luis Suárez i Dani Alves, Niemiec wydawał się większy niż bramka. Messi jako jedyny do końca nie stracił wiary. W tym sensie też okazał się ponadprzeciętny.

- Wynik jest katastrofą - przyznał Guardiola.

Niemiecki dziennik "Kicker" pisze o "więcej niż porażce" Bawarczyków. Guardiola padł po ciosach monstrum, które stworzył. Nikt nie ma wątpliwości, że bez jego pracy w Katalonii Barcelona, a może nawet i Messi nie byliby tymi, kim są.

- W tym meczu zrobiłem to, co nie udało mi się na mundialu - powiedział Messi. Niemy bohater Barcelony: milczek, introwertyk, któremu publiczne wypowiedzenie zdania sprawia większą trudność niż najwymyślniejszy drybling. W meczu z Bayernem wygrał aż dziesięć indywidualnych pojedynków z rywalami. Wychowanek Barçy Thiago Alcântara, który przeniósł się do Monachium za Guardiolą, mówi: "Gdyby Messi był bramkarzem, zdobywałby 25 goli w sezonie". Ale nie jest, więc zdobył już 53. Mecz z Bayernem był setnym występem Argentyńczyka w europejskich rozgrywkach, uzbierał w nich 77 bramek. O innych rekordach pisać nie ma miejsca.

Kandydat na piłkarza wszech czasów też ma swoje bolączki. W Niemczech jest uwielbiany jak na całym świecie, ale tamtejszy futbol napsuł mu wiele krwi. Messi trzy razy grał na mundialu i trzy razy Argentyna padała po ciosach Mannschaftu. W 2006 i 2010 r. w ćwierćfinale, 10 miesięcy temu w starciu o złoto. Może stąd wzięło się przekonanie Neuera, że jego panowanie nad laureatem czterech Złotych Piłek będzie trwało w nieskończoność? Z Niemcami łączy się jedna z najdziwniejszych anegdot dotyczących Messiego.

W 1/8 finału LM w 2012 r. Barcelona wygrała w Leverkusen 3:1, a dyrektor sportowy Bayeru Rudi Völler skrytykował Michala Kadleca i Manuela Friedricha, że zamiast myśleć o grze, obmyślali strategię, jak wymienić się z Messim koszulkami. Pierwszy robił to już w przerwie. - Jeśli masz okazję gry przeciw komuś takiemu, to chyba jasne, że chciałbyś się z nim wymienić na koszulki - powiedział Kadlec. W rewanżu Barça wygrała na Camp Nou 7:1, a Messi został pierwszym piłkarzem, który w jednym spotkaniu Ligi Mistrzów trafił do siatki pięć razy.

Ale w minioną środę geniusz Argentyńczyka wpisał się w wielkość całej Barcelony. Obrońcy i pomocnicy potrafili podjąć walkę wręcz z silniejszymi fizycznie Niemcami. Bayern trzymał piłkę, jednak nie oddał ani jednego celnego strzału. Jedyną szansę na gola zmarnował Robert Lewandowski w pierwszej połowie. Barça wykorzystała cały arsenał środków, w które wyposażył ją trener Luis Enrique. Kontry Katalończyków okazały się mordercze. To nie była znana z ostatnich dwóch sezonów monotonna wymiana podań bez efektu i elementu zaskoczenia. Rakitić przeżył mecz życia, Alves nie grał tak dobrze od czasu, gdy Guardiola pożegnał Barcelonę. Iniesta odrodził się na najważniejszy moment sezonu, w dodatku tak krytykowane jesienią rotacje w składzie sprawiły, że gracze Barcelony przystąpili do rywalizacji z Bayernem w szczycie sił fizycznych. Z tego wziął się 31. mecz w sezonie bez straty gola, bo Enrique przypomniał drużynie o dyscyplinie w tyłach i wysokim pressingu.

Bawarczycy są zdruzgotani. "Bild" pisze o najdotkliwszej porażce Guardioli, choć przed rokiem zespół Pepa przegrał półfinał z Realem 0:5. "Der Spiegel" ocenił, że Guardiola został upokorzony w swoim domu. Jego Barça nigdy nie przegrywała tak wysoko. Mimo wszystko Bawarczycy na taki wynik nie zasłużyli. Różnicę zrobił geniusz, który przekroczył własne granice.

Rewanż w Monachium we wtorek. Nikt z Katalończyków nie ośmielił się powiedzieć, że już myśli o finale w Berlinie (6 czerwca). W poprzedniej rundzie Porto wygrało 3:1 u siebie, by na Allianz Arena stracić pięć goli w pierwszej połowie. - Rewanż musimy wygrać, ale awansować? Potrzebny byłby cud - ocenił prezes Bayernu Karl-Heinz Rummenigge.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.