Liga Mistrzów. Messi powalił Bayern

Wieczór był oszałamiający, oglądaliśmy najlepszy mecz roku. Monachijczycy długo opierali się Barcelonie, ale przegrali 0:3 i w rewanżu potrzebują cudu, by awansować do finału Ligi Mistrzów

Trener Pep Guardiola wszystko przewidział. Przed meczem przekonywał, że Leo Messiego powstrzymać się nie da, jego słowa powtarzali też piłkarze. Przez 75 minut gościom się udawało. Albo nie pozwalali Argentyńczykowi na strzał, albo jego uderzenia wyłapywał Manuel Neuer. A potem w kilka minut Messi rozbroił obronę Bayernu, strzelił dwa gole, awansował na pierwsze miejsce w klasyfikacji najskuteczniejszych piłkarzy Ligi Mistrzów tego sezonu (10 bramek) i na krok zbliżył Barcelonę do finału w Berlinie (6 czerwca). Zadał bolesne ciosy trenerowi, który przed laty pomógł mu rozbłysnąć na zjawiskowego snajpera.

Goli na Camp Nou długo nie było, ale spektakl wcale na tym nie tracił. Bo jak tu narzekać, gdy obie drużyny od pierwszej minuty narzucają mordercze tempo, w środku pola wyczarowują niespotykane akcje, a w dodatku gwiazdy popisują się sztuczkami widywanymi zazwyczaj w grach komputerowych? Ktoś w ogóle zauważył, że Bayern pierwszy celny strzał oddał w 72. minucie?

Bawarczycy skupili się w środę na defensywie, zupełnie, jakby Guardiola zdawał sobie sprawę z mocy potwora, którego sam stworzył. W dodatku to potwór udoskonalony, Luis Enrique nauczył piłkarzy kontratakować, wykorzystywać rzuty rożne i wolne.

I długo strategia Guardioli się sprawdzała. Gospodarze prowadzili grę, mieli lepsze szanse na strzelenie gola, ale co z tego, skoro Luis Suárez i Dani Alves trafiali w nogi robiącego szpagat Neuera? Choć bezbramkowy remis nie byłby dla Bayernu wynikiem wymarzonym, to pozostawiałby nadzieję. W poprzednich rundach monachijczycy na wyjazdach remisowali lub przegrywali, by u siebie rozbić Szachtar 7:0, a Porto - 6:1.

Barcelona od początku miała oczywiście mecz w swoich rękach, właściwie zadrżała tylko raz - przed przerwą, gdy Robert Lewandowski nie trafił w piłkę dośrodkowaną przez Thomasa Müllera. Polak miał przed sobą tylko Marca-André ter Stegena, gdyby dotknął piłkę, Bayern pewnie wyszedłby na prowadzanie.

Wszystko zatem wskazywało, że mecz skończy się bezbramkowym remisem. Ale po fantastycznym widowisku, które nie pozwalało oderwać wzroku od boiska. Ale wtedy zaczął strzelać Messi, a potem - tuż przed końcowym gwizdkiem - trzeciego gola dołożył jeszcze Neymar. Na tym polegała różnica między Barceloną a Bayernem: gospodarze mieli drużynę i gwiazdy, goście - samą drużynę. Kto z Monachium mógłby samodzielnie rozstrzygnąć półfinał Ligi Mistrzów? Robben? Ribéry? Lewandowski? Holender i Francuz leczą kontuzje, a Polak tydzień temu miał wstrząśnienie mózgu, na Camp Nou wyszedł w masce chroniącej złamane szczękę i nos. Trudno też wymagać, by w takich okolicznościach samodzielnie wygrywał mecze.

W Barcelonie natomiast takich piłkarzy nie brakowało. Partaczył Suárez, więc bramki zdobywali Messi i Neymar. W ćwierćfinale z Paris Saint-Germain Argentyńczyk nie trafił z kolei ani razu, a pięcioma golami podzielili się Urugwajczyk i Brazylijczyk. Ta drużyna ma plan B i na pewno nie zależy od formy jednego piłkarza.

Środowe zwycięstwo oznacza, że Barcelona jest o krok od finału. W ostatnich 30 latach 98 procent drużyn, które wygrały pierwszy mecz u siebie 3:0, awansowało do kolejnej rundy europejskiego pucharu. A to tylko statystyka. Najbardziej za Barceloną przemawia to, że po tym meczu trudno sobie wyobrazić, by mogła w Monachium przewagę roztrwonić.

A Guardiola, którego sprowadzono, by drużynę już wszechzwycięską wprowadził na jeszcze wyższy poziom, nasłucha się, że w kolejnym sezonie podpisuje swoim nazwiskiem półfinałową klęskę w Lidze Mistrzów. W poprzedniej edycji uległ w dwumeczu Realowi Madryt 0:5.

Zobacz wideo

Internauci śmieją się z Boatenga, wielbią Messiego, a Jacek Kurski... [MEMY}

źródło: Okazje.info

W finale Ligi Mistrzów zagra...
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.