Liga Mistrzów. Oblak talizmanem Atletico? A miał być na sprzedaż...

Jeśli szukać gdzieś bohaterów starcia dwóch drużyn aż do przesady przepełnionych chęcią zrewanżowania się rywalowi za poprzednie starcie, wślizg czy uderzenie łokciem, to tym, który w bitewny nastrój nie popadł był Jan Oblak. Bramkarz, którego latem Atletico kupiło z Benfiki i... zaraz chciało tam oddać.

Gdy na boisku szalał chaos, a serbski sędzia zwalczał plagę uderzeń łokciem, 22-letni Słoweniec zachowywał pełen spokój. Nie wyrywał się nerwowo do dośrodkowań rywali, nie odpychał ich, gdy szarpali go przy walce w powietrzu, nie gadał jak najęty - po prostu był kompletną odmianą Mario Mandzukicia.

Ale też ten jego spokój emanował na dziś dwie najważniejsze osoby w zespole Atletico, Diego Godina i Mirandę, duet niezastąpiony. Duet, który przecież w poprzednim sezonie ogromnie zyskiwał na współpracy z Thibaut Courtois. Jednak w Londynie uznano, że Belg w końcu przyda się Chelsea i latem najważniejsze poszukiwania Diego Simeone dotyczyły obsady bramkarza.

A wtedy 21-letni Jan Oblak choć z tytułem najlepszego bramkarza w Portugalii, to jednak staż seniorski miał mocno przeciętny. Kilkadziesiąt meczów na wypożyczeniu w słabszych od Benfiki klubach, a w Lizbonie odpalił dopiero, gdy Jorge Jesus uznał, że już dłużej na błędy Artura Moraesa nie może patrzeć.

Czy tak różny od Belga?

Schemat obecnego sezonu Oblaka w Madrycie nieco przypomina ten obecny - przecież do marca, oprócz jednego spotkania w Lidze Mistrzów, gdy wpuścił trzy gole z Olympiakosem grał wyłącznie w Pucharze Króla. Wtedy do bramki Benfiki przebił się w grudniu, równie niespodziewanie i od razu ze swojej szansy korzystając. W ledwie dwudziestu występach zaliczył aż piętnaście czystych kont - przecież to wynik, którego pozazdrościć mogą mu golkiperzy z całego świata, grający po sześćdziesiąt spotkań rocznie.

Dlatego latem, gdy Atletico robiło z niego najdroższego bramkarza w historii Primera Division (kosztował 16 milionów euro) nawet sądzono, że Simeone może przepłacać za bohatera kilku miesięcy, szczęściarza czy farciarza, choć z doświadczeniem gry w Europie (i to finale LE) oraz zdobywcy potrójnej korony w Portugalii.

- Dziwiliśmy się, że Oblak od nas odchodzi, ale w życiu jest wiele zakrętów i od tego czasu Atletico już nam zaoferowało go z powrotem - zaskoczył dziennikarzy latem prezydent Benfiki, Luis Filipe Vieira, choć Atletico zaprzeczało tym rewelacjom.

Zdziwienie mogło wynikać z faktu, że Oblak jest innym bramkarzem od Courtois. Belg jest ogromny, ma niesamowity zasięg ramion, przy dośrodkowaniach rywali rządzi niepodzielnie. Z kolei Oblak jest kilkanaście centymetrów niższy, może dzięki temu bardziej zwinny i szybszy przy wyjściach z bramki. Jednak jeśli ktoś sądził, że nowi bramkarze Atletico wymuszą na Simeone zmianę stylu bronienia drużyny, to zdecydowanie się mylił. Średnie Moyi i Oblaka z Ligi Mistrzów w interwencjach na przedpolu są bliskie osiągnięciom Courtoisa z poprzedniej edycji, nawet jeśli ten pierwszy golkiper częściej piąstkował niż pozostali.

Hat-trick czystych kont z Realem?

Pierwszy ćwierćfinał Ligi Mistrzów nie był dla Słoweńca debiutem w meczu z Realem, ani nawet nie pierwszym czystym kontem w derbach Madrytu. - Było cudownie, to fantastyczne doświadczenie - mówił Oblak po meczu akurat w jego 22. urodziny - To najlepszy prezent, na jaki mogłem liczyć!

Jednak zamiast pochwał jeszcze w styczniu cytowano statystyki, że w trzech występach ligowych do bramki wpuszczał co drugi strzał przeciwników. A przecież trafił na bardzo wymagającego trenera. Diego Simeone nie wprowadza, nie daje szans, on od razu oczekuje formy, jakości i gry na najwyższym poziomie.

Pewnie Oblak dalej byłby w Madrycie rezerwowym, gdyby nie kontuzja rywala w rewanżowym meczu z Bayerem Leverkusen. Niecały miesiąc temu wszedł do bramki i od razu zachwycił, pomógł Atletico wygrać w serii rzutów karnych. Jeśli nie zaliczycie tamtego spotkania jako jego czystego konta, to wystarczy napomnieć, że w kolejnych pięciu meczach tylko przeciwko Maladze musiał wyciągać piłkę z siatki.

Dziś może rywale nie poddali go wielkim testom - choć parada przy sytuacji sam na sam z Garethem Balem należała do kategorii wzorcowych - bo połowa z ośmiu strzałów była z dystansu, gdy miał więcej czasu na przygotowanie interwencji. Jednak spokój, koncentracja i bezpieczeństwo przy innych strzałach "Królewskich" udowodniły, że w jego imponującym rekordzie czystych kont nie ma żadnego przypadku. Za tydzień będzie miał szansę na trzecie w starciach z Realem. Jeśli się uda i Atletico awansuje, to dla kibiców stanie się prawdziwym talizmanem. Zupełnie jak w Benfice.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.