O wymiarze upadku Anglików świadczą nie tylko same porażki, ale również - a może przede wszystkim - sposób, w jakich do nich dochodziło. Manchester City - drużyna z najwyższym budżetem płacowym w sportach drużynowych - przez dwa lata z rzędu odpadał w fazie grupowej, by dwie kolejne edycje kończyć na 1/8 finału. Porażka 1-3 w dwumeczu z Barceloną to najniższy wymiar kary. Joe Hart nie bez powodu był wychwalany pod niebiosa za interwencje w rewanżu. Arsenal miał ogromne szczęście w losowaniu. Trafił na rywala, o którego wylosowanie modlili się wszyscy. Ale co z tego, skoro "Kanonierzy" przegrali z AS Monaco 1-3 u siebie po fatalnym występie? Z tym samym Monaco, które we wszystkich sześciu meczach fazy grupowej strzeliło cztery gole. Chelsea nie dała rady rywalowi, który przez 90 z 210 minut dwumeczu grał w dziesiątkę. I Paris Saint-Germain awansował w pełni zasłużenie.
Każda historia jest inna. Manchester City wystawia w lidze oraz w LM najstarszą drużynę. Średnia wieku kadry wynosi 28 lat. Spośród zawodników zgłoszonych do LM najmłodszy jest 24-letni Mangala. Fernandinho, Dżeko, Clichy i Kolarov mają po 29 lat, Zabaleta 30 lat, Yaya Toure 32 lata, Demichelis 34 lata. W najbliższym czasie "The Citizens" czeka przebudowa. A ostatnie transfery do najlepszych nie należały. Alvaro Negredo został już wypożyczony do Valencii, Jesus Navas nie zachwyca, Stevan Jovetić nie został zgłoszony do wiosennych spotkań LM, Bacary Sagna gra bardzo rzadko, Eliaquim Mangala zawodzi, a Wilfried Bony to niewiadoma na poziomie, do jakiego aspirują właściciele klubu. Nie wiadomo, czy przebudowy dokona Manuel Pellegrini.
Arsenal odpadł w 1/8 finału już po raz piąty z rzędu. To nie jest żadna klątwa; "Kanonierzy" odpadają na własne życzenie. Przegrywali z Barceloną, Milanem i Bayernem Monachium (dwukrotnie), gdyż tylko raz w tym czasie wygrali swoją grupę. Gdy już to zrobili, pojechali na San Siro i stracili cztery bramki. W grupie okazywali się gorsi od Szachtara Donieck, Schalke 04 oraz od Borussii Dortmund (dwukrotnie). Tradycją stała się ich heroiczna postawa w rewanżach 1/8 finału. Z Bayernem wyrównali stan dwumeczu w końcówce rewanżu, ale odpadli ze względu na bramki wyjazdowe. Tak samo stało się w tym roku. Zabrakło czasu do strzelenia trzeciego, decydującego gola. Z Milanem w rewanżu wygrali 3-0, ale po szturmie, jaki przypuścili w pierwszej połowie, nie mieli sił, by zrobić cokolwiek po przerwie. Z Barceloną odpadli po tym, jak van Persie dostał czerwoną kartkę za nieusłyszenie gwizdka sędziego. W końcowych minutach wymarzoną okazję na wywalczenie awansu zmarnował Nicklas Bendtner.
Za to Chelsea skupiła się wyłącznie na destrukcji. Odpadła ze względu na bramki wyjazdowe, ale rok pokonała PSG dokładnie w taki sam sposób. Liverpool nie dotrwał do fazy pucharowej. W grupie pokonał jedynie Łudogorec Razgrad po rzucie karnym z 93. minuty. Z Ligi Europy wyrzucił ich Besiktas. Tottenham nie dał rady Fiorentinie. Hull odpadło już w eliminacjach. Na placu boju pozostał jedynie Everton, mający w lidze sześć punktów przewagi nad strefą spadkową.
Jakkolwiek się nie spojrzy, sytuacja jest fatalna. Jeszcze w 2007, 2008 oraz 2009 roku w półfinałach grały po trzy angielskie zespoły. Mogły nawet cztery, ale w 2008 oraz 2009 roku w ćwierćfinałach dochodziło do bratobójczych pojedynków. Jednak jeśli pod uwagę weźmie się wyłącznie ostatnie cztery sezony, to nawet Francja miała w ćwierćfinałach więcej zespołów - pięć przy trzech angielskich. Tyle samo ma pogrążona w kryzysie Serie A, na której niski poziom narzeka się od dłuższego czasu. Ostatnich siedem dwumeczów z rywalami z Hiszpanii lub Niemiec angielskie ekipy przegrywały. Z ostatnich szesnastu starć z reprezentantami Primera Division Anglicy wygrali tylko raz; pamiętne starcie Chelsea z Barceloną w półfinale LM w sezonie 2011/12. Od tego triumfu Chelsea angielskie drużyny wyeliminowały wyłącznie PSG (bramki wyjazdowe), Galatasaray oraz Olympiakos.
Co jest tego powodem? - Grudzień i styczeń to ciężkie miesiące ze względu na liczbę meczów. Gdy docierasz do istotnej części sezonu, to nie jesteś w optymalnej formie, gdyż nie ma przerwy zimowej jak w innych krajach. Angielski futbol daje innym ligom przewagę. Nie można grać dziewięciu spotkań w grudniu i dziewięciu w styczniu - narzeka Manuel Pellegrini, szkoleniowiec Manchesteru City. Na papierze te zarzuty brzmią rozsądnie. Ale jak jest w rzeczywistości? Policzyłem liczbę spotkań, jakie przed rewanżami 1/8 finału LM rozegrały w tym sezonie angielskie drużyny oraz ich rywale. Oto wyniki:
Arsenal 44 mecze - AS Monaco 42
Chelsea 42 - Paris Saint-Germain 42
Manchester City 41 - Barcelona 42
I w ten sposób mit upada. Dodatkowo, Chelsea przed meczami z PSG miała na przygotowania cały tydzień. Ich rywale tylko cztery i trzy dni. Owszem, natężenie spotkań w okresie świąteczno-noworocznym w Anglii jest ogromne, ale inni również nie mogą narzekać na nudę. Francuzi podobnie jak i Anglicy mają dwa krajowe puchary. W Hiszpanii jest tylko Puchar Króla, ale gdy do gry w 1/16 finału wkraczają najmocniejsze zespoły, rozgrywane są dwumecze - więc liczba spotkań i tak jest podobna. Barcelona na drodze do finału rozegrała już osiem spotkań. Tyle samo ma za sobą Chelsea. PSG zagrało siedem meczów, ale paryżan czeka jeszcze półfinał Pucharu Francji oraz finał Pucharu Ligi w odstępie zaledwie czterech dni.
Władze ligi nie są skłonne do pomocy swoim pucharowiczom. Inaczej jest chociażby w Serie A. Gdy Juventus grał z Borussią Dortmund pierwszy mecz we wtorek, Serie A przełożyła ligowy mecz "Starej Damy" na piątek, choć w tym czasie zazwyczaj nie ma żadnego meczu. Włoskie zespoły grające w czwartkowe wieczory w Lidze Europy wracają na krajowe boiska dopiero w poniedziałki. Ale angielskie kluby i tak nie mogą narzekać; ogromne pieniądze otrzymywane z praw telewizyjnych powinny im wynagrodzić te niedogodności. Niebezpieczne jest to, że dziś najważniejszy jest sam awans do Ligi Mistrzów; jego brak to absolutna katastrofa dla czołowych zespołów. Odpadnięcie już czymś takim nie jest - wtedy można skupić się na walce o awans do Ligi Mistrzów przez ligę. I tak koło się zamyka.
Na ciekawą rzecz zwraca uwagę serwis Sky Sports. Powiązał on liczbę angielskich drużyn w półfinale (kolor czerwony) do średniej liczby bramek traconych na mecz przez trzy czołowe ekipy w lidze (kolor niebieski). Kluby z Premier League mają spore problemy od czasu, gdy zaczęły tracić więcej goli. Słaba gra w defensywie była głównym powodem odpadnięcia Monaco z Arsenalem czy Chelsea z PSG; "The Blues" pozwolili strzelić osłabionemu rywalowi dwa gole po stałych fragmentach gry.
d d
Często mówi się o ogromnej rywalizacji panującej w Premier League, co miałoby się odbijać na występach w Europie. - Zespół, który chce wygrać w swoim kraju każdy mecz, różni się od tego, który jedynie chce powalczyć o mistrzostwo, zająć miejsce w czołowej dwójce czy trójce - twierdzi Jose Mourinho. Trudno jednak w jakikolwiek miarodajny sposób porównać tę rywalizację. Nie wiemy, czy drużyny z dołu tabeli w Premier League są lepsze czy gorsze od tych z Primera Division.
Ale coś w tym może tkwić. Dwa z trzech ostatnich triumfów Anglików w Lidze Mistrzów należą do drużyn, które skończyły ligę poza pierwszą czwórką. Liverpool w 2005 roku stracił do mistrzowskiej Chelsea aż 37 punktów, zajął piąte miejsce. Ta sama Chelsea siedem lat później była dopiero szósta, do Manchesteru United straciła 20 punktów.
Czy Anglicy mogą w ogóle stracić jedno miejsce w Lidze Mistrzów? Nie powinno się to stać w najbliższym czasie. W tym sezonie zdobyli 13,5 punktu do rankingu krajowego UEFA. Ten dorobek może powiększyć jedynie Everton. Największe zagrożenie stanowią Włosi. Mają 15 punktów, ale wszystkie sześć drużyn nadal występuje w pucharach. Ranking jest rozliczany w cyklu pięcioletnim. Obecnie Anglia ma 78,1 pkt, Włochy mają 66,5 pkt.
Ale gdy za dwa lata przestanie się liczyć dorobek z sezonów 2010/11 oraz 11/12, przewaga Premier League stopnieje z prawie 12 punktów jedynie do 3,2. Wystarczy więc, by w dwóch kolejnych sezonach włoskie drużyny spisywały się minimalnie lepiej niż angielskie, by już w sezonie 2017/18 Premier League miała zaledwie trzy miejsca w Lidze Mistrzów. Czy to możliwe? Jak najbardziej. Prawdopodobne? Niech każdy odpowie sobie na to pytanie sam. Ale już fakt, że można rozpatrywać taką ewentualność bez narażania się na śmieszność, o czymś świadczy.
źródło: Okazje.info