Liga Mistrzów. Po Chelsea - PSG: klęska stratega, czyli jak Blanc przechytrzył Mourinho

W starciu Chelsea z PSG było coś bardziej fascynującego niż kontrowersyjne decyzje sędziowskie, momentami brutalna walka i zmiana sytuacji do ostatnich minut dogrywki. To fakt, że ktoś taki jak Jose Mourinho pozwolił, by nie tylko awans, ale i kontrola wydarzeń w rewanżu wymknęła się z jego rąk.

A przecież piłkarze Chelsea nie mogli życzyć sobie "łatwiejszej" drogi - grali u siebie, z niezłym wynikiem przywiezionym z Paryża i przez znaczną część meczu w przewadze. Tymczasem dwukrotnie dali się zaskoczyć przy stałych fragmentach gry, czyli elemencie, który łatwo mechanicznie wyćwiczyć, wytłumaczyć i wyegzekwować. Co jeszcze bardziej porażające, od momentu zejścia z boiska Zlatana Ibrahimovicia tylko przez kilka minut Chelsea Mourinho miała kontrolę nad spotkaniem, czy to posiadając piłkę, czy bez niej.

Łatwo pokazać przewagę Paryżan w statystykach - że w te dwie godziny wykonali więcej podań, że mieli trzy razy więcej kluczowych zagrań, że wygrywali więcej pojedynków na ziemi i w powietrzu oraz że byli skuteczniejsi w odbiorze, a w dwumeczu oddali zdecydowanie więcej strzałów. To jednak wciąż nie tłumaczy, jak taki strateg jak Mourinho, będąc tuż przy murawie i widząc to na własne oczy, pozwolił, by każdy plan, który miał na to spotkanie, okazywał się nietrafiony.

Blanc podporządkował sobie Mourinho

W nowej książce Alastaira Campbella pt. "Winners and How They Succeed" autor rozmawia z wielkimi osobowościami współczesnego świata o tym, jak wygrywają w swoich dziedzinach czy w życiu. Wśród nich są słynni szkoleniowcy: sir Alex Ferguson, Arsene Wenger i oczywiście Jose Mourinho. W słowach samego Portugalczyka zwyciężanie to "może nie jedyna istotna rzecz, ale prawdopodobnie ta najważniejsza". I gdyby obedrzeć drogę Mourinho do sukcesów z tych wszystkich "mind games", taktycznych manewrów, nowinek technicznych i szkoleniowych, sztuki prowadzenia relacji z piłkarzami, to osamotnione pragnienie zwycięstwa pewnie przypominałoby to prymitywne, które na boisku pokazuje np. jego napastnik Diego Costa.

Jednak Campbell nie marnuje pytań na to, by dowiedzieć się, dlaczego Mourinho chce wygrywać, ale szuka jego odpowiedzi na to, jak to robi, i to poprzez modele taktyczne i konkretne strategie meczowe. Portugalczyk, przepytywany latem przy okazji brazylijskiego mundialu, ciekawie odpowiada zwłaszcza w temacie zmian w trakcie spotkania. Podając przykłady reprezentacji Anglii i Argentyny, dowodzi, że przy niepomyślnym rozwoju wydarzeń nie wolno wymieniać "szklanki z wodą za kolejną szklankę", lecz trzeba zmuszać rywali do reagowania, adaptowania się do warunków dyktowanych przez siebie. Trzeba być o krok przed przeciwnikiem, nie za jego plecami.

To interesujące zwłaszcza przez pryzmat tego, że właśnie w tych elementach Mourinho zawiódł w rewanżu z PSG. O ile w pierwszej połowie oglądaliśmy wyrównane spotkanie drużyn, które pressingiem oraz zamykaniem odpowiednich stref ograniczały się nawzajem, tak od drugiej połowy - pomimo przewagi liczebnej gospodarzy - to Laurent Blanc pisał scenariusz. Przerwę francuski szkoleniowiec wykorzystał bezbłędnie, bo w drugiej połowie Paryżanie bronili świetnie, zawsze blisko siebie, z asekuracją, bez niepotrzebnych wślizgów, do ataku przechodząc cierpliwie i całym zespołem.

Jak pudłował Portugalczyk

Analizę decyzji Mourinho warto zacząć już od tego, gdy w przerwie Oscara zastąpił Willian. O ile w pierwszych 45 minutach Chelsea spychała grę na stronę Hazarda, gdzie pojawiali się także Azpilicueta, Costa, Fabregas i brazylijski rozgrywający, o tyle linia pressingu była ustawiona znacznie wyżej, była też skuteczniejsza. Angielscy dziennikarze sugerowali, że to przez zbyt ryzykowne interwencje Oscara i zagrożenie drugą żółtą kartką na boisku pojawił się Willian, jednak nie ulega wątpliwości, że konsekwencje tej decyzji widzieliśmy przez resztę meczu.

W drugiej połowie głównie przez jakość, grację, ale i łatwość, z jaką przez drugą linię przebijał się Marco Verratti. Nie musząc pilnować Oscara i z bardziej biernym pressingiem Fabregasa, Włoch mógł swobodnie przenosić grę PSG wyżej, podaniami lub dryblingiem. I gdy mistrzowie Francji stracili pierwszego gola, Blanc nie panikował - wręcz przeciwnie, dopiero wtedy wprowadził drugiego skrzydłowego (Lavezziego) i bardziej ofensywnie usposobionego pomocnika (imponującego Adriena Rabiota). Nie było chaotycznej gry, przerzucania piłek z obrony do ataku - a na to zdawał się liczyć Mourinho.

Bo - widząc zmiany rywali - zdjął Nemanję Maticia, może ostatnio mniej trenującego, ale z pewnością wystarczająco zmobilizowanego, by wytrzymać siedem minut - i wprowadził środkowego obrońcę. Kurt Zouma miał dać Chelsea przewagę wzrostu i siły, ale jedynie przybliżył do bramki swojej drużyny cały blok defensywny, nagle zabrakło nawet średniego pressingu, a cierpliwie budowane akcje PSG przełożyły się na chaotyczne wybicia gospodarzy i sytuacje, które dały wyrównanie.

Przed dogrywką Mourinho zamieszał raz jeszcze - za Ramiresa pojawił się Drogba. Chociaż była to zmiana ofensywna, to tylko ułatwiło zadanie drużynie się broniącej, ponieważ Cavani i tak angażował dwóch stoperów gospodarzy, a reszta piłkarzy niemal dokładnie się "eliminowała". Może miał być to nieco trudniejszy sprawdzian dla Davida Luiza i Thiago Silvy przy pojedynkach w powietrzu z Drogbą, lecz w całej dogrywce Chelsea zaliczyła trzy dośrodkowania. A kto będzie pamiętał błąd w kryciu przy pierwszym golu czy bezsensownie sprokurowaną "jedenastkę", skoro to właśnie gole brazylijskiego duetu obrońców dały awans PSG?

Ta ostatnia zmiana

Strategiczną porażkę Mourinho najlepiej oddaje fakt, że pomimo osłabienia i bycia zmuszonym do odrabiania strat (dwukrotnie!), to Blanc mógł w ostatnich minutach marnować czas na ostatnią zmianę. On był o krok przed Portugalczykiem, zmuszał go do reagowania i popełniania błędów. Brak kontroli, na który później Mourinho narzekał, był efektem nie kiepskiej koncentracji piłkarzy, ale braku jego wiary w podstawowy plan, a potem narzucanie kolejnych, jeszcze bardziej chaotycznych rozwiązań.

- Przegrałem mecz - komentował w pierwszej osobie Portugalczyk. - Nie czuję się upokorzony. Jako pragmatyk jutro przeanalizuję to spotkanie. Nie płaczemy, mamy o co walczyć - dodawał. Jednak gdy raz jeszcze spojrzy na swoje decyzje, to będzie z nich, z siebie jeszcze mniej zadowolony. Chociaż o tym na pewno nigdy od niego nie usłyszymy.

Jak się skończą eliminacje Euro 2016 w polskiej grupie? [WYTYPUJ SAM!]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.