Argentyńczyk żyje we własnym świecie - tak twierdzi wielu ludzi znających Messiego. Nic w tym złego, nie każdy musi być otwarty, komunikatywny, ekstrawertyczny. Pudło z karnego w 90. min meczu Manchester City - Barcelona ocaliło ziarno emocji w tej parze 1/8 finału Ligi Mistrzów. Gdyby Leo trafił do siatki, omijając Harta, sprawa byłaby ostatecznie załatwiona. City musiałoby jechać na Camp Nou po zwycięstwo 3:0 - realne tylko w jakiejś odległej, futbolowej galaktyce.
Wynik 2:1 i tak jest dla Katalończyków doskonały. City to mistrz Anglii, choć w rywalizacji w Europie tego nie widać. Trener Manuel Pellegrini masochistycznie próbuje zmuszać swoje drużyny do gry z Barcą otwartej piłki, co przy różnicy wyszkolenia skazane jest na katusze. Wczoraj nie zdarzyło się więc nic odbiegającego od normy, choć mecz z tak bliską sercu Pellegriniego Malagą pokazał, że drużyna Luisa Enrique wciąż ma swoje zupełnie realne ograniczenia. Chilijczyk nie wyciągnął wniosków, nie chciał wziąć przykładu. Ma swoja filozofię i trzyma się jej niezależnie od faktów.
To był dobry mecz dla Luisa Suareza, który potrzebował dwóch takich goli. W barwach Liverpoolu zdobył na Etihad zaledwie jednego. Wszyscy w ekipie gości byliby szczęśliwi, gdyby ich największy gwiazdor wymazał z pamięci 90. minutę. Messi zmarnował 13. jedenastkę, odkąd gra w Barcelonie, z czego dwie przestrzelił, dwa razy piłka trafiła w poprzeczkę i 9 razy górą byli bramkarze. W tym aż siedem ci, którzy rzucali się w lewą stronę. "Widzisz Messiego, ruszaj w lewo" - napisał dziennik "Marca". Nie ma jednak wątpliwości, kto będzie wykonywał kolejnego karnego dla drużyny z Katalonii. Swoją drogą dobrze, że Messi nie rywalizuje z CR7 wyłącznie w tej konkurencji.
Barca jest blisko ćwierćfinału Ligi Mistrzów, choć pozwoliła Kunowi Aguero na moment chwały. Krystalizuje się skład jedenastki galowej: Alves, Pique, Mascherano, Alba - Iniesta, Busquets, Rakitic - Neymar, Suarez, Messi. Czego chcieć więcej? City nie okazało się rywalem godnym decydować, czy praca Luisa Enrique przynosi spodziewane efekty. Dla fanów ligi angielskiej to z pewnością przykre, ale mam wrażenie, że gracze tak dla niej emblematyczni jak Vincent Kompany mają zdecydowanie wyższe notowania niż na to zasługują. Wysoki, sprawny, inteligentny, z sercem do walki, ale umiejętnościami niesięgającymi znacząco ponad przeciętną.
City notorycznie zbiera w Champions League surowe lekcje, nie wykonując kroku do przodu. Drużyna, która nie uczy się na własnych błędach, jest skazana na pospolitość. Pellegrini to człowiek wielkiej klasy, wydaje się jednak, że bardziej stworzony do tego, by reprezentować mistrza Anglii na salonach niż ławce dla rezerwowych. Gdyby na jego miejscu był ktoś taki jak Jose Mourinho lub Diego Simeone, City w meczach z Barcą nie chciałoby powtarzać wciąż tych samych błędów. To drużyna skrojona do rywalizacji ze słabszymi. Na lepszych nie ma klasy ani pomysłu?
Dyskutuj z Dariuszem Wołowskim na jego blogu