Liga Mistrzów. Nudne Monaco po przejściach

Jedenaście lat temu grali w finale Ligi Mistrzów. Kilka lat później spadli do drugiej ligi i byli o krok od zupełnego upadku. Uratował ich multimiliarder, który ściągnął gwiazdy światowego formatu. Ale one zdążyły już odejść. Tak w największym skrócie można opisać ostatnie dzieje AS Monaco - klubu, który usypia swoich rywali oraz postronnych obserwatorów. W środę wieczorem zagrają w Londynie z Arsenalem w 1/8 finału Ligi Mistrzów. Relacja na żywo w Sport.pl oraz w aplikacji Sport.pl LIVE!

1-0, 0-0, 0-0, 0-1, 1-0, 2-0 - to wyniki Monaco w fazie grupowej LM. Wygrali grupę, strzelając cztery gole i tracąc tylko jednego. W Ligue 1 grają podobnie. W 25 meczach klub z Księstwa zdobył 26 bramek; tylko cztery drużyny mają gorszy atak. Ale taką samą obroną może pochwalić się wyłącznie lider Olympique Lyon - 19 straconych goli. A Monaco w 14 spotkaniach rozegranych między początkiem grudnia oraz lutym straciło zaledwie jednego gola.

Nie wszyscy są zachwyceni takim stylem gry. Po piątkowym meczu z Niceą (zwycięstwo 1-0) na stronie "France Football" pojawiła się sonda. "Czy Monaco to najnudniejszy zespół Ligue 1?". Twierdząco na to pytanie odpowiedziało aż 71 procent głosujących. - Miałem ostatnio problemy ze snem, więc znowu obejrzę mecz Monaco - powiedział Christophe Dugarry w studiu francuskiego Canal+. Wyniki oglądalności spotkań Monaco w tej stacji należą do najniższych. Nie gwarantują świetnej rozrywki, w dodatku mają niewielu kibiców. Potrzebę zmiany stylu dostrzegają w samym klubie. - Jakość naszej gry z pewnością musi ulec poprawie - stwierdził wiceprezydent Wadim Wasiljew.

Ale obecne zmartwienia to nic w porównaniu z tym, co działoby się teraz z Monaco, gdyby nie Dmitrij Rybołowlew.

Huśtawka nastrojów

W 2004 roku AS Monaco sensacyjnie awansowało do finału Ligi Mistrzów. Trzon tej niesamowitej ekipy tworzyli tacy piłkarze jak Dado Prso, Jerome Rothen, Ludovic Giuly, Patrice Evra czy wypożyczony z Realu Madryt Fernando Morientes. Po drodze do finału (0-3 z Porto) rozbili 8-3 Deportivo La Coruna, wyeliminowali Chelsea oraz wspomniany Real po niesamowitej pogoni w rewanżu. Bramka Giulyego zdobyta piętką należała do jednej z najpiękniejszych w tej edycji.

 

Ale mało kto pamięta, że zaledwie rok wcześniej zostali relegowani do drugiej ligi. Zajęli drugie miejsce, ale wymierzono im taką karę za długi w wysokości ponad 50 mln euro (wcześniej musieli pożyczyć 180 mln euro, gdyż nie zdołali się zakwalifikować do pucharów). Po apelacji tę karę zamieniono na zakaz transferowy. Wtedy odszedł wieloletni prezydent Jean-Louis Campora, a zastąpił go niedoświadczony Pierre Svara. Wypłacał piłkarzom ogromne nagrody. Na tyle, że sezon 2003/04 - pomimo gry w finale Ligi Mistrzów - był jednym z najgorszych pod względem finansowym w historii Monaco! A ta ekipa natychmiast się rozleciała. Dado Prso (siedem goli w LM) odszedł za darmo do Rangers, Rothen trafił do PSG, Giuly do Barcelony.

Zaczęli podupadać, zajmowali miejsca w środku tabeli. Zmieniali się właściciele oraz trenerzy. W latach 2003-2011 rządziło aż sześciu różnych prezydentów oraz dziewięciu trenerów. Ale w 2011 roku stało się najgorsze. Spadli z ligi. I wyglądało na to, że mogą spaść również z Ligue 2. Po 18 kolejkach zajmowali ostatnie miejsce z 13 punktami. Wtedy pojawił się zbawca - rosyjski miliarder Dmitrij Rybołowlew. Od razu wydał na wzmocnienia prawie 20 mln euro. Straty były zbyt duże, by od razu uzyskać awans. Monaco wspięło się na 8. miejsce. Ale rok później, już pod wodzą Claudio Ranieriego, wygrało ligę.

Raj podatkowy

Wtedy zaczęły się poważne zakupy. Sprowadzili Falcao, Joao Moutinho oraz Jamesa Rodrigueza. Na tę trójkę wydali ponad 150 mln euro. Co ich skusiło do przeprowadzki? - Monaco to atrakcyjne miejsce. Rodziny i żony piłkarzy zakochują się w nim. Niektórzy uważają za ważne to, by na stadion przychodziło 60 tysięcy ludzi. Ale inni wolą poczucie bezpieczeństwa w kraju mogącym zaoferować najwyższy standard życia oraz wspaniały klimat - tłumaczył Wasiljew. Ale decydującym czynnikiem były oczywiście pieniądze. W Monaco takie pojęcie jak "podatek dochodowy" jest obce. I beniaminek został wicemistrzem.

Ale eldorado szybko się skończyło. Radamel Falcao ostatniego lata został wypożyczony do Manchesteru United (w Monaco grał tylko pół roku, gdyż doznał kontuzji), a James Rodriguez po niesamowitym mundialu został sprzedany do Realu Madryt. Kibice protestowali. Czuli się oszukani. Zgodzili się na kupno droższych karnetów w zamian za możliwość podziwiania gwiazd światowego formatu. Te zniknęły. W ich miejsce przyszli m.in. Bernardo Silva, Aymen Abdennour, Tiemoue Bakayoko czy Paul Nardi. Na tę czwórkę, nieznaną przeciętnemu kibicowi, przeznaczono prawie 50 mln euro.

Kosztowny rozwód

Mówiono, że Rybołowlew da sobie spokój z Monaco. Przechodził przez najkosztowniejszy rozwód w historii. Jego żonie, Elenie, sąd przyznał 4,5 mld dolarów. To ponad połowa jego majątku, wycenianego na 8,8 mld (w 2014 roku zajmował 147. miejsce na liście najbogatszych ludzi na świecie wg Forbesa). Jednak ta sprawa dalej się ciągnie. Żadna ze stron nie zamierza ustąpić. Bo jak zrezygnować z takich pieniędzy? Dodatkowo pojawiały się pogłoski o jego konflikcie z księciem Albertem. Nie dostał monakijskiego obywatelstwa, na którym bardzo mu zależało.

A jak oficjalnie tłumaczy się zmianę polityki transferowej? - By szybko rozpocząć ten projekt, potrzebowaliśmy ogromnych inwestycji. Ale w lecie 2013 powiedziałem "nie będziemy już tyle wydawać" - tłumaczy Wasiljew, prawa ręka Rybołowlewa. Właściciel stara się unikać mediów. Nikt jednak wtedy tych zapewnień nie słuchał. Nie wierzono w nie. Ale strategia rozwoju rzeczywiście została zmieniona na mniej spektakularną. - Gdybyśmy kontynuowali nasz pierwszy projekt, postawilibyśmy klub w niebezpieczeństwie.

"Straszakiem" stało się m.in. finansowe fair play. Rybołowlew nie chciał płacić kar za to, że inwestuje w swój zespół. W dodatku musiał zapłacić 50 mln euro za pozostawienie siedziby klubu w Monako. Gdy wprowadzano 75 proc. podatek dla najbogatszych, pozostałe ekipy Ligue 1 zbuntowały się. Bo dlaczego Monaco miałoby być w uprzywilejowanej sytuacji? Problem w tym, że ten podatek zniknął wraz z początkiem tego roku. A w 2013 roku dziewięć klubów Ligue 1 (pozostałe nie miały piłkarzy zarabiających powyżej 1 mln euro) w związku ze zmianą wysokości stawki podatkowej poniosły łączny koszt... 40,1 mln euro. Najwięcej - 20,8 mln - oczywiście Paris Saint-Germain.

W młodzieży siła

Początek nowego sezonu optymizmem nie napawał. Po pięciu kolejkach Monakijczycy zajmowali przedostatnie miejsce w tabeli z czterema punktami. Ale Leonardo Jardim miał ciężkie zadanie. Przejął drużynę osieroconą po stracie trzech najlepszych strzelców (Falcao, Emanuel Riviere, James Rodriguez), najlepszego asystenta (James Rodriguez) oraz kapitana (Eric Abidal). Zarządza najmłodszą kadrą w Lidze Mistrzów; przeciętny piłkarz ma niecałe 24 lata. I to pomimo obecności Ricardo Carvalho (36 lat) czy Dymitara Berbatowa (34 lata). Dlatego też Jardim dostał tę pracę; w lizbońskim Sportingu świetnie radził sobie z młodzieżą.

Gdy Monaco w latach 90. prowadził Arsene Wenger, z tego klubu wyszli tacy piłkarze jak David Trezeguet, Emmanuel Petit, Lilian Thuram czy Thierry Henry. Teraz w Księstwie można obserwować inne młode talenty (choć nie wychowanków). Layvin Kurzawa, Anthony Martial, Geoffrey Kondogbia czy Paul Nardi.

Ale Wenger przed środowym starciem najmocniej obawia się Yannicka Ferreiry-Carrasco, który "zaimponował" mu podczas niedawnego meczu z Olympique Lyon. 21-letni Belg w Monaco jest już od pięciu lat. Sprowadził ze sobą do Księstwa przyjaciół z dzieciństwa. Po to, by trzymali go przy ziemi, by skupił się na futbolu.

Kogo jeszcze powinien się obawiać? Zdaniem Jonathana Johnsona, eksperta od Ligue 1 piszącego m.in. dla ESPN, Bernardo Silvy. - To ogromny talent - mówi w rozmowie ze Sport.pl. - Znacznie się rozwinął pod okiem Jardima. Potrafi strzelać ważne gole, gdy wynik wisi na włosku, jak z Nice w ostatni piątek. Zarówno jego, jak i jego rodaka Joao Moutinho muszą się obawiać w Arsenalu.

Monaco do meczu podejdzie mocno poobijane. Nie zagra zawieszony kapitan Jeremy Toulalan. Prawdopodobnie nie wystąpią Carvalho, Bakayoko oraz Raggi. Niepewne są występy Kurzawy, Moutinho oraz Carrasco. - Monaco bez kontuzji oraz zawieszeń byłoby w stanie poważnie postraszyć Arsenal - twierdzi Johnson. - Jednak biorąc po uwagę liczbę nieobecnych, to bardzo trudne zadanie. Arsenal cieszył się z wylosowania Monaco, uznali ich za najsłabszy zespół. Ale to nie jest słaba ekipa; ma wyraźne ograniczenia, ale nie powinni być zlekceważeni. Kluczem do ewentualnego awansu jest utrzymanie czystego konta w Londynie. W rewanżu może dojść wtedy do dogrywki i rzutów karnych.

Bo atak nie należy do najmocniejszych, co już wcześniej ustaliliśmy. - To najsłabszy punkt Monaco. Dymitar Berbatow jest nieregularny, a Ferreira Carrasco to spory talent, ale nie może jako jedyny strzelać goli. Anthony Martial jest również nieregularny. Lacina Traore niedawno przeszedł operację i nie zagra w Londynie. Valere Germain nie strzela zbyt często. Arsenalowi do awansu może wystarczyć jedna bramka, może dwie.

Z tego względu zmiany taktyki nie powinniśmy się spodziewać. Piłkarze Monaco nie wyjdą na boisko po to, by ekscytować, zachwycić. Jeśli dla awansu będą musieli uśpić wszystkich widzów, z radością to zrobią.

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.