Liga Mistrzów. Modrić: podstawa sukcesu

Wszyscy mówią: Ronaldo, Bale, a o Modriciu też trzeba pisać. Niezależnie od głośnych eksplozji indywidualnego talentu dwóch największych gwiazd Realu, opisując drużynę Carlo Ancelottiego, używa się przecież takich słów, jak równowaga, harmonia czy balans, a każde z nich kojarzyć możemy właśnie z chorwackim rozgrywającym - twierdzi Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

 

Trener Realu mówił o meczu doskonałym, ale powodów do narzekania nie ma już od jakiegoś czasu, skoro jego drużyna prowadzi w tabeli ligi hiszpańskiej, pewnie awansowała do finału Pucharu Króla, a i awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów nikt jej nie odbierze. Skala zniszczeń dokonanych w Gelsenkirchen dzięki szybkości, sile i precyzji tercetu "BBC" (Bale-Benzema-Cristiano Ronaldo) jest ogromna, podobnie jak swoboda, z którą zawodnicy z Madrytu wymieniają podania, wybierając często rozwiązania nie najłatwiejsze, choć estetycznie zachwycające - zgodnie ze słowami Carlo Ancelottiego "zbudowaliśmy ten dom, teraz musimy go udekorować".

Modrić i wiadra z mlekiem

Mówiąc o dekoracji, włoski trener Realu miał oczywiście na myśli trofea, zwłaszcza wyczekiwaną przez fanów tej drużyny Decimę, czyli dziesiąte zwycięstwo w najważniejszych europejskich rozgrywkach. Ja jednak metaforę domu odnoszę właśnie do konstruowania akcji zespołu z Kastylii, przede wszystkim zaś do piłkarza, który stanowi ich fundament: Luki Modricia.

Oglądając takie mecze jak wczorajszy pogrom Schalke, mamy tendencję do zapominania o tym. Słusznie zachwycamy się strzelcami bramek, pomijając całą pracę wykonywaną za ich plecami. Tymczasem zasięg i dokładność podań chorwackiego pomocnika - często wyglądających na nonszalanckie, ale przecinających linie, w które ustawiają się rywale, z precyzją skalpela - jest jedną z najlepszych w Europie. A kunszt Modricia nie ogranicza się wyłącznie do podań, bo jego znaki firmowe to również drybling albo po prostu prowadzenie piłki, krótko przy nodze - umożliwiające przeniesienie akcji ze strefy obronnej do strefy ataku. Albo umiejętność zastawienia się i utrzymania równowagi w starciu z masywniejszymi zwykle przeciwnikami (sekretem jest tu ponoć nisko zawieszony środek ciężkości, dzięki któremu drobny Chorwat nie daje się przewrócić). Oraz arsenał talentów czysto już defensywnych, jak wślizg, odbiór czy przechwyt, imponujący u zawodnika, którego główną zaletą jest przecież kreatywność.

To o Carlo Ancelottim mówiono, że słynny trener Milanu Niels Liedholm postanowił ściągnąć go do klubu, kiedy zobaczył, jak nosi babci wiadra z mlekiem. "Dobry pomocnik to taki, który oddaje się do dyspozycji innych" - tłumaczył Liedholm, ale dziś brzmi to jak opowieść o Modriciu, nieustannie pokazującym się kolegom do gry nie po to, by ją sobie podporządkować - raczej po to, by stworzyć taką możliwość innym. Gdyby coraz głośniejsi w świecie futbolu statystyczni obsesjonaci zaczęli jeszcze obliczać średnią odległość zawodników od piłki w trakcie całego spotkania, gotów jestem się założyć, że najmniejsza będzie właśnie w przypadku rozgrywającego Realu. Nie przypadkiem zresztą ze wszystkich piłkarzy gości w meczu z Schalke to Chorwat nabiegał się najbardziej. I nie przypadkiem, kiedy Sergio Ramos ruszył do przodu, by stworzyć Bale'owi okazję do zdobycia piątej bramki dla gości, to właśnie Modrić zajął jego miejsce w defensywie.

Mistrz przedostatniego podania

Piszę o Modriciu jako fundamencie, bo mimo iż wiele goli Realu pada dzięki jego asystom, a i sam Chorwat w Hiszpanii strzela bramki częściej niż w Premier League, pozostaje on przede wszystkim mistrzem podania przedostatniego albo po prostu inicjującego akcję, która nie od razu zakończy się golem. Jak na pomocnika, który nieraz musi podjąć ryzyko zagrania z pierwszej piłki albo długiego przerzutu - dziewięćdziesięcioprocentowa średnia celnych podań jest imponująca. Wczoraj w Gelsenkirchen podawał celnie 78 razy na 85 prób, co daje średnią 92 proc. - a ponad połowa z adresowanych przezeń piłek znajdowała drogę do przodu, idealnie prostopadle (np. w 19. minucie do Carvajala albo w 48. do Bale'a).

Oczywiście madrycki dom nie stoi wyłącznie na Chorwacie: w ustawieniu 4-3-3 jest on jednym z członków środkowego tria wraz z Xabim Alonso i (cóż za odkrycie, że Argentyńczyk będzie tak dobrze grał na tej pozycji...) Angelem di Marią. Jego rola nie jest tym razem rolą cofniętego rozgrywającego, ale Modrić nie jest też, jak mówią w Kastylii, "media punta", czyli pomocnikiem grającym tuż za plecami napastnika. Jeden z anglojęzycznych ekspertów od piłki hiszpańskiej Sid Lowe nazywa go raczej "volante" i zestawia z Xavim z Barcelony. "Volante" w rzeczowniku to "kierownica", w przymiotniku "ruchomy" - co w tym kontekście zyskuje dodatkowych znaczeń, bo Chorwat jest od Xaviego zdecydowanie ruchliwszy. BBC informuje, że ze wszystkich piłkarzy La Liga to on ma najwięcej wślizgów, a równocześnie najczęściej spośród piłkarzy Realu podaje na połowie przeciwnika. Modrić po prostu może być wszędzie tam, gdzie piłka.

Przełom z Old Trafford

Kiedy mimo sprowadzenia do klubu Bale'a, Isco czy Illaramendiego Carlo Ancelotti stanowczo mówił, że Chorwat nie jest na sprzedaż, niejeden się zastanawiał, czy słusznie: początki kariery Modricia w Hiszpanii były trudne.

Tyle że zdanie to można odnieść także do początków całej kariery Luki Modricia, a także do tego, co spotkało go w Anglii. W piłkę zaczynał grać w kraju odczuwającym jeszcze skutki wojny, która spowodowała, że jako sześciolatek musiał wraz z rodziną opuścić teren zagrożony działaniami militarnymi (ojciec zresztą poszedł do wojska, a dziadek został zabity). Jako uchodźca mały Modrić trafił do Zadaru, gdzie najpierw uganiał się za piłką na betonowych parkingach. Później, już jako młody zawodnik Dynama Zagrzeb, został wypożyczony do położonego w Hercegowinie Mostaru - opowiadał potem, że piłkarz, który poradził sobie w słynącej z ostrej gry lidze bośniackiej, poradzi sobie wszędzie.

W Anglii zaczynał w Tottenhamie prowadzonym przez Juande Ramosa, w burzliwym dla tego klubu okresie po odejściu Berbatowa i Keane'a, i początkowo bywał ustawiany tuż przed własnym polem karnym, gdzie pozostawał bez wielkiego wpływu na grę. Dopiero Harry Redknapp, który przyszedł do Tottenhamu, gdy drużyna zajmowała ostatnie miejsce w tabeli Premier League, zaczął przesuwać go wyżej, i to właśnie za kadencji nieprzejmującego się przesadnie taktyką szkoleniowca mały Chorwat stał się jednym z najbardziej cenionych rozgrywających w Europie.

W Madrycie musiał wchodzić do drużyny z marszu, bez okresu przygotowawczego, który spędził jeszcze w Londynie, trenując indywidualnie i czekając, aż Real osiągnie porozumienie z Tottenhamem. Jose Mourinho wprowadzał go ostrożnie, mając w środku pola do dyspozycji trójkę Xabi Alonso, Sami Khedira i Mesut Ozil. Czytelnicy dziennika "Marca" w ankiecie z grudnia 2012 okrzyknęli nawet sprowadzonego za 33 miliony funtów piłkarza najgorszym transferem roku i o tym, jak Luka Modrić może być ważny dla Realu, po raz pierwszy przekonali się dopiero rok temu, podczas meczu z Manchesterem United na Old Trafford. I tym razem Mourinho wprowadził go z ławki, żeby wykorzystać stworzoną nagle wolną przestrzeń po czerwonej kartce Naniego - kilka minut później Chorwat strzelił cudowną bramkę i jego los się odmienił.

Sam Modrić tłumaczy, że już w poprzednim sezonie nie grał źle, tylko nie zawsze przekładało się to na dobry wynik drużyny - a ponieważ teraz jest i dobra gra, i wyniki, więc jego formę łatwiej docenić. Carlo Ancelotti nie wojuje tak z prasą jak Jose Mourinho, więc komplementy Włocha pod adresem Chorwata również są częściej cytowane. Czy presja zelżała? Jak mówi Modrić, presja nigdy nie była czymś, czego się obawiał.

Nerwy i piłka

"Kiedy inni się kopali, Luka Modrić grał w piłkę", napisał cytowany już Sid Lowe po gorącym półfinale Pucharu Króla, w którym Real mierzył się z Atletico. I dalej: "Kiedy inni tracili głowy, on utrzymywał nerwy na wodzy. Utrzymywał też piłkę - żaden piłkarz nie zanotował tylu podań, a kiedy na dziesięć minut przed końcem schodził z boiska, kibice skandowali jego nazwisko - co na Santiago Bernabeu nie zdarza się często".

Zapewne w kolejnych rundach Champions League rywale Realu okażą się bardziej wymagający od Schalke. Zapewne będą szukać sposobów na odcięcie od podań Bale'a czy Ronaldo. Coś mówi mi jednak, że i oni, zamiast od ścian, powinni zaczynać od fundamentów. Dekoracje dekoracjami (do marzeń o Decimie wypada dołożyć to spełnione - o Złotej Piłce...), warto pamiętać, że podstawa sukcesów Królewskich leży w głowie i w nogach Luki Modricia.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.