LM. Genetyka Milanu

Gdzie upatruje się największych szans Milanu na pokonanie Atletico Madryt i awans do ćwierćfinału? Nie, nie w chimerycznym Mario Balotellim. Również nie w osobie Clarence'a Seedorfa, trenerskiego żółtodzioba. Jedyną nadzieją wydaje się być "DNA Milanu".

Mówi się o nim w Mediolanie od wielu lat, lecz w ostatnich sezonach to wyrażenie zaczęło padać coraz częściej. Im słabsi piłkarze oraz wyniki, tym więcej mówi się o DNA. Nierozerwalnie jest związane ono z Ligą Mistrzów, to w tych rozgrywkach Milan w ostatnich latach święcił największe sukcesy. - Od sezonu 1988/89 Milan grał w LM (wcześniej Pucharze Europy) 19 razy, więcej niż jakikolwiek inny włoski klub. To pokazuje, że Liga Mistrzów jest w naszym DNA - tłumaczy Adriano Galliani, dyrektor wykonawczy klubu.

Samo DNA nie wystarczy na wiele bez odpowiednich piłkarzy. Do starcia z Atletico Milan przystępuje zajmując w lidze włoskiej 10. lokatę. W styczniu po raz pierwszy od 13 lat w trakcie sezonu został zmieniony trener. Nowym został Clarence Seedorf, uparcie powtarzający w ostatnich dniach o posiadaniu "DNA Milanu". W to nikt wątpić nie może, LM wygrywał cztery razy (dwukrotnie w barwach "Rossonerich"). Teraz zadebiutuje w niej jako trener, lecz o ostatecznym triumfie może na razie tylko pomarzyć. Nawet po zakończeniu kariery piłkarskiej swoimi umiejętnościami piłkarskimi przewyższa większość swoich podopiecznych.

W dodatku zarządza drużyną bez żadnego stylu. Milan na najwyższe posiadanie piłki w lidze (60%), jest drugi pod względem strzałów na mecz (16.9), a piłkę celniej podają zawodnicy tylko trzech zespołów (84,9% - dane z Whoscored.com). Te statystyki jednak nie przekładają się w żaden sposób na wyniki. "Rossoneri" wygrali, zremisowali oraz przegrali po 8 spotkań. Od czasu zmiany trenera w pięciu meczach Milan zdobył 10 punktów (lepszy w tym okresie jest tylko Juventus z 11), podczas gdy we wcześniejszych 14 meczach zdobyli 22 oczka.

Progres? Niekoniecznie, gdyż Seedorf do tej pory nie rozwiał żadnych wątpliwości. W żadnym aspekcie gry jego Milan nie jest lepszy od tego prowadzonego przez Massimiliano Allegriego. Nic w tym dziwnego, skoro pracuje dopiero miesiąc. Ale wszystkie ligowe zwycięstwa mają jedną cechę wspólną - bramki padały w końcówkach. Z Hellas Weroną decydujący okazał się rzut karny w 82. minucie, z Cagliari "Rossoneri" przegrywali aż do 87. minuty, by jeszcze przed doliczonym czasem gry prowadzić 2-1. W piątkowym pojedynku z Bologną trzy punkty atomowym strzałem z 30 metrów na 3 minuty przed końcem zagwarantował Mario Balotelli. Z nieco silniejszym Torino Milan już tylko zremisował, z Napoli wyraźnie przegrał. W dodatku odpadł z Udinese w pucharze Włoch.

Dwumecz z Atletico będzie najważniejszym dotychczasowym testem Seedorfa oraz jego umiejętności taktycznych. Przytoczone wcześniej statystyki dobitnie pokazują, iż Milan stara się zdominować rywala, grać krótkimi podaniami, lecz ma problemy z tworzeniem klarownych sytuacji bramkowych - aż 14 z 38 ligowych bramek zostało zdobytych zza pola karnego. W dodatku przez powolną linię obrony, mało ruchliwych defensywnych pomocników - ostatnio Nigela de Jonga i Michaela Essiena - oraz małe zaangażowanie ofensywnych piłkarzy w defensywę "Rossoneri" są niezwykle narażeni na kontrataki. A to woda na młyn dla Atletico, specjalizującego się w szybkich kontrach. Jak wykorzystać słabości Milanu, pokazało Torino i jeśli madryccy wysłannicy oglądali ten mecz, to doskonale wiedzą, jak można ugryźć mediolańczyków.

Paradoksalnie, dla Seedorfa wyniki teraz nie są najważniejsze. Milan nie walczy już o nic. Pół roku, które dostał, to idealne pole do wszelkich eksperymentów. W Serie A może co najwyżej pomarzyć o wywalczenie miejsca w Lidze Europy (a korzyści z gry w tych rozgrywkach są dyskusyjne). W następnym sezonie w Lidze Mistrzów nie zagra, chyba że wygra obecną edycję. To "Los Colchoneros" są faworytami i nikt nie będzie miał pretensji do Seedorfa za porażkę, mając do dyspozycji takich a nie innych piłkarzy.

Ważniejszy jest styl gry oraz umiejętność dostosowania się do lepszego rywala - może powinien cofnąć swój zespół i przerzucić ciężar rozgrywania ataku pozycyjnego na gości? - Lubię zespoły atakujące, kreatywne. Nie jestem fanem drużyn, które zawsze cofają się, czekają i kontratakują. Oczywiście może to być efektywne i czasem trzeba tak zagrać. Ale na swoich barkach niesiemy odpowiedzialność - nie chodzi tylko o wygrywanie, lecz również sposób, w jaki wygrywasz; nie chodzi tylko o rywalizację, lecz również sposób, w jaki rywalizujesz - tłumaczy Seedorf. W ten sposób można wyjaśnić to, czym jest DNA Milanu.

Istnienie "ligomistrzowej odmiany" obrazuje fakt, iż Milan jako jedyny reprezentant Serie A przetrwał zimę w LM. W zeszłym roku pomimo problemów zdołał pokonać Barcelonę 2-0. Co jeśli nie DNA odpowiada za taki stan rzeczy? Co będzie dalej, nie wiadomo, ale jak mówi Seedorf, "nie traci się swojego DNA - możesz złapać wirusa, lecz wtedy nadchodzi antywirus". Tym antywirusem ma być on sam.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.