Liga Mistrzów. Wołowski: Barcelonę może czekać powtórka z przeszłości i sygnał do głębokich zmian

To nie pojedynek Arsenalu z Bayernem jest największym szlagierem 1/8 finału Champions League, ale dwumecz Manchesteru City z Barceloną. Ta druga para wygląda na zdecydowanie bardziej wyrównaną - pisze Dariusz Wołowski, dziennikarz ?Gazety Wyborczej? i Sport.pl.

Zapraszamy na blog Dariusza Wołowskiego "W polu karnym"

Odbieranie szans liderowi Premier League w starciu z pierwszą drużyną Bundesligi nie ma na pozór wystarczającego uzasadnienia. Przed rokiem, na tym samym etapie rywalizacji, Arsenal dał się znokautować Bayernowi w Londynie, by w rewanżu na Allianz Arena otrzeć się o cudowny awans. Wtedy drużyna Arsene'a Wengera radziła sobie jeszcze bez Mesuta Oezila, w lidze grała słabiej niż dziś, tocząc bój o czwarte miejsce z Tottenhamem. 12 miesięcy później "Kanonierzy" będą mocniejsi fizycznie i psychicznie, choć jedna rzecz pozostanie pewnie bez zmian. Arsenal jest zespołem mającym fundamentalne kłopoty w bezpośrednich meczach z rywalami z topu.

Dowody? Porażka z przeżywającym turbulencje (łagodnie rzecz ujmując) Manchesterem United, niemogącym złapać równowagi po stracie Aleksa Fergusona. Przegrana z Chelsea w Pucharze Ligi, teraz "Kanonierzy" szykują się do rewanżu w lidze. W ostatnią sobotę stracili aż sześć goli w pojedynku wagi ciężkiej na Etihad Stadium i choć bili się z City dzielnie, także skończyli na tarczy. W Lidze Mistrzów? Przegrali dwumecz z Borussią Dortmund, bezpośrednie zmagania z Napoli zakończyli remisem.

Choć w futbolu zabawa w przepowiadanie przyszłości jest wyjątkowo ryzykowna i niewdzięczna, nie potrafię dostrzec u "Kanonierów" dość atutów, by byli zdolni skutecznie włożyć kij w tryby maszyny Pepa Guardioli. Może Bayern wymęczy się klubowymi mistrzostwami świata? Może, ale do lutego odpocznie. Dla Bawarczyków Bundesliga to szybszy spacer po parku wobec wysiłku, jaki będzie musiał wykonać Arsenal, by utrzymać się na szczycie Premier League. Co więcej, wydaje się, że każdy z trzech pozostałych zespołów reprezentujących najbogatszą ligę świata (MU, MC, Chelsea) byłby dla mistrza Niemiec bardziej niewygodny.

Zdecydowanie bardziej wyrównana jest para Manchester City - Barcelona. Klub z Katalonii trafił najgorzej, jak mógł, co nie znaczy, że Manuel Pellegrini jest zadowolony. Tyle że losowane z drugiego koszyka City musiało trafić na kogoś silnego, to Barca miała prawo oczekiwała szczęśliwszego wyroku losu. Wicemistrz Anglii, choć w Champions League swojego potencjału ujawnić dotąd nie potrafił, ma kadrę bogatą w futbolowe perły, takie jak Aguero, Silva, Yaya Toure czy Kompany.

Przewaga fizyczna będzie zdecydowanie po stronie City, ktoś powie, że dla Barcy to żadna nowość. Katalończycy nie musieli się bać wyższych i bardziej muskularnych od siebie, dopóki byli od nich szybsi w poruszaniu się po boisku i myśleniu. Ostatnio rzadziej się to zdarza. Zespół Gerardo Martino, wciąż zaliczany do faworytów Ligi Mistrzów, nie zajmuje już pozycji na ich czele. W wielkim sporze o obecny stan drużyny z Camp Nou City odegra znaczącą rolę.

W ostatnich sześciu latach w najgorszym razie Barca docierała do półfinału rozgrywek. Ci, którzy na nią trafiali, na starcie fazy pucharowej łapali się za głowy, próbując opanować drżenie łydek. Jeszcze dwa lata temu Bayer Leverkusen odprawiła z 10 golami. Teraz trafia na przeciwnika tak silnego, jakiego na tym etapie nie miała od 2007 roku. Wtedy Liverpool pokonał obrońcę trofeum, co na Camp Nou było pierwszym sygnałem do dokonania głębokich reform. Guardiola przeprowadził je półtora roku później. Teraz Barca albo obroni swoją pozycję, albo czeka ją powtórka z przeszłości.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA