Liga Mistrzów. Okoński: O trzonie Borussii wciąż stanowi "polska jakość"

A jednak to był wieczór Polaka. Robert Lewandowski asystował przy ładnym golu Mchitariana i sam strzelił fantastyczną bramkę. Pytanie tylko, czy wcześniej nie powinien wylecieć z boiska - zastanawia się Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Niektórzy powiedzieliby pewnie, że najlepszy z tego wszystkiego był doping kibiców Borussii. Nawet jeśli trochę przesadzali, jeśli np. Arsenalowi udało się w drugiej połowie rozegrać piękną akcję Ramseya z Oezilem, zakończoną uderzeniem Cazorli w spojenie słupka z poprzeczką, jeśli Robert Lewandowski strzelił kapitalną bramkę, a wcześniej imponował samotną walką z obrońcami rywala (choć ten łokieć wymierzony w twarz Kościelnego obniżył ocenę jego występu, a fani Arsenalu mogą słusznie pytać, czy po tym uderzeniu Polak nie powinien obejrzeć czerwonej kartki) - z pewnością nie mógłbym teraz bronić zdania sprzed kilkunastu godzin , że ten pojedynek okaże się lepszy niż sobotnie starcie Barcelony z Realem.

Ciężko bez Flaminiego

Co nie znaczy, że nie miałem racji w innych kwestiach. Zastrzeżenia do obrony Arsenalu i przypominanie bramek, które tracili w tym sezonie, pytanie, co będzie z organizacją gry pod nieobecność Flaminiego... - w 15. minucie dostaliśmy wszystko to w pigułce, kiedy Aaron Ramsey o jeden raz za dużo dotykał piłki przed własnym polem karnym, by stracić ją na rzecz Reusa, co poskutkowało ostatecznie asystą Lewandowskiego i golem Mchitariana. Podobnie kiepsko było przy drugim golu gości: strzelec bramki w momencie rozpoczęcia kontrataku był głęboko na własnej połowie, obaj stoperzy mieli kogo kryć, ale to, że Gibbs dopuścił do dośrodkowania, a Sagna był gdzieś hen daleko, o Lewandowskim zaś nikt nie myślał, każe wystawić defensywnemu kolektywowi kiepską ocenę.

Polska jakość

Na grę Lewandowskiego wyrzekano na bieżąco w trakcie meczu, wyraźnie nie zauważając ciężkiej walki, jaką toczył z obrońcami Arsenalu. Wszystko, co dobre w grze ofensywnej Borussii w pierwszej połowie, odbywało się z jego udziałem - wyciąganie za sobą aż na własną połowę Mertesackera, zagrania do wchodzących z drugiej linii kolegów, otwierające podania... Polak tak naprawdę zgasł jedynie na kilkanaście minut drugiej połowy, ale kiedy miał wreszcie w miarę klarowną okazję do strzelenia bramki - wykorzystał ją w wielkim stylu. Jak to napisał w meczowym programie Arsene Wenger, wiele w drużynie gości zmieniło się w trakcie ostatnich miesięcy, ale nie trzon zespołu, o którym stanowi "polska jakość".

Najlepszą obroną jest kontratak

Co znaczące: Lewandowski trafił w momencie, gdy Arsenal grał o zwycięstwo. Wejście na boisko Cazorli pozwoliło Kanonierom wreszcie przejąć inicjatywę; pressing Borussii (29 przejęć piłki w trakcie całego meczu!) wyraźnie się sypał, Oezil znajdował miejsce na prawej stronie i w 69. minucie był bliski zanotowania asysty po uderzeniu Hiszpana. Gospodarze mieli inicjatywę, atakowali i... stracili gola w sposób, w jaki wcześniej sami mieli nadzieję go strzelić - z kontrataku.

Taktycznym tematem wieczoru były rajdy bocznych obrońców, Sagni i Grosskreutza. Grający przed nimi zawodnicy chętnie schodzili do środka, robiąc im mnóstwo miejsca, ci zaś dośrodkowywali z mieszanym powodzeniem - obu jednak w końcu się udało.

Grupa śmierci

"Feelgood factor", czynnik dobrego samopoczucia, o którym mówił Arsene Wenger przed meczem z Borussią - został podważony. Z rywalem, owszem, najsilniejszym z dotychczasowych, Arsenal przegrał, a w dodatku z drużynami, które liczą się w walce o awans w Lidze Mistrzów, będzie teraz musiał grać na wyjeździe. Michael Owen przed kilkoma dniami, Gary Neville i Jamie Carragher w poniedziałkowy wieczór otwarcie kwestionowali szanse tej drużyny na zawojowanie Premier League, o rozgrywkach europejskich nie wspominając. Owen nie widział Kanonierów nawet w pierwszej czwórce, mimo iż jak Wenger Wengerem niżej niż czwarte miejsce w angielskiej ekstraklasie nie byli. Tamci dwaj z kolei (skądinąd wynoszący w poniedziałkowe wieczory komentarz telewizyjnego eksperta na niespotykane dotąd poziomy), zwracali uwagę, że w tym sezonie Kanonierzy grywali głównie z drużynami z dolnej połowy tabeli, a poza tym tak dawno niczego nie wygrali, że jak przyjdzie co do czego, nie będą wiedzieli, jak to robić.

No nie wiem... Mistrzów Niemiec, Francji i Włoch jest w drużynie co najmniej kilku, podobnie jak reprezentantów krajów i ikon światowej piłki. Grają w klubie, który - co ważne: pod tym właśnie trenerem - po tytuły już sięgał. Nie są młodziakami - raczej stanowią optymalną mieszankę młodości i doświadczenia. Mają brytyjski trzon (Wilshere, Ramsey, Walcott, Jenkinson, Gibbs). Mają nową supergwiazdę, Mesuta Oezila, ale mają też gwiazdę sprzed roku, Santiego Cazorlę, której pojawienie się w drugiej połowie pozwoliło Arsenalowi na okres zdecydowanie lepszej gry. Flamini wróci do gry już w sobotę. "Jeszcze się wszystko da odkręcić, jeszcze się przecież nic nie stało", jak śpiewano kiedyś w Piwnicy pod Baranami.

Następca?

Obchodzący dziś 64. urodziny Arsene Wenger zapewniał, że zapomniał o tym fakcie, a właściciele klubu mówili w ostatnich miesiącach, iż zamierzają przedłużyć jego kontrakt. Dziennikarze brytyjscy podpytywali jednak Juergena Kloppa na tyle mocno o plany na przyszłość, a trener Borussii odpowiadał na tyle niejasno, że bądźcie pewni: temat wróci w środowych gazetach. Kolonia niemiecka na Wyspach jest coraz silniejsza, a takiego menedżera niejeden klub w Premier League potrzebuje.

Zobacz wideo

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA