Arsenal wreszcie zadowolony. Wenger znów niekwestionowany i z przyszłością

Po siedemnastu latach pracy Arsene'a Wengera z Arsenalem nastroje w klubie nie mogłyby być lepsze. Jest prowadzenie w Premier League i "grupie śmierci" Ligi Mistrzów, jest Özil, są świetne wyniki finansowe, będzie także nowy kontrakt dla trenera - pisze Michał Okoński, dziennikarz "Tygodnika Powszechnego" i autor bloga "Futbol jest okrutny".

Wyliczanie niezdobytych przez Arsenal pucharów i tytułów trwa osiem lat. Nawet kiedy przed miesiącem kończyły się negocjacje z Realem w sprawie kupna Mesuta Özila, w sieci pojawił się żarcik o oblanych testach medycznych z powodu astmy, której niemiecki pomocnik miał się nabawić w potężnie zakurzonym gabinecie z klubowymi trofeami. Skład co roku uszczuplany odchodzeniem kolejnych gwiazd, a to Nasriego i van Persiego, a to Fabregasa, o Adebayorze, Vieirze, Henrym, Clichym i Cole'u nie wspominając. Trener oskarżany o to, że zasklepił się we własnych koncepcjach, ignorując fakt, że świat idzie do przodu. Napięcia na szczytach klubowej władzy (wkrótce po sprzedaniu van Persiego do MU mniejszościowy udziałowiec publicznie kwestionował ambicje głównego właściciela). Frustracja kibiców, podczas kolejnych okienek transferowych żądających "wydania pieprzonych pieniędzy" i cierpiących z powodu faktu, że niedawny kapitan i najlepszy strzelec drużyny zapewnił mistrzostwo Anglii Manchesterowi United. Z tej mąki miało już nigdy nie być chleba, nieprawdaż?

Jeszcze za mną zatęsknicie

Jest 19 lutego 2013 roku. Arsenal zostaje zmieciony z murawy stadionu Emirates przez Bayern. Dwa dni wcześniej odpada z Pucharu Anglii po meczu z drugoligowym Blackburn, niedługo później przegrywa w derbach z Tottenhamem i jego strata w tabeli do północnolondyńskiego konkurenta wynosi siedem punktów. Pomiędzy meczami z Blackburn i Bayernem Arsene Wenger traci panowanie nad sobą podczas konferencji prasowej. "Dlaczego na mnie patrzysz?" - pytanie zadane wówczas dziennikarzowi "Daily Mail", i riposta tego ostatniego ("Bo to twoja konferencja prasowa..."), będą odtąd niepomijalnym epizodem w każdej biografii menedżera Arsenalu. "Jeszcze za mną zatęsknicie" - kończy dramatyczną wymianę zdań z dziennikarzami francuski szkoleniowiec. Sprawa jego odejścia z klubu (już po sezonie? po sezonie kolejnym, kiedy jego kontrakt dobiegnie końca?) staje na ostrzu noża.

Mija niecały miesiąc. 13 marca Kanonierzy jadą do Monachium, gdzie wygrywają z pewnym już awansu Bayernem 0:2; odpadają wprawdzie z Ligi Mistrzów, ale od tamtego meczu zaczyna się ich fantastyczna, trwająca do dziś passa: w Premier League Arsenal odrabia straty do Tottenhamu i zapewnia sobie prawo gry w Lidze Mistrzów w szesnastym z rzędu sezonie, a potem świetnie zaczyna kolejne rozgrywki - zarówno krajowe, jak kontynentalne. W sezonie 2013/14, po porażce z Aston Villą, odnosi dziewięć zwycięstw z rzędu. Od czasu marcowych derbów z Tottenhamem przegrywa zaledwie jeden mecz o stawkę, wygrywając siedemnaście, a remisując trzy.

Arsenal znów niezwyciężony

Jest 1 października 2013 roku. Niewiele ponad pół roku od tamtego przykrego wieczoru na Emirates ta sama drużyna pod tym samym trenerem podejmuje mocne ostatnio Napoli. Tym razem to ona zmiata rywala z murawy. Arsenalu grającego tak jak w pierwszej połowie - Arsenalu atakującego z taką płynnością i fantazją, tak skutecznie wykańczającego akcje rozgrywane na pełnej szybkości, tak sprytnie operującego bez piłki i z piłką - nie widzieliśmy pewnie od czasów słynnego "niezwyciężonego Arsenalu" z lat 2003-04, z Bergkampem, Henrym, Vieirą czy Piresem w składzie. Co więcej: zachwytów nad postawą Kanonierów nie sposób ograniczyć do pierwszych czterdziestu pięciu minut. W drugiej połowie drużyna imponowała rozwagą; zamiast nadal szturmować - kontrolowała grę, pozwalając piłkarzom Rafy Beniteza zaledwie na kilka uderzeń z dystansu.

Bohaterem meczu - i w ogóle bohaterem ostatnich tygodni w Arsenalu - był oczywiście Mesut Özil. Sprowadzony za 42 miliony funtów pomocnik wczoraj nie tylko strzelił fantastyczną bramkę i nie tylko zanotował piątą asystę w piątym zaledwie występie dla klubu; jego wymienność pozycji z Aaronem Ramseyem miała charakter niemalże telepatyczny, a współpraca z Sagną po prawej strony boiska okazała się kluczem do zwycięstwa. Rzecz w tym, że co najmniej tak samo dobrze grał wspomniany Ramsey - pomocnik, który jest w czołówce najlepszych strzelców Premier League, ale jego nazwisko pojawia się również w rankingach piłkarzy najlepiej podających i najczęściej odbierających piłkę, że skuteczny jest Olivier Giroud, że regularność podań Mikela Artety kojarzy się z metronomem (wczoraj 76 podań, z czego 75 celnych!), a powrócony z Milanu Matthieu Flamini daje wreszcie jakąś asekurację obrońcom. I że wszystko to dzieje się pomimo pasma kontuzji: najlepszego w ubiegłym sezonie Cazorli, Walcotta, Podolskiego, Oxlade'a-Chamberlaina... Jak to mówił Wenger na tamtej burzliwej konferencji? "Ten zespół jest lepszy, niż uważacie"...

Wenger znów niekwestionowany

Tamto lutowe popołudnie w sali dla mediów ośrodka treningowego w Colney było naprawdę poruszające. Zamiast, jak zwykle, zobaczyć lekko zdystansowanego wykładowcę z dyskretnym poczuciem humoru, stającego przed gromadą przeciętnych uczniów, przyjaznego i nieskończenie cierpliwego wobec ich kolejnych pomyłek przy tablicy, dziennikarze ujrzeli człowieka, który sam psychicznie cierpi i który przyznaje, że również problem jego podopiecznych leży w sferze psychiki. Wtedy Wenger skarżył się, że w drugich połowach meczów forma jego zawodników jest mistrzowska, ale na pierwsze 45 minut wychodzą - odwrotnie niż we wczorajszym meczu z Napoli - z dziwnie spętanymi nogami. Problem w tym, że wówczas nie potrafił udzielić odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje.

Dziś w zasadzie nie musi odpowiadać na żadne z pytań: każdy z uczestniczących w tamtej konferencji dziennikarzy sam chętnie przyzna, że tak grającej drużyny Arsenalu nie spodziewał się już oglądać. Oczywiście to dopiero początek sezonu, oczywiście przed Kanonierami mecze z Borussią i kolejne wyczerpujące starcia w Premier League. Oczywiście nieraz w ciągu najbliższych miesięcy kibice tego klubu zżymać się będą na zagapiających się obrońców (szczęśliwie Vermaelen pozostaje ostatnio rezerwowym, a Andre Santosa sprzedano) albo obgryzać paznokcie, patrząc, jak drużyna znów kończy mecz w dziesiątkę. Oczywiście na rynku transferowym znalazłoby się jeszcze parę nazwisk, które mogłyby ten zespół wzmocnić (co, jeśli kontuzję złapie Giroud? czy naprawdę nie było lepszych defensywnych pomocników od Flaminiego?), ale pomimo tych wszystkich zastrzeżeń i pomimo świadomości, że fantastyczna seria zwycięstw skończy się raczej prędzej niż później, nikt już pozycji Wengera nie kwestionuje.

Piłkarze bez batonów

Przy okazji mijającej właśnie siedemnastej rocznicy pracy Wengera w Londynie przywołano mnóstwo statystyk i anegdot. 965 meczów: 559 wygranych, 217 remisów, 189 porażek; przeczytałem na Twitterze, że nawet gdyby Wenger przegrał kolejne 130 meczów, i tak miałby najwyższy procent wygranych ze wszystkich menedżerów w historii Arsenalu. 187 piłkarzy z 46 krajów; z czego niemal równo jedną trzecią - 62 - Wenger wyciągnął z klubowej akademii. Zawsze miejsce w pierwszej czwórce Premier League, zazwyczaj na pudle...

Początki miał trudne. Szczupły elokwentny okularnik z japońskim epizodem w CV przypominał nowym podopiecznym belfra, a nie menedżera. Obejmował wprawdzie zespół nauczony już wygrywania przez George'a Grahama, ale bez stylu i klasy, zazwyczaj tym samym nudnym 1:0. Co gorsza: zespół ze swoimi przyzwyczajeniami, żywieniowymi zwłaszcza (przy okazji siedemnastolecia wspominano awanturę, jaką podróżująca na jedno ze spotkań drużyna urządziła w autobusie, pozbawiona tradycyjnego zapasu batoników), ale także dotyczącymi metod treningowych. Prawy obrońca tamtej ekipy, Lee Dixon, do dziś wspomina przerażenie w związku z faktem, że "nowy", zamiast budować ich kondycję, każąc im ganiać po wrzosowiskach, od początku stawia na zajęcia z piłką. W pewnym momencie część zawodników poszła nawet z Wengerem pogadać, a ten wytłumaczył im, że wszystko opiera się na metodach naukowych, co rzecz jasna w ogóle ich nie uspokoiło. Potem jednak, jak wspominał bramkarz David Seaman, "ludzie zauważyli, że w 80. minucie meczu wciąż gramy na pełnych obrotach, więc na zgrupowaniach reprezentacji pytali, jak my to do cholery robimy".

Trener z przyszłością

Rewolucyjne wówczas metody, dziś rewolucyjne już nie są. Podobnie jak legendarna sieć francuskich kontaktów Wengera, która przed laty pozwoliła mu sprowadzić za grosze takiego np. Nicolasa Anelkę - dzisiaj lepsze rozeznanie na tamtejszym rynku ma np. szef skautów Newcastle Graham Carr. Warto zresztą zauważyć, że menedżer Arsenalu zmienił metody wyszukiwania piłkarzy: oprócz inwestowania w kolejnych młodzieńców, których potencjał rozwoju potrafi ocenić na kilka lat do przodu, nie stroni (patrz: Cazorla, Podolski, Giroud, Mertesacker, w końcu Özil) od kupowania zawodników starszych i kosztowniejszych. Galijski niegdyś zaciąg wyparli Brytyjczycy - trzon drużyny stanowią Anglicy Walcott, Wilshere, Gibbs, Oxlade-Chamberlain i Jenkinson oraz Walijczyk Ramsey.

Jak mówi jednak większościowy udziałowiec klubu, Stan Kroenke, najdłużej pracujący w Premier League menedżer nie zmienił swojej całkowitej niezależności (np. w działaniach na rynku transferowym, do których bywa wręcz zachęcany przez ludzi od pieniędzy), a przede wszystkim nie stracił wiary w sensowność tego, co robi - zupełnie po swojemu. Bo, jakkolwiek to zabrzmi w świecie poszukującym łatwych rozwiązań, z których najłatwiejsza zawsze wydaje się zmiana trenera, w ciągu ostatniego półrocza w Arsenalu nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego, a transfer Özila wcale nie był przełomowy. Wyjazdowe zwycięstwo nad Bayernem pozwoliło zawodnikom na nowo podnieść głowy i poczuć, że rzeczywiście są lepsi, niż uważają dziennikarze, zaś późniejszy wypad do Swansea, a zwłaszcza obronione w dziesiątkę, również wyjazdowe zwycięstwo z West Bromwich Albion, pokazały, że spisywany na straty sezon wcale nie jest stracony. Odblokowany Giroud, świetny Cazorla, Walcott, który raz jeszcze uwierzył Wengerowi i przedłużył kontakt z klubem, w odpowiednim momencie posadzony na ławce Szczęsny, a przede wszystkim przechodzący samego siebie Aaron Ramsey - powodów, dla których o Arsenalu znów mówi się serio, jest więcej niż jeden galaktyczny zakup.

Mesut Özil, pytany o motywy przeprowadzki do Londynu, na pierwszym miejscu wymieniał możliwość pracy z Wengerem. Wygląda na to, że wiedział, co mówi. Podsumowując siedemnaście lat pracy z Francuza z Arsenalem, nie szykujemy mu miejsca w jakiejś Alei Zasłużonych angielskiej ekstraklasy - przeciwnie, znów pytamy o jej podbój.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Agora SA