Diego Costa. Kodeks brutalności

W Lidze hiszpańskiej strzelił w trwającym sezonie tyle goli co Messi - osiem w siedmiu meczach. Hiszpanie nazywają go "El Cabron" - "Sukinsyn". Brazylijczyk to gracz, który boiskowe cwaniactwo ma w jednym palcu. Bywa bardzo agresywny i często reaguje impulsywnie, ale za to jest zabójczo skuteczny. Diego Costa z Atletico Madryt to na pewno koszmar obrońców w Europie. Multirelacja z wtorkowych spotkań Ligi Mistrzów w tym starcia Atletico z Porto, od godz. 20.45 w Sport.pl i aplikacji Sport.pl Live na telefony.

Wychodzisz z domu, a gra Liga Mistrzów? Śledź relacje w telefonie dzięki aplikacji Sport.pl Live

Przed rozpoczęciem nowego sezonu z Atletico odszedł najlepszy strzelec Radamel Falcao, który za 60 mln euro przeniósł się do Monako. Z Barcelony przyszedł do Atletico David Villa, który miał dawać temu klubowi odpowiednią liczbe bramek w sezonie, ale jak na razie daleko mu do skuteczności Kolumbijczyka. Niespodziewanie pierwszoplanową postacią w ataku stał się Diego Costa, który ewidentnie wyszedł z cienia Falcao, a Messiemu depcze po piętach, mając na koncie tyle samo strzelonych bramek w lidze.

W ostatniej kolejce Primera Division Costa strzelił bramkę dającą zwycięstwo Atletico nad odwiecznym rywalem zza miedzy. Przez wiele lat Real Madryt ogrywał Atletico. Ciężko znaleźć w Europie podobny przypadek, w którym zespół o dużych aspiracjach i potencjale, mający w swoim składzie gwiazdy, byłby do tego stopnia bezbronny wobec lokalnego przeciwnika. W poprzedni weekend było jednak inaczej, schemat się nie powtórzył, w dużej mierze za sprawą Diego Costy. Teraz Atletico rządzi w Madrycie. Przynajmniej do czasu kolejnego derbowego pojedynku.

"Myślałem o tym, by na boisku zabić"

Diego Costa swój pierwszy profesjonalny trening odbył dopiero gdy miał 16 lat. Tym samym był to jego pierwszy kontakt z trawiastym boiskiem! Wcześniej grał tylko na betonowych, w brazylijskich fawelach, gdzie się wychowywał. Gdy zaczął już swoją profesjonalną karierę, szybko został zawieszony na cztery miesiące, uderzając w twarz innego zawodnika i grożąc sędziemu. Jednak mimo swoich wybryków przykuł uwagę skautów z Europy. Podpisał kontrakt z Bragą i mając 18 lat, zostawił wszystko, w tym swoją rodzinę, by przeprowadzić się do Europy. Na Starym Kontynencie lądował z łatką jeszcze nieoszlifowanego diamentu, ale tym mieli się zająć jego nowi pracodawcy.

Jednak napastnikowi w młodym wieku nie wpojono żadnych zasad fair play. Nie uczęszczał do szkółki piłkarskiej tak jak większość dzisiejszych piłkarskich gwiazd. W szkółkach uczą zachowania boiskowego, a Costa nauczył się swojego na brudnych ulicach w Brazylii, siłą rzeczy musiał je przenieść na boisko.

- Kiedyś zupełnie nie umiałem nad sobą panować, nie miałem żadnego szacunku dla rywali. Teraz już wiem, że właśnie tego nauczyłbym się, gdybym wcześniej zaczął futbolową edukację - wspomina snajper. - Byłem przyzwyczajony widzieć kolegów dostających łokciem w twarz, to była norma. Dlatego nie miałem szacunku dla przeciwnika. Obrażałem wszystkich, walczyłem z każdym. Myślałem o tym, żeby na boisku zabić - stwierdził niedawno.

Droga 25-letniego Costy do pierwszej "11" drużyny "Rojiblancos" i statusu pierwszoplanowej postaci Primera Division była kręta, długa i bardzo wyboista. Piłkarz aż dziewięciokrotnie zmieniał barwy klubowe. Zaczynał w portugalskiej Bradze, potem trafił na Vicente Calderon, skąd był wypożyczany do trzech różnych klubów. Potem, w 2009 roku, na zasadzie transferu definitywnego trafił do Valladolid, ale po roku znów wrócił do Atletico. Jednak w 2012 został na pół roku ponownie wypożyczony, jego tymczasowym pracodawcą zostało Rayo Vallecano. Przed minionym sezonem już na stałe wrócił do Madrytu i wreszcie stał się ważnym piłkarzem zespołu.

El Cabron" - "Sukinsyn"

 

Costa nie budzi jednak tylko złych emocji. Co prawda na treningi przychodził spóźniony, a kiedyś na okres przygotowawczy wrócił z wakacji z dużą nadwagą. Costa jest też jednak znany na boiskach w Hiszpanii z ogromnej siły, świetnej gry w powietrzu, walki do upadłego, zaciętości, oraz ogromnego zaangażowania. Każdy trener chciałby takiego napastnika w swojej drużynie, ale ze względu na jego charakter nikt się do tego nie przyznaje. Jego wybuchowy temperament często powoduje, że zawodnik przekracza przepisy i za to jest karany kartkami. W minionym sezonie zanotował ich na swoim koncie 15 żółtych i dwie czerwone.

Krnąbrny napastnik jak nikt inny potrafi rozpracowywać swoich rywali. Costa upatruje na swój cel zawsze tego gracza drużyny przeciwnej, którego może najszybciej wyprowadzić z równowagi, który psychicznie nie wytrzyma z nim walki. Brazylijczyk to taki typowy boiskowy cwaniak - zazwyczaj atakuje dopiero wtedy, gdy wie, że ujdzie mu to na sucho. W tłoku bądź za plecami sędziego. Szturcha przeciwnika, ciągnie za koszulkę, obraża, depcze nogi, wbija łokieć w żebra, gestykuluje, ciągle wywiera presję na swojego rywala, stając się jego koszmarem przez 90 minut meczu.

Na pytanie, jakim typem zawodnika jest, Diego odpowiada bardzo szczerze. - Dokuczliwym. Kiedy sprawy nie układają się po mojej myśli, staram się przynajmniej komuś dokuczyć, dowalić. No i dużo biegam. Nauczyłem się, że gdy ma się gorszy dzień, to można zamaskować to bieganiem.

Diego to prawdziwe boiskowe 'ziółko', większość obserwatorów bez chwili zastanowienia nazwie go chamem czy brutalem. Costa to taki zawodnik, którego kibice kochają, jeśli gra dla ich drużyny, ale nienawidzą gdy występuje w barwach jakiegokolwiek innego zespołu.

Całkowicie człowieka nie da się oduczyć nawyków. Dlatego Costa wielokrotnie traci opanowanie na murawie. W poprzednim sezonie podczas derbów ciągle zaczepiał Pepe i Sergio Ramosa. Jak odczytano z ruchu warg, pierwszego nazwał "portugalskim skurw...", a drugiemu kazał "spierd...". W spotkaniu w Lidze Europy z Viktorią Pilzno uderzył głową przeciwnika, za co został zdyskwalifikowany z tych rozgrywek na cztery mecze. Takich przykładów jest więcej - w półfinale Pucharu Króla w pojedynkę wyrzucił z boiska Gary'ego Medela i Geoffreya Kondogbię. Pierwszego z nich doprowadził do takiej wściekłości, że do szatni odprowadzali go na zmianę trzej koledzy. Drugiego, młodego i niedoświadczonego, złamał rasistowskimi komentarzami.

Antonio Amaya, zawodnik Betisu, do tego stopnia się wkurzył na Costę, który go prowokował i zaczepiał, że podczas jednego z meczów splunął rywalowi w twarz.

 

Brazylijczyk jednak obecnie bierze coraz większą odpowiedzialność za wyniki drużyny, co wiąże się z jego zmianą na lepsze. Być może zmusza go do tego coraz ważniejsza rola, którą odgrywa w zespole Simeone. Trener Atletico często chwali i broni swojego snajpera. - To inteligentny i bardzo ambitny piłkarz. Chce wygrywać wszystko. Musi jednak jeszcze dużo pracować, bo może być jeszcze lepszy - chwalił grę i skuteczność swojego napastnika trener Atletico.

Costa może zagrać w barwach jednego z murowanych faworytów na Mundialu, czy to Brazylii, czy też Hiszpanii. Niedawno Diego zadebiutował w reprezentacji Brazylii, ale wystąpił tylko w meczach towarzyskich, więc mógłby jeszcze zdecydować się na grę dla Hiszpanii. - W życiu kieruję się pewną zasadą: gram tam, gdzie mnie chcą. Zobaczymy. Przed nikim nie zamykam drzwi - mówi napastnik.

Jedno jest pewne - jeśli nie zobaczymy go na boiskach w Brazylii podczas zbliżającego się mundialu, stracimy wiele emocji, tych złych, jak i dobrych - bo ich gwarancją jest właśnie napastnik Atletico Diego Costa.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.